Od kilku tygodni liczne media i niektórzy politycy, głównie partii rządzącej prezentują pogląd, że przyjęcie przez Polskę uchodźców jest sprawą tak oczywistą, że każdy kto się temu sprzeciwia lub z tym polemizuje, jest człowiekiem pozbawionym ludzkich uczuć.
Trwa zmasowana, bezrefleksyjna nagonka na sceptyków oraz inaczej myślących i wrzuca się ich do jednego worka z ksenofobami, rasistami, faszystami i nazistami. Do walki ze sceptykami wprzęga się autorytet Kościoła i kościelnych hierarchów, a brylują w tym szczególnie ci politycy i publicyści, którzy dotąd twierdzili, że Kościół wbrew prawu miesza się w sprawy państwa.
Orwellowska nowomowa trwa w najlepsze, ale nie jest jedynym instrumentem zwalczania myślozbrodni prezentowanej przez przeciwników masowego przyjmowania imigrantów. Formy nacisku przybrały charakter administracyjno – prawny. Zaplanowana na najbliższą sobotę demonstracja anty imigrancka została zakazana mimo, że do tej pory urzędnicy warszawskiego ratusza twierdzili, że nie można zakazać jakiegokolwiek zgromadzenia publicznego, gdyż prawo nie przewiduje „zezwoleń” a jedynie „przyjęcie zgłoszenia”.
Reprezentująca Ratusz Agnieszka Kłąb wyjaśnia, że były dwa powody wydania zakazu. Jeden, to rzekoma niemożliwość zarejestrowania dwóch zgromadzeń w jednym miejscu, drugi, to rzekome naruszenie kodeksu karnego.
Pierwszy „argument” jest wierutnym kłamstwem, bowiem niecałe dwa tygodnie temu , 30 sierpnia, na Krakowskim Przedmieściu, u wylotu Placu Zamkowego, odbyły się aż trzy legalne, zgłoszone i nie kwestionowane przez ratusz, zgromadzenia publiczne: Stop deprawacji w edukacji zgłoszone 27 lipca przez Lecha Łuczyńskiego, Marsz JOW organizowany przez Ruch Obywatelski na rzecz Jednomandatowych Okręgów Wyborczych oraz impreza zorganizowana przez urząd miasta – Piknik w Warszawie o klimacie w Paryżu.
Co zmieniło się między 30 sierpnia, a 12 września 2015 roku, że w tym drugim terminie nie można zorganizować dwóch zgromadzeń lub jednego z tych zgromadzeń, zgłoszonego w późniejszym terminie, nie można przenieść w inne miejsce?
Drugim pseudo argumentem, uzasadniającym odmowę organizacji anty imigranckiej pikiety, jest rzekome naruszenie kodeksu karnego, konkretnie artykułów 216, 256 i 257, czyli swoisty spielbergowski Raport mniejszości przeniesiony do III RP, trudno bowiem przed zgromadzeniem wnioskować, kto i co będzie skandować, jakie hasła wznosić, jakie transparenty eksponować.
Odmowa zgody na sobotnią pikietę przez urząd kierowany przez wiceprezes partii rządzącej, Platformę Obywatelską, jest szczególnie bulwersująca, bowiem 5 lat temu podwładni Hanny Gronkiewicz-Waltz negatywnie odpowiedzieli na mój wniosek, by nie udzielać zgody na jawnie awanturniczą, nocną demonstrację organizowaną przez Dominika Tarasa pod „krzyżem smoleńskim” na Krakowskim Przedmieściu. Teraz jednak okazuje się, że można odmówić zgody na przeprowadzenie zgromadzenia publicznego, mimo, że organizatorzy spełnili wszystkie przewidziane prawem wymogi.
Jak widać przepisy prawa w państwie i mieście rządzonym przez Platformę Obywatelską interpretowane są dowolnie, a raczej tak, jak to pasuje władzy reprezentowanej przez tą partię. Czy mnie to dziwi? Raczej nie, bo, jak mówił konstytucyjny minister rządu PO-PSL, „państwo polskie istnieje tylko teoretycznie”…