Wielu ludzi angażuje się w głupie rzeczy, chore układy, popada w choroby, stosuje zgubne używki. Nie znamy wszystkich okoliczności  jakie ich ukształtowały, ani też bólu jakiego doznają. Nie zwalniamy nikogo z odpowiedzialności za swoje czyny, wiemy tylko, że osądzając kogoś zawsze możemy się pomylić, ale kochając go – zawsze mamy rację. Zastanawiając się nad przyczynami zjawisk takich jak: anoreksja, bulimia, toksyczne pseudo-duchowości, nieuporządkowane relacje seksualne, przed oczami maluje mi się wspólny korzeń tych rozgałęzionych problemów.

Wojciech Eichelberger, psycholog  i psychoterapeuta, pisze: „Na anoreksję i bulimię najbardziej narażeni są ci z nas, którzy wcześnie w swoim życiu poczuli z jakiś powodów, że nie mają prawa do życia. Wtedy trudno nam uznać, że sami w sobie, tacy jacy jesteśmy, mamy bezwarunkowe prawo istnieć. Żyjemy w przekonaniu, że musimy na nie zasłużyć, przedstawiając światu niezbite dowody naszych cnót, piękna, wartości, znaczenia”.[1]

Dziennikarze „Telepolis” opisują, jak na ezoterycznych targach w Berlinie, samozwańczy uzdrowiciele-szarlatani oferują bogatym, lecz naiwnym ludziom przeróżne „usługi”. Ceny często zaczynają się od 100 euro wzwyż. (co eufemistycznie określa sie mianem „zwrotu kosztów”). Bywa, że medium piskliwym falsetem przemawia jako „mistrzynii światła” rzekomo oddając swe ciało duchowej istocie, spryskuje ludzi dziwnymi sprejami, zapewnia że w nocy przyjdą aniołowie i zajmą się uśpionym ciałem pacjenta, ale  mimo to zaprasza na (odpłatną) wizytę by zlikwidować „blokadę w czakramach”. Ludzie chłoną każde słowo, a po wykładzie tłoczą się by zapisać się na kosztowną wizytę. Nauczanie różnych „guru” to często miksowanie elementów chrześcijaństwa z buddyzmem, mistycyzmem, teoriami spiskowymi, kosmitami, a wszystko przyprawione szczyptą tajemniczości: „Nie wolno mi zdradzić wszystkiego, ale na moim DVD znajdziecie państwo więcej informacji o nadchodzącej epoce światła„. Jak piszą: „W taki sposób funkcjonuje całe to ezoteryczne środowisko. Osoba wybrana wie jakoby coś, o czym nie mają pojęcia inni, lub ma dar, którego los innym poskąpił. Ci inni aby wejść choć na krótko na ten nadprzyrodzony poziom, muszą płacić. Nie przypadkiem  targi odbywają się w berlińskiej dzielnicy Wilmersdorf. Tam mieszka grupa stanowiąca target: ludzie należący do klasy średniej, w średnim wieku, średnio zamożni – marzący o tym by choć raz w życiu znaleźć się w gronie wybranych. Socjolożka Jutta Ditfurth trafnie charakteryzuje tę postawę: Ezoterycy cementują istniejący porządek. Podział na elity i na doły społeczne ma pozostać: wszystko to jest sprawą losu, karmy. A emancypacyjne dążenia ludzi? Stanowią naruszenie odwiecznych reguł ustanowionych przez bogów, duchy lub prawa naturalne.”[2]

Także nadużycia seksualne zdają się być podszyte przewrotną filozofią. Fryderyk Nietzsche mawiał: „idziesz do kobiet – nie zapomnij pejcza!”. Filozof gardził chrześcijaństwem, uznając je za „religię niewolników”, sam zaś propagował ideał nadczłowieka, który przychodzi na świat aby panować i narzucać swoją wolę słabym. Jednak w życiu prywatnym, Fryderyk był od dziecka człowiekiem wątłym, chorowitym i niespokojnym. Bał się oświadczyć swojej wybrance, więc poprosił o pośrednictwo kolegę, który za niego się oświadczył, ale także – za niego się ożenił. Umarł nękany chorobą psychiczną, która być może była następstwem syfilisu, złapanego w domu publicznym. Jak na ironię – w chorobie opiekowały się nim właśnie kobiety: matka i siostra. Żyjąca mu współcześnie  św. Teresa z Lisieux, modliła się za niego, nazywając go „braciszkiem”.

