W wyniku ostatnich zamieszek w Szwecji z udziałem imigrantów całe mnóstwo samochodów stanęło w płomieniach. Policja jednak nic nie zrobiła by temu zapobiec, bowiem jak sama przyznaje: “Naszym celem jest robić najmniej jak to możliwe, wykonywać możliwie najwięcej normalnych czynności. Aby zakomunikować to naszym najlepszym przyjaciołom – mieszkańcom Husby – powinniśmy wykonywać normalne policyjne czynności, a dziennikarze powinni normalnie je opisywać”.
Jak się tłumaczy, ma to na celu zapobieżenie eskalacji przemocy oraz ochronę zdrowia policjantów. Takie rzeczy chyba tylko w Szwecji. Ja osobiście za nic w świecie nie czułbym się w takim kraju bezpieczny. W Rosji to by zaraz do akcji wkroczył OMON i w pół minuty byłoby po zamieszkach. Ale nie w Szwecji… Jak powiedział rzecznik sztokholmskiej komendy policji Lars Byström – “Jeśli widzimy palące się auta pozwalamy im płonąć, jeśli nie ma zagrożenia zajęcia się ogniem pobliskich samochodów czy budynków. Robiąc tak minimalizujemy ryzyko zostania obrzuconymi kamieniami”. Ręce opadają…
Dużo odważniejsi od szwedzkich policjantów są pracownicy służby parkingowej. Jedna z jej pracownic wystawiła mandaty za złe parkowanie … wrakom aut spalonych w wyniku zamieszek! Zapytana, dlaczego je wystawia, odpowiedziała, że w samochodach nie było biletów parkingowych wskazujących datę rozpoczęcia postoju. Brak szyb oraz większości wyposażenia wewnątrz nie zrobił na niej żadnego wrażenia. Pożar, nie pożar, bilet parkingowy musi być! To chyba musiała być blondynka. Taka typowa z dowcipów. Tylko że w Szwecji większość kobiet stanowią blondynki… Przypadek?
autor: XXI wiek – czas nonsensu ( znajdź nas także na facebook’u! )
na podstawie: wiadomosci.monasterujkowice.pl