Na konwencji wyborczej PO prezydent Poznania Jacek Jaśkowiak był tuż przy premier Ewie Kopacz co można tłumaczyć typowym zabiegiem pijarowskim – miał być jedną ze „świeżych twarzy” PO i ratować skompromitowany wizerunek tak samej przewodniczącej jak i całej formacji.
A czym już zasłużył się poznaniakom prezydent miasta Jacek Jaśkowiak? Pójdzie na paradzie promującej lesbijki i gejów, dwoi się i troi, aby rowerzyści mieli nowe ścieżki i wszelkie ułatwienia (piesi i kierowcy zdaje się, że są postrzegani jako dalsza kategoria użytkowników dróg i chodników – kierowcy postoją w niekończących się korkach; piesi ćwiczą przeskoki na nie równych i dziurawych chodnikach), angażuje się w antyklerykalną nagonkę na kurię itd.
A czym się już nie zasłużył się poznaniakom prezydent miasta Jacek Jaskowiak? Nagłą wymianą wiceprezydentów, których odprawił po medialnych doniesieniach, ale już swojego bliskiego współpracownika oskarżanego o mobbing nie (?); niedopilnowaniem i brakiem motywacji realizujących inwestycje drogowe (które niekiedy trwają dłużej niż II wojna światowa), zbudowaniem koalicji z SLD z postulatami, których nie zamierza realizować (koniunkturalna koalicja, taka na przeczekanie?) itd.
Jacek Jaśkowiak chciał być postrzegany jako gospodarny prezydent, który chce unowocześnić miasto, a urzędem i spółkami zależnymi zarządzać transparentnie. Póki co nie dostrzegam w Jacku Jaśkowiaku koszty gospodarności Cyryla Ratajskiego. Unowocześnienie miasta poprzez paradę równości, raczej nie interesuję większości jeżdżących w korkach i chodzących po krzywych chodnikach poznaniaków, a „transparentność” w urzędzie i spółkach zależnych można określić stosowaniem podwójnych standardów, a nawet jakąś formą nepotyzmu – a może nawet hipokryzją?
Ale czy platformerska hipokryzja może jeszcze kogokolwiek dziwić?