Już w pierwszym z dwóch meczów o wszystko polscy siatkarze pogrzebali swoje szanse na awans do Final Six w Argentynie. W piątkowy wieczór, ulegli Bułgarii 0 – 3 i tym samym nie mają już nawet matematycznych szans na wyjście z grupy.

Polakom został jeszcze jeden mecz, ale będzie to mecz z gatunku tych „o honor”. Jest to chyba odpowiedni moment na podsumowania. Tegoroczna forma podopiecznych Andrei Anastasiego jest daleka od ideału. Brakuje praktycznie wszystkiego. Niepewna i nierówna gra rozgrywającego a więc zawodnika, od którego zależy gra w ofensywie. Zawodnika, który kreuje grę w ataku drużyny. Nie najlepsza gra atakujących (choć Kuba Jarosz w kilku meczacj pokazał się z dobrej strony), kiepskie przyjęcie…

Wielokrotnie siatkarze wyglądali jakby nie mieli sił podrapać się po czterech literach a co dopiero mówić o walce na boisku. Czyżby przesadzono z treningami siłowymi ? Nie było też widać tego monolitu, z którego słynęliśmy rok temu. Nie było tej radości z gry, tej swobody, tej drobnej iskierki szaleństwa, która sprawiała że byliśmy nie do zatrzymania. Coś si ewidentnie zacięło.

Dotychczas rozegraliśmy 9 meczów. 5 przegraliśmy, 4 wygraliśmy. Niestety, nawet te zwycięstwa nie poprawiaja humoru. Często były wymęczone, zbyt wiele było przestojów i prostych, głupich często juniorskich błędów. Na tym etapie rozgrywek nie powinno się to przytrafiać.

Dziwi też postawa trenera Anastasiego. Pomału upodabnia się do Nikodema Dyzmy polskiego sportu Franka Smudy… Chodzi o przywiązanie do swoich ulubieńców i brak reakcji na wydarzenia boiskowe. Zmiany często są spóźnione i nie są w stanie odwrócić losów meczu. Nie oznacza to, że żądam głowy trenera. Przeciwnie. To prawda, przegrał dwie wielkie imprezy, ale dał nam również wiele radości. Uważam, Go za jednego z najlepszych szkoleniowców w historii polskiego sportu. Powinien zostać zobowiązany do sprawozdania z Ligi Światowej, wykazania błędów i zaniedań oraz do przedstawienia planu naprawczego. Odradzam jednak gwałtowne ruchy w postaci dymisji. Taki jest sport, raz się przegrywa, raz się wygrywa. Tylko, że u nas w polskim piekiełku na pierwszy ogień po porażce idzie trener.

Teraz przed Polakami kluczowa impreza. Mistrzostwa Europy w POLSCE i Danii. Jesteśmy współgodpodarzami. Czas więc wziąć się ostro do pracy i postarać się o zmazanie ostatnich dwóch plam. Panowie, za Ligę Światową wielki minus i nagana. Nie ma jednak błędów, których nie da się naprawić. Do boju POLSKO.