Zbliżają się wybory (do PE) toteż należałoby pokazać, że prócz zaangażowania w sprawy Ukrainy, potrafią też -osiołki – zadbać o polski lud pracujący. Wszak 4-letnia kadencja w Unio-chlewiku jest warta prawie 3,5 miliona złotych – prawda, że warto się połasić?

Tam również, jak i w naszym Polskim ku*widołku poniższe hasło stało się nadrzędną zasadą według, której funkcjonują partie i ich najmniejsze, jednoosobowe byty parlamentarne. Dziwię się, gdyż powinna być – ta zasada – już od dawna wyryta w kilkutonowym marmurze i stać przed Sejmem, zagrzewając osłów do pracy. Zasada ta brzmi: „Wiemy, że nic nie umiemy, dlatego musimy zająć się bzdetami, spychając zarazem sprawy ważne na wieczne nigdy, byście widzieli to co widzieć macie. Jakoś przebąblujemy do kolejnej kadencji”.

Argumenty niektórych przedstawicieli naszych partii politycznych, w temacie niedzielnej pracy wyglądają tak:

  • Poseł Tomasz Szymański (PO) złożył wniosek o odrzucenie obu projektów w głosowaniu. Jego zdaniem wprowadzenie zakazu handlu w niedzielę doprowadzi do wzrostu bezrobocia.
  • Henryk Smolarz (PSL) ocenił, że projekty mogą doprowadzić do wzrostu bezrobocia. Jego zdaniem do pomysłu ograniczenia handlu w niedzielę należy powrócić w przyszłości.
  • Anna Grodzka (TR) zapowiedziała, że Twój Ruch nie poprze tych projektów. Według niej, są one „nacechowane ideologicznie” i nie poprawią sytuacji pracowników handlu.
  • Przeciwnego zdania jest Stanisław Szwed (PiS), który opowiedział się za skierowaniem oby projektów do dalszych prac w komisjach. Poseł przekonywał, że większość Polaków popiera zakaz handlu w niedzielę.
  • Za dalszymi pracami opowiedział się, choć z zastrzeżeniami, Artur Ostrowski (SLD). Zaznaczył, że ewentualne zmiany powinny w pierwszej kolejności uwzględniać interesy pracowników.
  • Za dalszymi pracami nad projektami opowiedział się także Tadeusz Woźniak (SP), który przekonywał, że rozwiązania zmierzające do wprowadzenia zakazu handlu w niedzielę zasługują na poparcie.

Ja natomiast zadaję pytanie: jak nazwać osobę, która generalny remont mieszkania zaczyna od umycia okien?

Wyjaśnijmy kilka rzeczy. Jeżeli tym ludziom – posłom – chodzi o handel w niedzielę, to musimy ustalić, że 95% pracujących w handlu (sklepy, markety) to kobiety. Zgodzić się trzeba również, że kobiety pełnią szczególną rolę w każdej rodzinie, szczególnie w tej, posiadającej potomstwo. Z dużym prawdopodobieństwem, graniczącym z pewnością takie kobiety wolałyby ten dzień spędzać z dziećmi, mężem, chłopakiem. Dzieci również wolałyby przeżyć ten dzień bardziej rodzinnie, niż naparzając w Simsy na PlayStation. To są fakty z którymi nie da się dyskutować. Ale są też inne.

Jesteśmy – przez tych głąbów, który opisałem u góry – jednym z najbiedniejszych narodów, który od dziesięcioleci nie umie sobie poradzić z redystrybucyjną funkcją podatków. Leżymy i kwiczymy, a do końca tej dekady zaliczymy bankructwo, w innym razie rząd nie rabowałby połowy oszczędności z OFE, by uniknąć bankructwa (gdyż taki był prawdziwy powód tego procederu, a nie dobro emerytów jak Wam w TVN mówiono). Zwyczajnie nie stać nas na choćby jeden dzień wolnego od handlu. W internecie krążył niedawno film, w którym Chiński biznesmen śmieje się z Europy, że my nie pracujemy tylko się obijamy (fragment . I tu ma chińczyk rację. W Chinach się pracuje i dlatego oni mają dwucyfrowy wzrost gospodarczy, a my cudem uniknęliśmy recesji. Wbrew temu co widzimy w spotach reklamowych, dobrobyt pochodzi z pracy, a nie z dotacji od Unii Europejskiej, która de facto też się zwija i również stoi już w kolejce do upadku.

