Aktor Jerzy Stuhr był gościem niejakiego Jarosława Kuźniara. Rozmowa dotyczyła oczywiście wszystkiego, co związane z Jarosławem Kaczyńskim oraz Prawem i Sprawiedliwością.

„W takim zawodzie jak sędzia cały kapitał i doświadczenie zbiera się z wiekiem. Jak prof. Zoll mi coś powie, to się w to już nie zagłębiam, tylko wiem, że to powiedział prof. Zoll. To jest dla mnie absolutny autorytet. Emerytura dla sędziów w wieku 65 lat to rujnowanie dorobku narodu” – stwierdził Stuhr.

Zaznaczył on jednak w rozmowie, że stara się trzymać z daleka od wydarzeń politycznych. Czyżby? Odniósł się też do ataków na swoją rodzinę. „To jest tak absurdalne, że nie mogę się tym specjalnie przejmować. Traktuję to w kategorii kompletnej fikcji i niezrozumiałej dla mnie agresji. (…) Najbardziej mi przeszkadza pogarda do prawa i kłamstwa. Przeszkadza bezwstyd” — podkreślił.

Jerzy Stuhr podzielił się swoimi przemyśleniami odnośnie wysokich sondaży poparcia dla Prawa i Sprawiedliwości. „Podobno oni dzwonią tylko na stacjonarne numery, a takie mają tylko starsi ludzie, a gdyby zadzwonili na komórkowe, wynik byłby inny” – wypalił.

Na pytanie, czy Polacy są w stanie wyjść na ulicę i wymusić na rządzie ustępstwa, odpowiedział: „Musiałoby być bardzo dużo tej ulicy. Rację mówi Lech Wałęsa, że to musiałby być milion ludzi. Inaczej ciągle będą mówić, że to ludzie kupieni przez Sorosa i zwożeni autokarami. (…) Władza ma metody na przeczekanie i czasem się to im udaje. To też wynika z naszej natury słowiańskiej, że się szybko zniechęcamy”.