foto: fb.com/KamienieNaSzaniec.Film
foto: fb.com/KamienieNaSzaniec.Film

3. marca odbył się zamknięty pokaz filmu „Kamienie na szaniec” w reżyserii Roberta Glińskiego, scenariusz napisał Dominik Rettinger. Był to seans dla prasy, na które dostałem zaproszenie od organizatora. Zgodnie z zapowiedzią – przedstawiam swoją recenzję filmu.

Ocena dzieli się na dwie części. Oceniałem oddzielnie kwestie techniczne filmu oraz jego atrakcyjność (która to ocena wypada całkiem dobrze), a oddzielnie jego przekaz i zgodność z prawdą, która to wypadła fatalnie. Ale idźmy po kolei.

O samym tylko filmie

Montaż filmu zrobiony był dobrze. Widać było co się dzieje, sceny walki zaś robią wrażenie. Tym bardziej, jeśli weźmiemy pod uwagę, że jest to Polska produkcja. Oprawa muzyczna także robi wrażenie. Faktycznie skierowana jest momentami stricte do młodych osób.

Utrzymywany jest także przyjemny nastrój między bohaterami, od którego czuć młodość i brawurę, charakterystyczną dla pełnych werwy młodych mężczyzn. Szczególne wrażenie jednak wywołują ujęcia katowania Rudego przez Schulza i Langego. Oprawcy niemieccy przedstawieni są w naprawdę realistyczny sposób, jako psychopatyczni, lubujący się w sprawianiu cierpienia.

Co mnie jednak najbardziej urzekło – główne role zagrali aktorzy nowi. W rolach głównych nie było ogranych już twarzy, które wszyscy znamy na pamięć, co moim zdaniem jest jedną w największych wad Polskiego kina. Oczywiście w innych rolach byli aktorzy znani, m. in. Krzysztof Globisz czy Andrzej Chyra.

Wadą jest fakt, że bardzo ograniczono obecność postaci Alka w filmie, który był tak samo ważny w „Kamieniach na szaniec”, jak Zośka i Rudy. Ten fakt rzuca się mocno w oczy i psuje trochę wrażenie o filmie. Niezrozumiałym dla mnie jest moment, gdy podczas strzelaniny w trakcie odbijania Rudego, na plac wjeżdża Niemiec na rowerze i jakby nie widzi, co się dzieje. Sytuacja absolutnie niezrozumiała i – moim zdaniem – niepotrzebna.

Podsumowując pierwszą część – ocena całkiem dobra. Gdyby był to film opowiadający o anonimowych, nie istniejących naprawdę partyzantach walczących przeciwko niemieckiemu okupantowi, film byłby świetny.

Ale nie jest

Otóż film ten – czy tego się chce, czy nie – nawiązuje do książki. Nawiązuje on także do prawdziwych postaci, które zostały i będą bohaterami. Niezależnie od intencji reżysera – film „Kamienie na szaniec” jest antypolskim gniotem. Uderza on bowiem w postawę prawdziwych ludzi, uderza we wciąż żyjące rodziny bohaterów, ponadto próbuje zatuszować prawdę o naszym narodzie. Prawdę, że Polacy potrafią się zdyscyplinować, trwać w postanowieniach, być innowacyjni, najlepsi i wierni. Oglądając film odniosłem wrażenie, że jedyną zasługą Zośki, Alka czy Rudego było to, że po wybuchu wojny byli zaradni. To zdecydowanie za mało. Przechodzimy więc do drugiej części oceny.

Przede wszystkim przekłamano obraz Tadeusza Zawadzkiego. „Zośka” został przedstawiony jako choleryczny i narwany – dosadnie mówiąc – dzieciak, który dorwał się do broni. W dwóch momentach sądziłem, że swojego dowódcę po prostu zastrzeli. W filmie jest to postać, która ma problemy z dyscypliną. Targana emocjami, działająca prawie że na własną rękę. Tymczasem zarówno według książki jak i według relacji świadków, już w harcerstwie Zośka wykazywał się dyscypliną, którą doszkolił działając w Małym Sabotażu. Zawsze zdyscyplinowany i posłuszny rozkazom, doskonały organizator, dowódca, trzymający emocje na wodzy. Oprócz tego Zośka myślał o popełnieniu samobójstwa, ostatecznie pozwala się zastrzelić w akcji Niemcowi. Nie jest to przypadek – mimo możliwości i celowania w zaskoczonego Niemca, opuszcza broń i czeka, aż Niemiec wyceluje w niego i zastrzeli. Zośka naprawdę nie zginął w taki sposób – zginął śmiercią żołnierza, śmiercią bohaterską – dowodząc w boju.

