Od wprowadzenia stanu wojennego minęły już 34 lata. Do dziś żaden z głównych architektów SW nie poniósł odpowiedzialności. Dwóch najważniejszych uciekło przed sprawiedliwością na cmentarz, a i wcześniej nie brakowało im ptasiego mleka.
Na samym wstępie zaprezentuję cytaty pomijane, a bez znajomości których nie ma mowy o merytorycznej dyskusji na temat stanu wojennego.
„Nie możemy ryzykować. Nie zamierzamy wprowadzać wojsk do Polski. Jest to słuszne stanowisko i musimy się go trzymać do końca. Nie wiem jak rozwinie się sprawa z Polską, nawet jeśli Polska znajdzie się pod władzą „Solidarności” i będzie to tylko tyle.”
Te słowa wypowiedział 10 grudnia 1981 roku szef KGB – Jurij Andropow w towarzystwie samego Leonida Breżniewa. Swoje dołożył również minister spraw zagranicznych ZSRS Andriej Gromyko:
„…będziemy zmuszeni postarać się jakoś rozwiać złudzenia Jaruzelskiego i innych polskich polityków w sprawie wysłania tam wojsk. Wprowadzić wojsk do Polski nie można w żadnym razie. Myślę, że możemy polecić naszemu ambasadorowi, aby złożył Jaruzelskiemu wizytę i zakomunikował mu to”.
Niestety Polacy czerpiący swoją wiedzę na temat historii z mediów głównego szamba tych słów nie poznają. Efekt? Chociażby sondaż TNS z roku 2011. Wynikało z niego, że aż 57% Polaków uważa, iż stan wojenny uchronił Polskę przed zbrojną interwencją ZSRR. Tak, wiem! Sondaż i do tego publikowany przez Newsweeka nie jest najbardziej rzetelnym źródłem informacji. Mimo wszystko jednak Polacy są coraz bardziej podatni na sączoną im propagandę.
Każdego roku przy okazji 13 grudnia w głównych mediach roi się od komunistycznych łgarzy. W obronie swojego statusu i świętego spokoju kolportują bzdury o Jaruzelskim jako o antycznym bohaterze tragicznym. Z ich punktu widzenia jest to absolutnie normalne i właściwe. Ale z punktu widzenia Polaka, nienormalnym jest już samo to, że ktokolwiek daje im szansę publicznego przemawiania w innym miejscu niż sala sądowa.
Zbrodniarz komunistyczny jako zdrajca narodu polskiego i sługa obcego mocarstwa powinien mieć dwie opcje: albo rozstrzelanie, albo bilet w jedną stronę do Moskwy – mówił w roku 2014 Wojciech Cejrowski. I ciężko się z nim nie zgodzić. Dając wybór, i tak wykazalibyśmy daleko posunięte miłosierdzie.
Ani Jaruzelski, ani Kiszczak, ani Ciastoń, ani żaden inny członek WRON-y nie powąchali jednak nawet przez sekundę więziennej pryczy. Przez 25 lat „wolnej” Polski żyło im się wspaniale. Luksusowe wille, gigantyczne emerytury, a na dodatek coraz śmielej promowano ich w mediach jako „ludzi honoru”. Jaruzelski nawet po śmierci mógł poczuć się zwycięzcą. Spoczął na Wojskowych Powązkach, w pięknej mogile, żegnany przez tłumy przyjaciół, a na dodatek jego prochy grzebano z wojskowym ceremoniałem. Kilkadziesiąt metrów dalej na Łączce, pod mogiłami podobnych mu szumowin i zdrajców do dziś rzuceni jak śmieci leżą niezidentyfikowani bohaterowie II konspiracji – Żołnierze Wyklęci.
Stan wojenny to wielu zabitych. Jak na parezja.pl pisał Tadeusz Płużański: „Ofiary stanu wojennego szacuje się dziś już nie na 100, ale na 150 osób i ta lista wciąż nie jest zamknięta”. Wśród nich jest m.in. Grzegorz Przemyk. To ludzie Jaruzelskiego – Kiszczak i Ciastoń byli głównymi dowódcami tzw. „nieznanych sprawców” mordujących niepokornych księży i opozycjonistów. To mroczne komando działało aż do roku 1989. Junta Jaruzelskiego doprowadziła również do internowania tysięcy osób. Złamano im życiorysy, rozbito rodziny. Wszystko z powodu panicznego strachu przed utratą władzy ze strony komunistów.
Dziś pomimo upływu lat, a może właśnie ze względu na ten czas nasze postawy powinny się utwardzać. Naszym mottem winny być słowa Herberta i Gintrowskiego. „Nie będzie przebaczenia”, „Nie przebaczaj, nie w Twojej mocy przebaczać w imieniu tych, których zdradzono o świcie”. Zbyt długo Polacy dali się mamić „grubą kreską” i amnestią dla bandytów.