Ze wszystkich procesów, które miałem, przegrałem jeden. Z Waldemarem Chrostowskim. Oceńmy jednak, czy rzeczywiście go przegrałem.

Sąd pierwszej instancji, Sąd Okręgowy, w którym toczy się mój proces z Chrostowskim. Zgłaszam kilkunastu świadków, m.in. prokuratora Witkowskiego, Leszka Pietrzaka. Na Witkowskim ciąży tajemnica państwowa, przychodzi do sądu i prosi o wyłączenie jawności rozprawy, by móc podzielić się swoimi ustaleniami. Sąd odpowiada, że świadek nie musi składać zeznań, które naraziłyby go na odpowiedzialność karną, ale z uwagi na wagę sprawy nie zdejmie jawności. Dodaje, żeby świadek powiedział to, co może. Witkowski odpowiada krótko: Gdyby tę sprawę dane byłoby mi  dokończyć, miejsce Waldemara Chrostowskiego byłoby na ławie oskarżonych. De facto nie pozwolono mu mówić, ale to, co powiedział, normalnemu odbiorcy powinno wystarczyć.

Drugim świadkiem, którego z kilkunastu zgłoszonych sąd dopuścił – był dr Leszek Pietrzak, który opowiada, że w oparciu o kwerendę akt archiwalnych nie ma wątpliwości, że Chrostowski był agentem SB. Wskazuje na to ciąg dokumentów, które znaleziono w IPN-ie. Sąd podejmuje decyzję, że zeznania dr Pietrzaka nie mogą być uwzględnione, ponieważ od pewnego czasu publikuje on materiały prasowe na ten temat w mediach. Innymi słowy, zdaniem sądu, nie jest zimnym biegłym, a publicystą. Kompletny absurd. Chodziło o znalezienie pretekstu do odrzucenia zeznań Leszka Pietrzaka.

Sąd pierwszej instancji nakazał mi przeprosić za kłamstwo dotyczące tego, jakoby Waldemar Chrostowski był agentem o pseudonimie „Desperat”. Zgłosiłem sprawę do Sądu Apelacyjnego, sąd drugiej instancji po wielu miesiącach uznaje, że nie potrafi wskazać, czy to jest kłamstwo, czy nie. W związku z tym nie mam przepraszać, tylko zamieścić oświadczenie, że nie przedstawiłem stuprocentowych dowodów na to, że Chrostowski był agentem SB. Już wymowa jest inna, ale wciąż dla mnie nie satysfakcjonująca, więc kieruję sprawę do Sądu Najwyższego.

Sąd Najwyższy zwraca się do IPN-u o udostępnienie materiałów dotyczących, które jak się okazuje, znajdują się w zbiorze zastrzeżonym IPN. Jakim cudem? Zdumiewające, ale Sąd Najwyższy, najwyższa rangą instytucja, otrzymuje odmowę. W związku z tym na rozprawie stwierdzono, że Sąd Najwyższy nie potrafi powiedzieć, co w tej sprawie jest prawdą, a co kłamstwem. „Niech prawdę w tej sprawie oceni historia” – brzmi uzasadnienie wyroku łagodzącego wyrok Sądu Apelacyjnego. W sądzie cywilnym to pozwany musi wykazać, że napisał stuprocentową prawdę. To na mnie ciążyło przekazanie stuprocentowych dowodów, że Chrostowski był agentem SB. Sąd Najwyższy nie był w stanie się z tymi dokumentami zapoznać, bo zabrała mi je z mieszkania w roku 2008 ABW wobec czego zobowiązano mnie do zamieszczenia oświadczenia, w którym będzie zawarte, że nie przedstawiłem dowodów w sposób jednoznaczny wykazujących, że Chrostowski był agentem SB.

Ta historia – że nawet Sądowi Najwyższemu nie pozwolono zapoznać się z materiałami dotyczącymi Waldemara Chrostowskiego – powiedziała mi więcej niż jakiekolwiek uzasadnienie. Konkluzja jest taka: Andrzej Witkowski widział Waldemara Chrostowskiego na ławie oskarżonych. Ten prokurator, który nie przegrał żadnej sprawy, a który prowadził 300 spraw o zbrodnie, nie miał żadnej wątpliwości, że udowodni udział Chrostowskiego w przestępczym spisku, w wyniku którego zamordowano ks. Jerzego. Tu zadał sobie pytanie. Jeżeli opowieść Chrostowskiego jest kłamstwem, to jaka jest prawda?

Na czwartą część cyklu zapraszamy w czwartek.