Kilka dni temu Kijowski ogłosił swoją decyzję o wystąpieniu z KOD-u. Dziś na jaw wychodzą kulisy tego wydarzenia, które nie są z pewnością wygodne dla byłego lidera.

„Zrezygnowałem z funkcji Przewodniczącego Zarządu Regionu Mazowsze Komitetu Obrony Demokracji. Wystąpiłem ze Stowarzyszenia Komitet Obrony Demokracji. Moja dzisiejsza decyzja jest podyktowana wiernością wartościom, które nas połączyły. Wierzę, że dalej będziemy pracować razem i spotykać się regularnie w ważnych sprawach. Walka o Polskę trwa” — napisał Kijowski, ogłaszając swoją decyzję i grając rolę bohatera. Zapewnił, że „na zawsze pozostanie KOD-erem”.

Tymczasem dowiadujemy się, że wielu członków stowarzyszenia odetchnęło z ulgą po decyzji byłego szefa. Termin podjęcia decyzji przez Kijowskiego nie był przypadkowy. Do zarządu głównego KOD-u wpłynął wniosek o zawieszenie lidera, a sąd koleżeński miał zająć się jego działaniami na szkodę stowarzyszenia.

„Rada Regionów podjęła decyzję o zawieszeniu Mateusza Kijowskiego w sobotę, a wniosek dotarł do nas we wtorek 25 lipca. Tego dnia zbiera się zarząd główny, ale nie mogliśmy go już wprowadzić do obrad. Decyzja o zawieszeniu Kijowskiego miała zapaść w najbliższy wtorek, czyli 1 sierpnia” — powiedział Bartosz Sierpniowski, członek zarządu głównego KOD-u i dodał: „Po walnym zgromadzeniu do sądu koleżeńskiego trafił wniosek o ukaranie Kijowskiego za działanie na szkodę stowarzyszenia. Najsurowszą karą jest wyrzucenie z organizacji”.

Mateusz Kijowski doskonale wiedząc, jakie nastroje panują w KODzie, postanowił sam zrezygnować. Były lider idzie jednak w zaparte i twierdzi, że stawiane mu zarzuty są absurdalne. „To tak jakby wyrzucono pana z pracy za to, że nie posprzątał pan w domu” —powiedział. Podkreślił, że od dwóch lat działa jako obywatel i dalej zamierza kontynuować tę działalność.