Sytuacja na Ukrainie z dnia na dzień tylko bardziej się zaognia. Czy wykorzystają to sąsiednie państwa? Nie od dziś wiadomo, że do części terenów pozostających w granicach Ukrainy swoje rozszczenia wysuwają m.in. Polacy, Rumuni, Rosjanie, czy Węgrzy.

Jak informuje rosvesty.ru Rumunia już teraz przygotowuje się do zbrojnej inwazji na Ukrainę. Emisariusze tego państwa mieli rozpocząć działalność w przygranicznych regionach Ukrainy, żeby przygotować podatny grunt pod interwencję. Chodzi o obwody: czerniowiecki, iwano-frankiwski oraz odeski. Dodatkowo, 25 stycznia prawie wszystkie główne media rumuńskie zaczęły wygłaszać wezwania do interwencji wojskowej przeciw Ukrainie w celu „obrony dawnych rumuńskich terytoriów”. – Ukraina znajduje się na krawędzi wojny domowej. Nie jest wykluczony podział kraju na proeuropejski Zachód i prorosyjski Wschód. Czy Rumunia jest gotowa do interwencji w celu ochrony Rumunów z Północnej Bukowiny, okręgu Herc, Północnej i Południowej Besarabii? – można przeczytać w jednej z rumuńskich gazet.
Tymczasem do wprowadzenia swoich wojsk na teren obwodu zakarpackiego namawiają rząd Węgier przedstawiciele tamtejszej mniejszości węgierskiej. – Mieszkańcy naszego kraju, posiadający obywatelstwo Węgier, są przekonani, że w przypadku zaostrzenie politycznej i socjalnej sytuacji w obwodzie, Węgry będą gotowe wprowadzić swoje wojska na terytorium Zakarpacia w celu stabilizacji sytuacji i dla obrony swoich obywateli. Jest bardzo możliwe, że na Zakarpaciu może powtórzyć się historia 1939 roku, kiedy Węgry wprowadziły swoje wojska na Zakarpacie, aby przeciwstawić się galicyjskiemu ekstremizmowi – piszą „Nowiny Zakarpacia”.
Pojawiały się głosy, że może dojść do podobnej sytuacji, jak w Polsce w 1981 roku, kiedy władze straszyły społeczeństwo sowiecką inwazją, a przy granicy obserwowano wzmożony ruch wojsk. Jednak z drugiej strony wydaje się, że Putin nie odważyłby się raczej wkroczyć z wojskami na Ukrainę przed IO w Soczi, bo to mogłoby negatywnie wpłynąć na imprezę, która jest ostatnio oczkiem w głowie rosyjskiego prezydenta.
Najmniej prawdopodobna jest interwencja wojsk polskich. Mimo tego, że wielu Polaków z nostalgią wspomina czasy, kiedy Lwów należał do Polski, to rząd Tuska raczej nie jest na tyle odważny, żeby podjąć decyzję o wkroczeniu wojsk na Ukrainę. Politycy Platformy podkreślają od dłuższego czasu, że zależy im na dobru Ukrainy, jej integracji z UE, a rozpad tego państwa na pewno nie wyszedłby mu na dobre.
widzę że politologia nie służy Panu …jedna bomba wodorowa i wrócimy znów do Lwowa , chociaż będą same zgliszcza , jednak ziemia to ojczysta ,….był taki wierszyk . Podobny poziom prezentuje to co Pan napisał
Lwów był zaraz po Warszawie najważniejszym miastm II RP. I czy się to Ukraińcom podoba czy nie przy nadażającej się okazji powróci on do macieży.
Mówisz Lwów, myślisz Polska
Nie jest „odważny”??
Pan chyba na głowę upadł? Właśnie Polska powinna wykazać się jak największym umiarem! Nadal wspierać UKRAIŃCÓW i tylko wspierać. Jakakolwiek interwencja Polski doprowadzi na Ukrainie do antypolskiej histerii która jest na rękę Moskwie.
(Boże jak dobrze że w tej chwili w Polsce rządzi Tusk z Komorowskim, a nie bliźniacy)
Wkroczenie naszych wojsk do Ukrainy na pewno byłoby skrajną głupotą ze względu na praktycznie pewną reakcję Putina. Powinniśmy się do tego w ogóle nie mieszać , Ukraińcy nas nie lubią a z mieszania się w ich wewnętrzne sprawy na pewno nic dobrego nie wyniknie.