Podczas ostatniego wydania programu „Państwo w państwie” na antenie Polsat News miał miejsce incydent z udziałem kobiety, która wtargnęła na scenę z widowni.

My wszyscy płaczemy nad zabitymi dziećmi. Ja błagam Polaków i media siedem lat o pomoc. Mnie pan Kulczyk z Bali lub z piekła zastrasza. Ja chcę żyć i moje dziecko też. Nie wyjdziemy stąd, bo nikt nam w Polsce nie pomógł – mówiła z płaczem pani Edyta.

Prowadzący i ekipa techniczna natychmiast starali się usunąć kobietę ze studia.

Mówicie, że Kulczyk nie żyje. Proszę zobaczyć. Nie wyjdę ze studia – ciągnęła, wyjmując dokumenty, których jednak nie pozwolono jej zaprezentować.

Kiedy pani Edyta usiadła na widowni, prowadzący obiecał jej wysłuchanie po programie. Do sprawy wrócono również dzień później.

Spotkałam się z panią Edytą. Tłumaczyłam to, co jest najważniejsze. Że nie można w taki sposób zgłaszać się do programu. Pani Edyta dosyć lakonicznie opowiedziała swoją historię. Czuje się skrzywdzona przez wymiar sprawiedliwości, ale przede wszystkim mówi, że nikt jej nie chce pomóc, nikt jej nie chce wysłuchać. Wysłuchaliśmy ją i powiedzieliśmy, żeby zgłosiła się do nas zgodnie z procedurą – powiedziała Małgorzata Mikulska-Rembek, szefowa redakcji programu „Państwo w państwie”.

Czyli klasyczna mowa trawa. Zdeprecjonowano panią Edytę jako osobę narwaną, chaotyczną i niegrzeczną, jednocześnie nie mówiąc ani słowa na temat tego, jakiej natury zarzuty stawia kobieta. Powiemy to jednak my.

5 lipca 2014 roku ukazał się artykuł Anny Sarzyńskiej. Dziennikarka przypominała sprawę Edyty Sieczkowskiej procesującej się z Kulczykiem o oszustwo w interesach.

Pani Edyta kończy studia ekonomiczne w Wyższej Szkole Zarządzania w Warszawie, robi też dyplom MBA. Wkrótce jako przedstawiciel handlowy kilku polskich firm trafia do Dubaju. Udaje się jej nawiązać współpracę z firmą Al Fajer Properties, należącą do jednego z członków rodziny panującej – szejka Hashera bin Maktoum Al Maktoum. Poznaje też samego szejka. Szejk wyraża gotowość nawiązania współpracy z jakimś przedsiębiorcą z Polski. Sieczkowska podejmuje się znalezienia partnera. W sierpniu 2006 r. zgłasza się do biura Jana Kulczyka w Warszawie. Składa propozycję zaaranżowania spotkania biznesowego z szejkiem – to fragmenty artykułu Anny Sarzyńskiej, który ukazał się na łamach Gazety Polskiej Codziennie.

Ostatecznie dochodzi do spotkania miliardera z szejkiem. Obaj panowie nawiązują współpracę. Sieczkowska negocjuje wynagrodzenie za swoje usługi. Domaga się zapłaty za zorganizowanie spotkania z szejkiem oraz udziału w zyskach z inwestycji. Otrzymuje zapewnienia, że otrzyma udział w zyskach z wynajmu biurowców i procent od kontraktu – 1 procent, później mowa jest o 1,25%.

Proszę zrozumieć, że cenimy sobie Pani pracę i dlatego też my jesteśmy chętni do zainwestowania 10 mln dolarów w projekt związany z nieruchomościami z HE – brzmi treść jednego z maili od przedstawicieli Kulczyka.

Biznesmen tymczasem unika kontaktów. Do podpisania umowy nie dochodzi, chociaż interes z szejkiem kwitnie. Kobieta zostaje z niczym. Zwraca się o pomoc do mecenasa… Romana Giertycha. Prokuratorzy nie dopatrują się przestępstwa, pani Edyta występuje więc z oskarżeniem prywatnym. Prawnicy miliardera przekonują, że to Edyta Sieczkowska wycofała się z ustaleń, oraz że o udziale w zyskach nie było mowy. Sąd daje im wiarę.

Proszę mi pokazać jakikolwiek dowód na to, że to ja zrezygnowałam! To nieprawda, to Kulczyk Holding zerwał negocjacje! – broniła się pani Edyta.

Anna Sarzyńska w artykule na portalu wpolityce.pl dodała, że Sieczkowska złożyła skargę do Rzecznika Praw Obywatelskich, który odmówił wniesienia kasacji, i do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu.

Wystąpiła również przeciwko spółkom Jana Kulczyka z pozwem cywilnoprawnym o wypłatę należnego wynagrodzenia – czytamy.

O tym wszystkim prawicowe media pisały już w roku 2012. W głównym nurcie zapanowała cisza, a Kulczyk zmarł. Pani Edyta jak widać nie odpuszcza. Sprawa z pewnością będzie miała ciąg dalszy.