Francuski egzystencjalista, Jean Paul Sartre w autobiograficznej książce
„Słowa” (1964), wspomina dzieciństwo , kiedy  nie potrafił usprawiedliwić swojego istnienia. Porównując życie do pociągu – czuł że nie będzie wiedział co powiedzieć, gdy ktoś spyta go o bilet. Jak wspomina –  „Bóg potrafiłby wybawić mnie z kłopotu – byłbym arcydziełem podpisanym; zapewniony, że gram swoją partię w koncercie powszechnym, czekałbym cierpliwie, aż objawi mi swoje zamysły i moją nieodzowność. Przeczuwałem religię, liczyłem na nią, było to lekarstwo. Gdyby mi go odmówiono, wynalazłbym je sam. Nie odmawiano mi go; wychowany w wierze katolickiej, dowiedziałem się, że Wszechmocny stworzył mnie dla swojej chwały – było to więcej niżbym ośmielił się marzyć. Ale w następstwie w owym Bogu fashionable, o jakim mnie uczono, nie rozpoznałem Boga, którego oczekiwała moja dusza: pożądałem Stwórcy, a dawano mi Wielkiego Fabrykanta; obaj stanowili jedno i to samo, nie wiedziałem o tym (…) gdyby nie ta pomyłka, byłbym dziś mnichem”.[3] Od wiary jednak odwiódł go indyferentyzm rodziny, który utrudnił poznanie żywego Boga – „służyłem bez zapału faryzejskiemu Idolowi” – pisze. Odrzucił więc tego „boga”, który miałby wytwarzać ludzi jak stolarz meble i podglądać ich.  Jean Paul wciąż szukał „potwierdzenia siebie”, w oczach innych, niestety w tym celu posuwał się nawet do kłamstw, manipulacji i wykorzystywania seksualnego młodych, niedoświadczonych dziewcząt – często pochodzenia słowiańskiego. Wprawdzie Simone de Beauvoir była jego towarzyszką życia, jednak nie chciał się z nią żenić, ale zaproponował  by oboje z założenia realizowali też przygodne romanse.  Sartre kiedy poznał młodą, rudą Brazylijkę imieniem Christina – oszukał ją, obiecując małżeństwo by dokonać jednorazowo stosunku seksualnego. „Oboje się z nią upili na pożegnanie, ona kruszyła szklanki gołymi rękami i wpadła w taką desperację, że Simone de Beauvoir musiała spędzić z nią noc w jednym łóżku, trzymając ją za nadgarstki, żeby nie wyskoczyła oknem”.[4] Z biegiem lat myśl Sartre’a dojrzewała. Już w wydanej po II Wojnie Światowej książce „Egzystencjalizm jest humanizmem„, nie cieszy się porzucenia wiary, ale uznaje nieistnienie Boga za poważny problem, a brak uniwersalnych wskazówek i obiektywnego sensu życia – za bardzo przykry fakt. W latach ’60-tych przyznaje, że gdyby nie fatalny błąd w postrzeganiu Boga, nigdy nie zrezygnowałby z wiary. Można w nim dostrzec coraz większą otwartość. Dopiero pod koniec życia zaczął wracać do wiary w Boga. Niedługo przed śmiercią, powiedział: „Nie czuję, bym był wytworem przypadku, pyłkiem we wszechświecie, ale kimś, kogo się spodziewano, kogo przygotowano, zaplanowano. Krótko mówiąc, [czuję się] istotą, którą jedynie Stwórca mógł tu umieścić, a ta idea ręki stwórczej odnosi się do Boga”.[5]

Dominique Strauss-Kahn – polityk francuskiej lewicy i były szef Międzynarodowego Funduszu Walutowego, został oskarżony o gwałt na pokojówce w nowojorskim hotelu. Marcela Iacub, była kochanka działacza, podczas wywiadu z jego żoną Anne Sincalir, usłyszała od niej: „nie ma nic złego w tym, że dasz obciągnąć pokojówce„. Marcela Iacub, wspomina żonę gwałciciela w garniturze: „Ona była bardzo miła, ale zrozumiałam, że jest święcie przekonana, iż ona sama i jej mąż – bo przypominam, że się nie rozwiedli – należą do kasty panów świata (…) dla niej świat jest podzielony na panów i sługi, dominujących i zdominowanych – i to jest normalne. To mnie trochę przestraszyło„.[6]

Wobec powyżej przedstawionych ludzkich perypetii, bardzo trafny wydaje mi się humorystyczny komentarz Gilberta K. Chestertona z książki Ortodoksja: „Aniołowie potrafią latać, gdyż nie przywiązują zbyt wielkiej wagi do swojej osoby. (…) Człowiek „osiada” w swej samolubnej powadze, zamiast osiągnąć stan radosnego zapomnienia o sobie i wzbić się w obłoki. (…) Powaga nie jest cnotą. Stwierdzenie, że powaga jest grzechem, byłoby co prawda herezją, ale herezją w miarę rozsądną”.[7]

