Foto: Wikimedia Commons
Foto: Wikimedia Commons

W miniony piątek miało miejsce spotkanie prezydenta Bronisława Komorowskiego z liderami Polskiego Stronnictwa Ludowego Januszem Piechocińskim i Jarosławem Kalinowskim. Oficjalnie, przedstawiciele Ludowców złożyli głowie państwa polskiego raport o stanie konsultacji dotyczących kandydata PSL-u w wyborach prezydenckich. Nikt zatem nawet nie kryje się z przedwyborczym kupczeniem głosami.

„Zdania są podzielone. PSL jest partią demokratyczną, konsultacje będą trwały jeszcze kolejny tydzień, a decyzja PSL zapadnie 31 stycznia” – tyle o planach wyborczych dowiedzieliśmy się od wicepremiera Piechocińskiego, który dodał, że spotkanie dotyczyło również, m.in. konfliktu na wschodzie Ukrainy, sytuacji polskiego górnictwa oraz kredytów we franku szwajcarskim. Dla kogo to mydlenie oczu? Nikt nie ma chyba wątpliwości, że głównym tematem dyskusji była kwestia poparcia bądź braku poparcia dla Bronisława Komorowskiego w przypadających na bieżący rok wyborach na fotel prezydenta.

Sprawa wygląda jasno: albo PSL wystawi swojego kandydata (ktokolwiek by to był – skazanego na dotkliwą porażkę), albo owego pretendenta nie wystawi, co będzie jednoznaczne z udzieleniem Komorowskiemu poparcia. Bez względu na to, czy byłoby to poparcie oficjalne, czy też nie, wyborcy Ludowców i tak doskonale wiedzieliby na kogo głosować. Ale przecież głosy rzeszy urzędników państwowych i biurokratycznych dorobkiewiczów mają swoją cenę.

Pewne jest, że właśnie ta kwestia stanowiła rdzeń rozmowy PSL-owskiej delegacji z Bronisławem Komorowskim. Żadna ze stron niespecjalnie starała się ten powód zachować w tajemnicy, uznając, że w tak zdegenerowanym wieloletnimi rządami Platformy Obywatelskiej kraju, należy traktować pewne zwyrodnione zachowania jako normę. Przecież chyba wszyscy przyzwyczaili się już do takich standardów? To sprawy, które od dawna nie wymagają białych rękawiczek.

Ale niby dlaczego jakakolwiek partia miałaby się spowiadać prezydentowi ze swoich planów dotyczących udziału czy braku udziału w jakichkolwiek wyborach? Czyżby Bronisław Komorowski był cieszącym się aż tak dużym autorytetem i zaufaniem mężem stanu? Nie żartujmy.

Trudno spodziewać się innego rozstrzygnięcia niż poparcie PSL-u dla kandydata Platformy. Ludowcom wystarczy parę ciepłych stołków czy korzystnych umów, by sprzedali się bez mrugnięcia okiem. Jest to jednak dla nich duża szansa na spory zysk, bo Komorowski liczy, że głosy, które może kupić od Piechocińskiego, pozwolą mu zwyciężyć, i to w pierwszej turze. Co za tym idzie, na pewno byłby w stanie wiele za nie oddać. Jak twardymi negocjatorami okażą się politycy Ludowców? Tego dowiemy się zapewne już wkrótce.