Niedługo po zwycięstwie Andrzeja Dudy koalicja PO – PSL pospiesznie zmieniła ustawę regulującą tryb wyboru członków Trybunału Konstytucyjnego. Cała sytuacja wygląda na „zabezpieczanie tyłów” przez ustępującą władzę.

Trybunał Konstytucyjny jako jeden z najważniejszych organów państwa powinien być apolityczny. Konstytucja RP mówi jasno, że winno zasiadać w nim 15 apolitycznych sędziów stojących na straży zgodności prawa stanowionego z zapisami Ustawy Zasadniczej. Kilku członkom Trybunału kadencja kończy się na jesienie – i ich zastępcy powinni zostać wybrani już w nowej kadencji Sejmu. Platforma robi jednak wszystko, by odbyło się to jednak wcześniej – na ostatnim posiedzeniu Sejmu w obecnym kształcie.

Wojciech Jasiński, były minister skarbu w rządzie PiS przestrzega na portalu wpolityce.pl, że:

Jeśli, tak jak chcą Platforma Obywatelska i PSL, do wyboru nowych sędziów dojdzie 9 października, to Trybunał będzie składał się z 20 sędziów. Dzieję się tak dlatego, że nowi członkowie Trybunału zostaliby wybrani wówczas, kiedy jeszcze nie upłynie kadencja tych sędziów, którzy obecnie pełnią swoją funkcję.

W takiej sytuacji Platforma po ewentualnej porażce wyborczej, mogłaby za sprawą „swoich” sędziów w TK blokować zmiany forsowane przez PiS. W połowie czerwca prezydent elekt – Andrzej Duda tak komentował pośpiech partii rządzącej w kwestii Trybunału:

Trudno nie odnieść wrażenia, że działania w tej kwestii zostały dziwnie przyspieszone po przegranych przez PO i Bronisława Komorowskiego wyborach. Tak wygląda psucie państwa. W ten sposób Platforma z Trybunału czyni instytucję polityczną. Z instytucji, która powinna stać na straży konstytucji, w ostatniej chwili przed wyborami parlamentarnymi czyni się urząd polityczny. Niestety, trzeba być naiwnym jak dziecko, by nie zauważyć, że chodzi tutaj wyłącznie o zachowanie politycznych wpływów, nawet w sytuacji utraty władzy.