I teraz pytam – czy i w jaki sposób reżyser zamierza przeprosić Zośkę i jego przyjaciół? Czy i w jaki sposób zamierza przeprosić Polaków za to, że tak zdyskredytował i zniekształcił obraz jednego z największych bohaterów czasu wojny? Na konferencji po filmie ktoś powiedział, że film ten jest zachętą dla młodych, by przeczytali książkę. Jest to podejście naiwne. Jakieś 5 lat temu zakończyłem obowiązkową edukację i wiem, że tak to nie działa. Jeśli ktoś obejrzy film, lektury szkolnej nie przeczyta już na pewno. Tak oto więc reżyser stworzył film, który wmawiać będzie młodym ludziom, że bycie miernotą XXI wieku i łut szczęścia wystarczy, żeby być okrzykniętym bohaterem.

Druga rzecz, to dziewczyna Jana Bytnara, Monia. Na początku filmu widzimy akcję gazowania kina, w której bierze udział Rudy. Jak się okazuje, w kinie jest także jego dziewczyna i wyrzuca mu, że przez niego nie obejrzy filmu. Mało tego – ma do niego o to pretensje. W trakcie widzimy, jak Monia próbuje uwieść Rudego. Po jego śmierci przechodzi załamanie nerwowe i wpada w panikę, chcąc wymierzyć sprawiedliwość na własną rękę. Okazuje się więc, że bohaterowie, którzy mieli twardy kręgosłup moralny i ustalone wartości, mieliby wiązać się ze zwykłymi prostytutkami bez charakteru. Podobnie i Zośka – ot tak przedstawiono, że miał sypiać ze swoją dziewczyną. Może i jestem naiwny, ale w tamtych czasach inaczej patrzono na sferę seksualną, szczególnie wśród klasy wyższej, do której Zośka niewątpliwie się poczuwał dzięki czynom, wykształceniu i postawie.

Musimy zrozumieć, że ówczesne społeczeństwo było inne niż obecne. Nie były to miernoty XXI wieku, które myślą tylko o sobie, dla których słowo „dyscyplina” kojarzyło się wyłącznie z ograniczeniem wolności. Dla tych ludzi istniały normy i wartości, dla których potrafili żyć. Bohaterowie zaś byli elitą młodzieży, dla których wierność tym wartościom i ciągłą praca nad samym sobą była czymś oczywistym. Nie wystarczy tylko chwycić za broń i działać „na wariata”, by być bohaterem, bo Polak-bohater to coś o wiele więcej. Myślę, że zarówno Rudy, Zośka, Alek oraz wielu innych harcerzy walczących z okupantem to udowodniło i zasłużyli na szacunek. Zasłużyli też moim zdaniem na to, by ich dobrego imienia nie szargać po ich śmierci i nie porównywać ich do tego czegoś, co przedstawiono w filmie.

Podobnych przekłamań jest bardzo dużo, co naprawdę boli. Moim zdaniem bojkot filmu jest konieczny, dlatego akcja „Tylko świnie siedzą w kinie (WIĘCEJ TUTAJ)„, którą zainicjowałem, trwa nadal. Jeśli ktoś na film pójdzie – ma do tego prawo. Jednak niech nie waży się jednak narzekać, gdy za niedługi czas powstanie kolejny film, będący antypolską propagandą, bez względu na deklarowane intencje twórców. W końcu „hajs się będzie zgadzał”, niezależnie od tego, czy ktoś chciał obejrzeć, by ocenić, czy dlatego, że jego zdaniem film będzie przekazywał prawdę.