Z drugiej strony trzeba zrozumieć człowieka, który cierpi, mając wrażenie, że nikt nie traktuje go poważnie. Wiem jednak, że jest ktoś, kto traktuje mnie  bardzo poważnie – a na nasze bolączki przedstawił zdumiewający sposób. W noc przed swoją Męką, Jezus obmył nogi swoim uczniom. Byli zaszokowani tym gestem, gdyż oddał im taką posługę, jakby był ich niewolnikiem czy sługą. Wtedy wyjaśnił; „Wy nazywacie Mnie Nauczycielem i Panem. Dobrze mówicie, bo jestem nim. Jeżeli wobec tego Ja, Pan i Nauczyciel wasz, umyłem wam nogi, to czyż wy nie powinniście sobie również na wzajem nóg umywać? Zostawiłem wam przykład, żebyście sobie nawzajem to czynili, co Ja wam uczyniłem. Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam; Sługa nie jest większy od swego pana ani wysłannik od tego który go posyła. Teraz więc już wiecie to. Postępujcie tedy zgodnie z tym a będziecie szczęśliwi” (J 13,13-17). Jezus nie potrzebował udowadniać nikomu swojej wartości. On wiedział kim jest i robił swoje – bo to nie uwłaczało Jego godności. Był wolny od ludzkich opinii, czy zewnętrznych pozorów. Zaprasza nas, byśmy byli Jego braćmi i siostrami. Wszystkie nasze próby „wywyższania się” poprzez grę pozorów, są właściwie drogą do poniżenia się, tak jak wysiłki chłopca który chce ukraść ciasteczka z fabryki, zamiast poprosić swego ojca, który jest jej właścicielem. Jadąc w pociągu, któremu na imię życie – nie musimy martwić się o bilety, bo nasz Ojciec, Bóg jest właścicielem całej firmy przewozowej. Nie musimy płacić ciężkich pieniędzy za dostęp do mądrości i mocy, bo Biblia dostępna jest za darmo w Internecie w formie tekstu i plików mp3, w bibliotekach, czytana w kościołach i domach. Wiemy że Bóg stworzył każdą i każdego z nas na swój obraz i podobieństwo – więcej nawet – jeszcze przed stworzeniem świata, każdą i każdego z nas ukochał, pragnął, zaplanował i z góry przeznaczył nas dla Siebie na córki i synów. Jeśli teraz mnie czytasz, to znaczy że istniejesz, a więc Najmądrzejszy Bóg uznał, że warto Cię stworzyć.  Często jednak nie czujemy tego jak ważni, piękni i drogocenni jesteśmy. Bywa, że czujemy samotność, ból i brak oparcia, a negatywne myśli wydają sie bardziej prawdziwe i namacalne niż prawdy objawione w Piśmie Świętym. Porównałbym to do przypadku, kiedy komuś na okularach siądzie mucha i człowiek ją rozgniecie. Wtedy wszędzie – na niebie, na słońcu, na twarzach innych, na swoim odbiciu w lustrze – widzi rozgniecioną muchę, Ten widok jest realny, a świat jawi się jako potworny. Temu widokowi nie da sie zaprzeczyć i  – delikatnie mówiąc – nie wygląda to dobrze. Nie znaczy to jednak że ze światem jest coś nie tak. Zaburzone jest tylko jego postrzeganie. Nie trzeba wierzyć zmysłom i przyjmować swoich odczuć za prawdę – wystarczy tylko umyć okulary. Dla mnie kluczowe było zrozumienie, że skoro każdy człowiek może się mylić, a ja jestem człowiekiem, to ja także mogę sie mylić. Natomiast Bóg ma rację. On jest Ojcem, ja dzieckiem. On jest Nauczycielem, ja – uczniem. On widzi rzeczywistość obiektywnie, ja mogę ulegać subiektywnym odczuciom, a nawet złudzeniom. Bóg uznał Ciebie za osobę tak cenną, że pragnąc być z Tobą w relacji, Jezus przecierpiał Mękę i Śmierć na krzyżu, po trzech dniach zmartwychwstając, by także Ciebie powołać do zmartwychwstania w przyszłym świecie. Może więc warto spędzić z Nim trochę czasu, oprzeć swe życie na Jego prawdzie i podążać za Nim, zwyciężając świat?

 

 


[1]  Wojciech Eichelberger, Renata Dziurdzikowska, „Co z tym światem„, IPSI Press, Warszawa 2008, s. 61

[2]  Sarah Burton, Patrick Spät, Ezoteryka: drogie oświecenie. Kapłani wielkiej blagi,  „Forum” nr 9, 4-10.03.2013, s. 34-35, przedruk za: „Telepolis” 14.02.2013, [w:] http://www.polityka.pl/swiat/tygodnikforum/1536821,1,ezoteryka-drogie-oswiecenie.read

[3] Jean Paul Sarte, „Słowa„, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1965, s.77-78

[4] Anna Nasiłkowska, „Jean Paul Sartre i Simone de Beauvoir„, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2006, s. 243

[5]  Stephen Schwarz, „Summary Statement” [w:] The Intellectuals Speak About God, red.: Roy Abraham Varghese. Dallas: Lewis and Stanley Publishers, 1984 | cyt. za: Josh Mcdowell, Przewodnik apologetyczny, Oficyna Wydawnicza „Vocatio”, Warszawa 2002, s. XLVI

[6] Rozm. Eric Aechimann, Piękna i bestia, „Forum” nr 9, 4-10.03.2013, s. 14-16, przedruk za: Le Nouvel Observateur, 21.02. 2013

[7] Gilbert Keith Chesterton, „Ortodoksja. Romanca o wierze”, Fronda Sp. z o. o., Warszawa 1996, s. 129