Ministerstwo Edukacji Narodowej zdecydowało o obniżeniu subwencji oświatowej dla uczniów, którzy korzystają z edukacji domowej. Obniżka ta wyniesie 40% i wejdzie w życie 1 stycznia 2016.

W całym kraju z edukacji domowej korzysta kilka tysięcy uczniów. Ich nauczycielami są rodzice lub tzw. guwernerzy. W wielu przypadkach taki tok nauki wykorzystywany jest przez dzieci i młodzież z rozmaitymi problemami. Nie przeszkadza to jednak im w osiąganiu wyników powyżej średniej. Niestety do pełni szczęścia brakuje zrozumienia ze strony władzy.

Szkoły, w których zgłoszeni są uczniowie korzystający z edukacji domowej od 1 stycznia mają pobierać za nich zaledwie 60% podstawowej stawki subwencji oświatowej. Informacja o decyzji rządu trafiła do dyrektorów tuż przed rozpoczęciem nowego roku budżetowego.

To ewidentna dyskryminacja. Rodziny, korzystające z edukacji domowej, płacą takie same podatki, ale nie mają prawa do takich samych świadczeń ze strony państwa – mówi jedna z pionierek nauczania domowego Iza Budajczyk… członkini PiS.

Wtóruje jej Marcin Sawicki, przedstawiciel Fundacji Świętej Jadwigi, prowadzącej w Beskidach kilka szkół, z których korzysta około 400 homeschoolersów z całego kraju. Jego zdaniem decyzja władz to cios poniżej pasa. Już rząd PO-PSL cofnął homeschoolersom podwyższenie subwencji. Co na to MEN?

Zdaniem resortu szkoły prowadzące osoby uczące się samodzielnie ponoszą niewielkie koszty związane z egzaminami i dodatkowymi zajęciami. Marcin Sawicki ripostuje jednak, że dziś rodzice homeschoolersów rozglądają się za placówkami, w których oferta edukacyjna jest najciekawsza.

Będziemy musieli drastycznie ograniczyć ofertę, być może wprowadzić opłaty dla rodziców – obawia się przedstawiciel Fundacji, po czym dodaje, że nauczanie domowe jest solą w oku gminom, które wolałyby, aby homeschoolersi nie szukali lepszych szkół, ale by korzystali z placówek gminnych, bardzo łakomych na subwencje oświatowe.

Sawicki przyznaje, że w poprzednich latach zdarzały się nadużycia i wyłudzanie subwencji przez szkoły, ale jego zdaniem na przyszłość można takie praktyki ukrócić.

Wystarczyłoby ograniczenie prawa do subwencji do dzieci posiadających stałe zameldowanie w Polsce.