„Eksperci” alarmują: rośnie liczba ciąży wśród nastolatek! Młodzież niebezpiecznie eksperymentuje, młodzież szaleje, młodzież zachowuje się wysoce niemoralnie. Tym bardziej dziwi więc, że owi „eksperci”, widząc w działaniach takich zagrożenie dla młodzieży, sami postępują w sposób możliwie najbardziej do wszelkich form niebezpiecznych „zabaw” zachęcający. Co więcej – sami odwracają problem w ten sposób, że prowadząc szkodliwą działalność przekonują, iż gdyby mogli szkodzić ale jeszcze efektywniej problem zostałby rozwiązany! Chodzi w tym przypadku głównie o lekcje tzw. „wychowania do życia w rodzinie” czy tez „wychowania seksualnego”, których to zajęć rzekomy niedobór w szkołach pozostawia, jak „eksperci” mniemają,  tak tragiczne ślady na psychice młodych ludzi. Przypomina to sytuację w której na wykład dotyczący budowy bomb w domowych warunkach zaproszono by kilkudziesięciu sympatyków Al-Kaidy, z pieczołowitością ukazując im następnie sztukę chałupniczego tworzenia ładunków wybuchowych, a na końcu powiedziało się do publiki: chłopaki, nawet tego nie próbujcie.  Oczywiście po czasie część słuchaczy w praktyce wypróbowałaby zdobytą wiedzę, co należałoby skwitować stwierdzeniem, że  gdyby zajęć takich było więcej liczba terrorystów momentalnie by spadła.
Tak właśnie działają „eksperci” – tłumaczą, uczą, podają instruktażowe materiały i oznajmiają dzieciom, aby z gotowych przepisów na orgię nigdy nie korzystały.
Sprawa kolejna i najbardziej oczywista – dlaczego w pilnowanie dzieci zaangażowani są „eksperci” a nie rodzice? W końcu dawniej, przy prawdziwej władzy rodzicielskiej skala problemu była mniejsza. Należały jednak zwrócić uwagę na jedną rzecz – dawniej był to problem INDYWIDUALNY, tylko osób których dotyczył, nie zaś, jak obecnie, sprawa całego społeczeństwa! Wtedy właśnie każdy indywidualnie mógł też  problemy swoje rozwiązywać. Ojciec brał więc pasa, co doprowadzało jego syna do niemożności siedzenia na twardych krzesłach przez dni kilka, lub też w sposób odpowiedni doprowadzał do porządku swoją córkę, z kolei drugi ojciec stosował inne metody – i nikogo nie obchodziło jakie! Obecnie rodzic jest bezradny – albo pozostaje bezczynny albo straci władzę rodzicielską, bo ostre i skuteczne metody są nie do pomyślenia dla rozmaitych obrońców „praw dziecka” , rzeczników tychże praw i całej zaangażowanej w nieswoje problemy hołoty.
Oczywiście jest też druga strona medalu – dane o ciążach wśród tzw. nieletnich nie są wcale takie niepokojące. Wiadomym jest, że dziewczęta rozwijają się szybciej od chłopców, a co za tym idzie zawierają znajomości z osobnikami starszymi, będącymi już na ich poziomie rozwojowym. Ojcem dziecka 17-letniej Zośki nie będzie więc najprawdopodobniej biegający za piłką rówieśnik Wojtek, lecz 20-kilku letni Mietek który, jako osoba pracująca, powinien móc zapewnić Zośce i dziecku właściwe warunki życia.  I co w tym wszystkim złego? To, że taka sytuacja wykracza poza granice percepcji przeciętnego specjalisty socjologa, który, jako „postępowy naukowiec”, nie zauważa różnic pomiędzy płciami i w Zosinej ciąży dostrzega następujący problem: Przez dziecko Zośka nie skończy liceum! Nie pójdzie na studia!  Tymczasem prawda wygląda zgoła inaczej – różnica między płciami nie polega tylko na szybkości rozwoju ale też na naturalnych dla płci predyspozycjach. Gdyby ciąża Zośki uniemożliwiła Wojtkowi pracę byłaby to tragedia, tymczasem naturalną rolą kobiety w społeczeństwie jest rola matki. Matki i żony – dwie role. Skutkiem tej sytuacji jest więc szybkie przejście przez Zosię ze stanu dziewczęcego do spełnienia swojej naturalnej funkcji, co ma już efekty przeważnie pozytywne (np. ciąże w młodym wieku są obarczone mniejszym ryzkiem niektórych chorób dziecka, poza tym Zosia szybciej nabiera doświadczenia w wychowaniu potomstwa).
Kolejny nieznany wcześniej problem został stworzony.

Kasper Gondek, Junta.pl