Niemieckie dzienniki skomentowały niedzielną demonstrację zwolenników prezydenta Turcji, która miała miejsce w Kolonii.
„Reagowanie zakazem zgromadzeń na zamykanie redakcji niektórych gazet w Turcji czy wydaleniem Turków i Niemców pochodzenia tureckiego za masowe zwolnienia tureckich sędziów nie byłoby zadowalającą odpowiedzią” – uważa „Die Welt”, a autor tekstu przestrzega Niemcy przed byciem „jak Erdogan”.
„Trudno się pogodzić z tym, że w samym środku Niemiec tysiące ludzi wychodzi na ulicę, demonstruje swoje poparcie dla tego człowieka (Erdogana – red.), który taką manifestację w swoim własnym kraju, jeśli byłaby protestem przeciwko niemu, kazałby rozpędzić pałkami. Ale jeszcze gorzej jest pogodzić się z tym, że wielu uczestników demonstracji żyje w Niemczech od lat, ale najwidoczniej się tu nie odnaleźli” – stwierdza „Allgemeine Zeitung”.
Inne spojrzenie ma na sytuację „Maerkische Oderzeitung”: „Jednocześnie jednak uważają oni (Turcy – red.) Niemcy jako swoją ojczyznę. Bowiem są Turkami i Niemcami. I nie wracają do domu, czego się od nich często domaga. Oni są już tutaj zadomowieni – w Niemczech. Podobnie jak przeciwnicy Erdogana, których jest nieco więcej. Dzięki wolności przekonań i jedni i drudzy mogą w Niemczech swobodnie wyrażać swoje poglądy. To jest wielkim skarbem demokracji”.
„Nuernberger Nachrichten” pisze: „Nasze władze nie są w żadnym wypadku wykonawcami rozkazów Erdogana, aby na żądanie Ankary podjąć działania przeciwko krytykom tureckiego reżimu. Konieczne są jeszcze bardziej dobitne słowa także z ust kanclerz Niemiec, aby sułtan znad Bosforu to zrozumiał”.
„General-Anzeiger” z kolei stwierdza, że „Polityka Erdogana wyraźnie pokazuje szkody wyrządzane przez nacjonalizm”.