Wojciech Lemański, przez osoby z poczuciem humoru zwany „księdzem”, znów zabłysnął. Tym razem skomentował akcję „Różaniec do granic”.

Znamy z niedalekiej przecież historii wiece masowego poparcie dla ludzi, których dziś chcielibyśmy zapomnieć. Wypełnione place, tłumy wzdłuż ulic. Po dzisiejszym dniu do tamtych obrazów dołączą zdjęcia setek tysięcy Polaków modlących się na plażach, lotniskach, ulicach – pisze Lemański.

Zdaniem tego pseudo-duchownego akcja różańcowa była aktem wrogości skierowanym wobec nieszczęśników uciekających przed wojną.

Co ich wyprowadziło z ich kościołów, kapliczek przydrożnych, z ich katedr i bazylik? Czyżby jakaś zaraza, nawałnica, horda zbrojna zagrażała ich domom, warsztatom pracy, szkołom czy przedszkolom? Zapytajcie tych ludzi, po co poszli na te granice. Poszli przyzywać imienia bożego, wzywać orędownictwa Matki Jezusa przeciw… uchodźcom, szukającym pomocy, schronienia, dachu nad głową. Gdy papież Franciszek poprosił o przygotowanie w ich parafiach domu dla jednej choćby rodziny uchodźców – udawali, że nie słyszą. Gdy ostatnio prosił, by modlili się za tych biednych ludzi, to w katolickiej Polsce można było te rozmodlone kościoły policzyć na palcach – szczeknął pupilek „Wyborczej”.

Na koniec osoba podająca się za księdza uznała, że różańcowa modlitwa wielu Polaków jest pretekstem, by wysłać ich do… piekła.

A dziś, jak Polska długa i szeroka, idą z różańcem w ręku pokazać światu – ile jest warta wiara Polaków. Ale przyjdzie dzień. I powiedzą w ów dzień – Panie, Panie, czyż nie modliliśmy się na różańcu z naszymi księżmi, z naszymi biskupami na granicach? A Pan im odpowie – Idźcie precz, bo byłem przybyszem, a nie przyjęliście Mnie. I będzie płacz i zgrzytanie zębów.