commons.wikimedia.org
commons.wikimedia.org

Kanclerz Niemiec Angela Merkel przybyła do Polski, by spotkać się z premier Ewą Kopacz. Oficjalna nazwa dla powodu jej wizyty to „konsultacje międzyrządowe”, jednak zważywszy na nieproporcjonalną pozycję na arenie międzynarodowej zajmowaną przez Niemcy i Polskę, trudno nie traktować przybycia Merkel bardziej jako wizytacji niż równoprawnej dyskusji dwóch partnerów.

Nasza współpraca z Niemcami wygląda podobnie do tej, którą prowadzimy w ramach „sojuszu” ze Stanami Zjednoczonymi. Tam również aspirujemy do roli podmiotu, ale dziwnym trafem zawsze kończymy jako przedmiot – popychadło, przed którym nie trzeba się tłumaczyć, i które nie upomni się o swoje prawa. Można napluć nam w twarz oskarżeniami o współudział w holokauście i w dodatku nie przeprosić, bo przecież kogo jak kogo, ale Polski przepraszać nie trzeba. Nikt nie odważy się tego wyegzekwować.

Rozmowa na linii Merkel – Kopacz dotyczyła m.in. sytuacji na Ukrainie. Dowiedzieliśmy się, że obydwa kraje zgodnie postulują utrzymanie sankcji wobec Rosji, chcą także przyczynić się do stabilizacji państwa ukraińskiego oraz dalej wspierać je pomocą humanitarną. Ciekawe, ile z tych decyzji, to autonomiczny głos Polski.

„Jesteśmy sąsiadami, ale przede wszystkim partnerami, których łączy poczucie odpowiedzialności za przyszłość Unii Europejskiej i bezpieczeństwo naszego regionu” – powiedziała Ewa Kopacz o relacji polsko-niemieckiej, która była tematem sporej części spotkania. Przedstawiona przez polską premier sielankowa wizja owej relacji może niemal wzruszać. Tym bardziej, jeśli przypomnimy sobie, że państwo polskie istnieje przecież tylko „teoretycznie”.

Inny ważki temat, który po prostu musiał zostać podjęty na omawianym spotkaniu, to kwestia pomocy uchodźcom z obszaru Morza Śródziemnego. Tu również mogliśmy spodziewać się kolejnych zgodnych postulatów.

Merkel przybyła, rozejrzała się po włościach i wydała instrukcje premier Kopacz. Nie przeszkodzi to jednak przedstawicielom rządu szczycić się zacieśnioną współpracą z Niemcami. Medialne przekazy zapewne zasypią nas informacjami o kolejnym sukcesie Platformy Obywatelskiej. Poddaństwo nazywane sojuszem nie powinno dziś nikogo dziwić. Przyzwyczajenie do szopki urządzanej przez rządzących nie może przesłonić jednak tego, jak naprawdę powinna wyglądać Polska i jej status. Podczas tegorocznych wyborów nie wahajmy się opowiedzieć za suwerennością.