Parlament Europejski miał szansę zrobić dobry uczynek przyczyniając się do polepszenia kondycji zdrowotnej Europejczyków, a także robiąc ukłon w stronę obywatelskich wolności. Z szansy tej rzecz jasna nie skorzystał.

Projekt przepisów unijnych, które umożliwiałyby włodarzom państw członkowskich większą swobodę w ograniczaniu bądź zakazywaniu na swoim terytorium sprzedaży i stosowania genetycznie modyfikowanej żywności i paszy został odrzucony przez PE w środę. Według większości eurodeputowanych zaproponowane przez Komisję Europejską przepisy byłyby „niewykonalne”, ponadto miałyby doprowadzić do kontroli granicznych pomiędzy krajami, które są zwolennikami i przeciwnikami GMO. Za odrzuceniem projektu głosowało 577 europosłów, 75 było za jego przyjęciem, a 38 wstrzymało się od głosu.

„Dzisiejsze głosowanie daje Komisji Europejskiej jasny sygnał, że jej wniosek może postawić na głowie to, co zostało osiągnięte dzięki wspólnemu rynkowi i unii celnej” – stwierdził przewodniczący parlamentarnej komisji ds. ochrony środowiska Giovanni La Via, po czym dodał: „Wniosek KE mógłby mieć negatywny wpływ na rolnictwo w Unii Europejskiej, które zależy od protein dostarczanych przez GMO, oraz negatywny wpływ na import. Ponadto jak wdrożyć tego typu wniosek na terenie UE, gdzie nie ma kontroli granicznych?”. Doprawdy problemy Brukseli są zatrważające. Zniosła granice tylko po to, by używać tego faktu jako argumentu do prowadzenia sobie tylko zrozumiałej gry. Skoro można było wydać rozporządzenie, to być może można je także cofnąć? Spokojnie, to tylko ironiczna dygresja zmierzająca do podważenia „logiki” UE.

Projekt, o którym mowa, zakładał możliwość wdrożenia całkowitego zakazu sprzedaży i stosowania GMO na terytorium konkretnego państwa nawet wówczas, kiedy produkty modyfikowane genetycznie zostałyby zatwierdzone na poziomie Unii Europejskiej. Wejście w życie podobnego prawa byłoby więc krokiem w stronę nadania poszczególnym krajom członkowskim swego rodzaju autonomii. Już nie centrala podejmowałaby decyzję z automatu narzucaną poszczególnym państwom, ale właśnie te państwa mogłyby stanowić o sobie w tej jednej sprawie. Mogłyby, ale nie będą. Unia nie zgodzi się na danie palca w obawie przed sięgnięciem po rękę. Kwestia GMO jest tu drugorzędna – to mógłby być każdy inny roztrząsany problem.

Kolejny raz Unia pokazuje swoje prawdziwe oblicze – postawę ciemiężenia niemającej nic do powiedzenia większości w imię interesów trzymającej władzę mniejszości. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że ten sztuczny twór niczym związek celebrytów nie przetrwa próby czasu.