Ewa Kopacz nie będzie dłużej szefowała Platformie Obywatelskiej, choć i tak słowo „szefowała” jest oczywiście użyte na wyrost, bowiem Kopacz dawała tej partii jedynie nazwisko i numer konta. Mit żelaznej damy forsowany przez jej przybocznych upadł z wielkim hukiem, gdy okazało się, że owa dama nic tak naprawdę nie znaczy.

Kopacz stworzona została przez Donalda Tuska i stopniowo pięła się po szczeblach kariery. Gdy ten awansował na przewodniczącego Rady Europejskiej, jego protegowana stanęła na czele rządu. Kandydatką była idealną – bez osobowości, posłuszna, łatwo sterowalna. Tusk jednak na tyle zadomowił się w Brukseli, że rozgrywki na rodzimym podwórku przestały go przesadnie obchodzić. Kopacz zostawała bez pomocy, bez ręki lalkarza, czego efektem była wyborcza klęska. Oczywiście trudno oczekiwać, aby obecność Tuska mogła odwrócić losy sytuacji politycznej w Polsce, wydaje się jednak, że rozmiary porażki nie byłyby tak bolesne.

Mimo przegranych wyborów Ewie Kopacz towarzyszyły uśmiechnięte (fałszywie?) twarze jej najwierniejszych zwolenników. Jeszcze kilka dni temu Małgorzata Kidawa-Błońska próbowała przekonywać opinię publiczną o „silnej” pozycji Kopacz. Trudno o większą śmieszność tym bardziej po tym, jak była minister zdrowia przegrała wybory na szefa klubu parlamentarnego PO ze Sławomirem Neumannem. Był to z jednej strony cios, a z drugiej pozbycie się z oczu klapek. Propaganda mówiąca o charyzmie i mocnej pozycji byłej premier prysnęła jak mydlana bańka. Dowiedzieliśmy się jednego – Kopacz nigdy nie miała silnej pozycji, a wszelkie próby przekonania nas, że jest inaczej, były tylko tanim PR-em.

Ostateczna porażka byłej marszałek sejmu przyszła w momencie, gdy obwieściła światu swoją rezygnację z ubiegania się o kolejną kadencję szefowej PO. Czyżby z dnia na dzień z żelaznej damy stała się papierową postacią, która nic nie znaczy? Czy to w ogóle możliwe? Jak widać, tak. „Moim nadrzędnym celem było utrzymać jedność w PO” – powiedziała Kopacz przy uzasadnieniu swojej decyzji. Zatem zadanie wykonała i może odejść. Ale czy na pewno? Patrząc na czyhających tylko na rzucenie się sobie nawzajem do gardeł kandydatów na jej następców, trudno mówić o jakiejkolwiek jedności. Coś jednak Kopacz musiała wymyślić. Nie powiedziałaby przecież, że Donald Tusk ma dziś inne zabawki, a te „made in Poland” nie zajmują go już tak jak dawniej. Że bez jego zainteresowania ona sama nic nie znaczy, nie jest w stanie samodzielnie utrzymać władzy.

Era Ewy Kopacz minęła ostatecznie, a jej bezbarwność i niesamodzielność z pewnością szybko pozwolą o niej zapomnieć. To smutny koniec pięknego snu. Kopacz musi mieć jednak świadomość, że na skutek przychylnych dla niej okoliczności osiągnęła więcej  niż była w stanie. Więcej niż pozwalały jej na to kompetencje i zdolności. Więcej niż mogła kiedykolwiek wymarzyć. Powinno to stanowić wystarczające pocieszenie w obliczu zapomnienia.