wykresŻyjemy w ustroju kapitalistycznym i mamy do wyboru jedno z dwojga tylko: albo być nadal krajem biernego kapitalizmu, krajem odbiorców obcych kapitalistycznych fabryk, dłużników obcych koncernów bankowych, robotników wytwarzających dywidendy dla obcych akcjonariuszów – albo stać się krajem czynnego kapitalizmu, zdobywając czynną dla naszego handlu i przemysłu pozycję na rynkach światowych – pisał przed laty Stanisław Grabski, międzywojenny polski polityk i ekonomista związany z obozem narodowym. Jego słowa są wciąż niezwykle aktualne!

Ostatni przetarg na śmigłowce dla niedobitków polskiego wojska pokazuje, że obecny rząd warszawski (jak go określa m.in. Grzegorz Braun) jest o wiele bliższy tej pierwszej drodze. Nie wiadomo nawet, czy ostatecznie francuski koncern będzie je w naszym kraju produkował, czy tylko składał nadesłane z kraju nad Sekwaną części. Tymczasem dostawę śmigłowców z PZL-Świdnik wynegocjowali sobie… Rosjanie.

Banki w Polsce niemal w całości są już w rękach zagranicznych. Co prawda, rząd warszawski posiada pakiet kontrolny PKO BP (ale kto wie, jak długo to jeszcze potrwa?), są też rozmaite banki i kasy spółdzielcze, ale i je próbuje się wykończyć. Polska ma być „krajem biernego kapitalizmu”, „dłużników obcych koncernów bankowych”.

Nie produkujemy polskich samochodów, czy telewizorów. Składamy części koncernom zagranicznym. Co prawda są podejmowane próby stworzenia jakiejś nowej polskiej marki motoryzacyjnej, albo reaktywowania dawnej, ale na razie nie rozwinęły się zbyt mocno, a częściej nawet niż przedsiębiorców z Polski są podejmowane przez polonijnych biznesmenów. Bo w Polsce trudno jest rozwijać polski biznes. A podobno kapitał miał nie mieć narodowości…

Niemający narodowości (podobno) kapitał dziwnym trafem w Polsce jest najczęściej kapitałem nie-polskim, bo dziwnym trafem to takiemu jest najłatwiej osiągnąć sukces. Wiedzą o tym właściciele sklepów, którzy mogliby tylko pomarzyć o przywilejach, jakie otrzymali właściciele zagranicznych hipermarketów, choćby olbrzymie zwolnienia podatkowe.

Obecny rząd zakrywa oczy na wszelkie możliwe sposoby, żeby nie dostrzec problemów polskich przedsiębiorców. Widzą to natomiast rozmaite siły opozycyjne. PiS, czy Prawica Rzeczypospolitej Marka Jurka od dłuższego czasu głoszą potrzebę równego obciążenia podatkowego tak zagranicznych, jak i rodzimych przedsiębiorców, m.in. przez zniesienie ulg dla sklepów wielkopowierzchniowych. Prawica Rzeczypospolitej ponadto od dawna, podobnie jak teraz i Polska Razem, domaga się większego wsparcia małych i średnich przedsiębiorstw, widząc w nich podstawę dla polskiej gospodarki. Ma temu służyć choćby uproszczenie podatków, czy zmniejszenie biurokracji. Od jakiegoś czasu są prowadzone także akcje zachęcające konsumentów do wspierania polskich producentów. Prowadzi je m.in. Ruch Narodowy, czy Polska Razem. Wymienione środowiska, ale nie tylko one, nie zgadzają się z tezą, jakoby kapitał nie miał narodowości, zresztą wydaje się, że także większość rządów państw zachodnich się z nią nie zgadza, bo tak mocno wspiera rodzimy kapitał.

Żeby stać się krajem czynnego kapitalizmu potrzeba odważnych, często znaczących zmian w działaniach Sejmu – organu ustawodawczego – i rządu – organu wykonującego prawo. Ten rząd jest zdolny jedynie do dalszego brnięcia w błoto, nawet gdyby co tydzień wymieniał twarze w ministerstwach. Jednak to nie znaczy, że nowy rząd może być lepszy. Jeżeli premierem zostanie Paweł Kukiz – który swoje poglądy gospodarcze definiuje tak, że będzie się pytał znajomych ekonomistów, gdy mu będą potrzebne, to nie wróży to najlepiej Polsce. Premier musi mieć spójną wizję prowadzenia kraju. Taka spójna wizja nie będzie mogła być realizowana, kiedy do Sejmu wejdzie 460 lokalnych celebrytów wybranych w systemie jednomandatowym. 460 reprezentantów wspólnot lokalnych będzie dbała tylko o to, żeby w ich okolicy było jak najlepiej. O resztę kraju już nie będą się martwić. Choć to nie znaczy, że jestem przeciwko wyborom w systemie jednomandatowym. Pod warunkiem, że tym jednym okręgiem byłaby cała Polska i w takim systemie wybierałaby prezydenta, będącego jednocześnie szefem rządu. System prezydencki, a nie JOW do Sejmu jest moim zdaniem receptą dla polskiego państwa. Bo problemem – i nie tylko ja to zauważam, bo takie głosy widzę w różnych głosach polskich publicystów w ostatnim czasie –  nie wodzostwo w partiach, ale brak silnego przywództwa. Brak męża stanu, który pociągnie cały kraj do przodu. Natomiast jeżyli chodzi o wybory do Sejmu, to powinny one nadal być przeprowadzane w oparciu o system proporcjonalny, ale przy 3% progu wyborczym i innej metodzie liczenia głosów, mniej faworyzującej główne partie. Tylko tyle i aż tyle.