Do prawdy ciężko jest zrozumieć powód, dla którego politycy chcą tak bardzo ingerować w życie obywateli, uważając przy tym, że mają prawo zakazywać, bądź nakazywać pracy w niedzielę. Przecież to powinna być indywidualna sprawa każdej kobiety. Chcesz pracować – pracuj. Nie chcesz – nie pracuj. To facet powinien utrzymywać całą rodzinę i powinno się stworzyć ku temu warunki. W ten sposób kobieta, gdyby nie miała dzieci, mogłaby sobie pracować jednocześnie podwyższając status i dochody rodziny, a jeżeli miałaby potomstwo to sama przecież jest w stanie zdecydować, czy może się poświęcić, czy też nie.

Sytuacja bardzo prosta, wręcz banalna i nawet brzmi fajnie, ale znając życie ktoś stwierdzi, że dziś mężczyzny nie stać na samodzielne utrzymanie rodziny i z tego powodu kobieta musi mu pomóc. To niezaprzeczalny fakt, jednak 100 lat temu mężczyzna mógł – sam zarabiając – utrzymać nie tylko żonę, ale i często czwórkę, piątkę dzieci. Cóż więc się zmieniło?

—————–Powyższe pytanie ma tylko jedną odpowiedź: SOCJALIZM. Socjalizm to najgłupszy system redystrybucji podatków, wymyślony przez zwierzęta człekokształtne, do złudzenia przypominające ludzi, które z powodu braku argumentów musiały wymordować miliony inteligentnych ludzi, ponieważ tylko idiota jest w stanie uwierzyć w ten ustrój. Bardziej irracjonalnego ustroju nikt nigdy nie wymyśli (proszę się nie wysilać, jest to awykonalne), gdyż takowy nie ma prawa istnieć.—————

Sprawdźmy, czy jest możliwe, aby rodzina miała taki sam dochód, jednak kobieta nie miała ekonomicznego przymusu do pracy zarobkowej.

  1. Model, w którym pracują kobieta i mężczyzna. Mężczyzna zarabia 4000 brutto, kobieta zaś (ponieważ pracuje w markecie) zarabia 2100 brutto. Mężczyzna dostaje na rękę 2853 zł, jednak koszt pracodawcy to 4896, z czego wynika, że Państwo rabuje 2043 zł. Kobieta otrzymuje netto płacę 1599 zł, jednak pracodawca wydaje na nią 2693 zł. Łączny budżet tego małżeństwa to netto 4452 zł
  2. Model, w którym pracuje tylko mężczyzna, ale Państwo nie rabuje go w postaci składek na Utopię (ZUS) oraz podatku dochodowego. W tym modelu mężczyzna otrzymuje na rękę 4896 zł, czyli o 444 zł więcej niż w przypadku modelu, w którym pracuje oboje małżonków. Tę nadwyżkę spokojnie można przeznaczyć na ubezpieczenie zdrowotne w prywatnej firmie oraz na emeryturę. Należy również zaznaczyć, że PIT (haracz dochodowy) w porównaniu z kosztem poboru tego podatku pełni znikomą rolę w budżecie.

Problematykę matek i żon, które muszą pracować mamy już mam nadzieję wyjaśnioną. Nietrudno się domyśleć, że kobiety, mające rodzinę nie muszą w ogóle pracować, wbrew temu co sądzą politycy miłościwie nam żerujący. Wyborcy PO jednak z dużym prawdopodobieństwem i tak tego nie zrozumieli, ale tu obwiniałbym geny i upośledzoną zdolność percepcji.

Pozostaje nam jeszcze kwestia obsadzenia wszystkich kas w supermarketach i sklepach tak, aby w niedziele te podmioty były otwarte, choćby dla matek spacerujących rodzinnie i buszujących w poszukiwaniu promocji. Tutaj akurat najlepiej sprawdziliby się single, studenci, bądź jakakolwiek inna grupa, a bezrobocie spadłoby o kilka procent.

Skoro już wszystko jasne to pozostaje mi czekać na riposty moich ulubionych fanatyków –wyborców PO, obdarzonych intelektem stonki ziemniaczanej, którzy napiszą, że się nie da, że utopia, że mamy XXI wiek i takie inne pierdoły.

No cóż. Próbowaliście? Nie? To może przerwijcie swe studia psychologiczne, socjologiczne lub filozoficzne. Zapiszcie się na ekonomię, poczytajcie o bogactwie narodów. Zawalicie co prawda rok, ale przynajmniej później zostaniecie bezrobotnymi.

 

Tomasz Warawko – www.obiektywne.pl