Niedawno Mateusz Kijowski żalił się, że nie ma z czego żyć. Nie wzbudził tym litości u Leszka Millera, który ostro komentuje lenistwo i indolencję byłego lidera KOD.

Mateusz Kijowski jeszcze niedawno trząsł Komitetem Obrony Demokracji i był przedstawiany jako zbawiciel polskiej opozycji. Po licznych aferach usunął się w cień, by odrodzić się jak feniks z popiołów. Nie wyszło. Kilka dni temu w łzawym wywiadzie stwierdził, że nie ma za co żyć i rozważa wyjazd z Polski.

Internauci i dziennikarze są przejęci losem moich zobowiązań alimentacyjnych i zaskoczeni, że nie idę na budowę, żeby tylko je spłacać. Oraz zadłużenie z tego tytułu. (…) OK. Ale… słyszę od życzliwych internautów, że mam spłacać również zadłużenie. W końcu to proste – idź kopać doły i spłacaj zadłużenie. Wszyscy wiedzą, ile wynosi moje zadłużenie. Żeby rozłożyć spłatę na 10 lat, to miesięcznie wyjdzie około 1670 zł netto. Plus 15% kosztów komorniczych, czyli 1920 netto. Zatem zwiększamy 4025 o 1920. Mamy 5945 netto, czyli 8437 brutto. Nie piszę tego, żeby się czegoś domagać. Ale żeby odpowiedzieć na wszelkie propozycje i zobowiązania w stylu – na budowie by się zatrudnił, spłacił zadłużenie i pokazał, że jest mężczyzną. Pokazywać nic nie muszę, ale nie spłacę, pracując na budowie – komentował swoją sytuację.

W internecie zorganizowano zbiórkę na rzecz Kijowskiego. Szumnie nazwano ją „Stypendium Wolności”, a organizatorem jest… Elżbieta Pawłowicz, siostra posłanki PiS Krystyny.

Żale Kijowskiego nie wszystkich jednak wzruszają. Były premier Leszek Miller wprost zakpił z byłego lidera KOD.

Dorosły mężczyzna w sile wieku, z dobrym wykształceniem informatycznym nie może urządzać takich przedstawień, że człowiekowi się robi przykro, jak się na to patrzy. Kijowski bez problemu znalazłby pracę. Udaje jakiegoś męczennika, niech weźmie się w garść – powiedział Miller.