foto: Wikimedia Commons
foto: Wikimedia Commons

Niedawno ujawniono zdjęcie Roberta Winnickiego ujeżdżającego posąg. Jak się okazało, zdjęcie pochodzi sprzed wielu lat. Natomiast pan Robert wykazał się wyjątkową klasą i przeprosił za swoje dawne zachowanie, które wynikało z radości jakiejś wycieczki, którą odbył. Natomiast pojawia się tutaj kwestia wyznania.

Ruch Narodowy na szczęście sam siebie określa przy Kościele. Wyrosły na myśli Romana Dmowskiego obóz nacjonalistów nie będzie w najbliższych latach zmieniał tego, ponieważ nacjonalizm polski musi łączyć się z Kościołem.

Jednak wśród narodowców jest nieliczna grupa pogan. Nie używam tego określenia tutaj jako coś obelżywego. Po prostu twierdzą te osoby, że wierzą w bóstwa słowiańskie z okresu sprzed 966 roku po Chrystusie.

Szanuję decyzje tych osób. Natomiast mam prawo powiedzieć, że jest ona błędna. O ile nie można wytykać naszym pradawnym przodkom, że wierzyli w boga piorunów, burz, wojny etc, o tyle w XXI wieku jest to już bezpodstawne. Nie wiem z czego wynika, opieram się jedynie na domysłach. Wiemy natomiast dobrze, że uderzający w ziemię piorun to nie bóg, ale reakcja spowodowana konkretnymi czynnikami. Wiemy też, że słońce to nie jest bóstwo, ale gwiazda o ogromnej ilości ciepła.

Przyznanie możliwości prawdy tymże wierzeniom oznaczałoby zaprzeczenie nauce. Jeśli słońce jest bogiem, to nie jest gwiazdą. A jeśli jest gwiazdą, to nie jest bogiem. Ciało niebieskie nie może być przecież w filozoficznym sensie bytem osobowym.

Nazwanie wierzeń prasłowiańskich fałszywymi nie jest jednak brakiem szacunku wobec swojej historii i przeszłości. Nasi przodkowie nie znali do pewnego momentu Chrystusa, więc próbowali sobie – jak każdy lud na świecie – wyjaśnić to, czego nie rozumieją poprzez szereg bóstw. Nadeszło chrześcijaństwo, zaczęło rozwijać się państwo, a dzięki Kościołowi (który wyedukował ówczesne elity Polski) nasza organizacja stała się przez pewien czas światowym mocarstwem.

Bycie katolikiem nie oznacza zaparcia się swoich korzeni. Wręcz przeciwnie – jest to postęp w klasycznym rozumieniu tego słowa. Bowiem nie zapieram się tego, że pochodzę z narodu, który niegdyś spowijały mroki pogaństwa. Ten sam naród jednak przyjął wiarę i naukę, dzięki czemu zaczął wzrastać.

O ile z narodowcami sympatyzuję, o tyle nie uważam się za takowego. Jednak nie potrafię sobie wyobrazić jak nacjonalista polski może wyznawać w związku z powyższym tzw. rodzimowierstwo. Wiem, że pojawia się na to moda. W końcu rodzimowierstwo związane jest z okultyzmem, który na Zachodzie już od dawna rozwinął się dzięki popkulturze. U nas przybiera po prostu specyficzny wymiar odwołujący się do konkretnego okresu, o którym niewiele wiadomo (pogańscy Słowianie byli bowiem niepiśmienni).

Na koniec: Pragnę zauważyć, że to nie słońce czy Pierun jawią się w naszej kulturze jako wybawcy, ale Chrystus i Maryja (szczególnie kojarzona z obroną Jasnej Góry czy zwycięstwem pod Warszawą w 1920 roku). Próba tworzenia czegokolwiek na „rodzimowierstwie” wiązałaby się z koniecznością zniszczenia znakomitej większości naszego dotychczasowego dorobku. A tego chyba żaden nacjonalista by nie chciał.

Dominik Cwikła