Niemiecki opiniotwórczy dziennik „Die Welt” skomentował wybór Donalda Tuska na kolejną kadencję w fotelu szefa Rady Europejskiej. Gazeta nazywa go „miernym” przewodniczącym.

Zdaniem „Die Welt” Europa nigdy jeszcze nie była tak podzielona i także miniony tydzień nie był dla niej dobry. „Polska gorzko się zemści za tę porażkę” – czytamy w komentarzu Christopha B. Schiltza. „I nie ma nadziei, że wspólna deklaracja na temat przyszłości UE, która w dobrych intencjach i z podniosłymi celami ma być uchwalona za dwa tygodnie w Rzymie, cokolwiek tu zmieni” – dodał autor.

Dokument ten będzie „pakietem szczęścia”, którego nikt nie może podważyć, nie przyniesie jednak odpowiedzi na decydujące pytania, takie jak: „Czego chcemy? Jak dokładnie chcemy to osiągnąć? Jak daleko chcemy się jednoczyć?” – pisze Schiltz. Jego zdaniem nie będzie to możliwe, dopóki deklaracja ma być zaordynowanym „sygnałem jedności”, jak wyraziła się na koniec szczytu UE w Brukseli kanclerz Angela Merkel.

Najnowszym przykładem tego braku jedności jest opór Warszawy wobec reelekcji przewodniczącego RE i byłego premiera Polski Donalda Tuska. „Merkel & Co. zdołali zewrzeć szeregi i wyizolować polską premier Beatę Szydło, która opuściła szczyt jako przegrana” – stwierdził Schiltz. Dodał, że byłoby naiwnością przyjmowanie, „co robią pewni siebie szefowie rządów”, że był to tylko epizod: „Sprawa ta będzie miała daleko idące następstwa, dla Polski i dla UE”.

Według autora pogłębi to jeszcze bardziej rozłam polskiego społeczeństwa, a przed silnym Jarosławem Kaczyńskim otworzy nowe możliwości siania antyeuropejskich resentymentów. „Musi być dopuszczalne pytanie, czy reelekcja miernego przewodniczącego RE, jakim jest Tusk, była tego warta?” – konkluduje Schiltz.

Jego zdaniem dla europejskiego współistnienia Polska ma „ogromne znaczenie, a Warszawa dysponuje środkami, by wywierać presję na UE – prawem weta”. Wskazał on chociażby na budowanie wspólnej unijnej polityki bezpieczeństwa i obrony, a także na Brexit, którego negocjowanie wymaga daleko idącej zgodności przy rozważaniu 21 tys. reguł UE. „Kaczyńskiemu daje to ogromne możliwości wyrównania rachunków” – stwierdził niemiecki publicysta.

Schiltz pisze, że państwa Beneluxu, czyli „kolejny wewnętrzny krąg w łonie UE”, zaprosiły kraje V4 na narady. Według niego to „skazana raczej na niepowodzenie próba pozyskania heretyków”. Berlin, Paryż i Rzym z kolei widzą przyszłość UE w Europie różnych prędkości. „Każdy ma sam zadecydować, jak ściśle chce współpracować z innymi. Wątpliwa koncepcja” – konstatuje autor. Wątpliwa, bo: „Nie bardzo wiadomo, jak miałaby ona funkcjonować i też problematyczna dla mieszkańców Europy Wschodniej, którzy obawiają się, że kto nie robi tego, co wszyscy, zostanie zepchnięty na margines, także pod względem finansowym”.

Publicysta powołuje się na wypowiedź szefa KE Junckera, iż pomysł Europy różnych prędkości niektóre państwa interpretują jako „nową żelazną kurtynę między Wschodem i Zachodem”. Juncker zapewniał, że nie o to chodzi. Autor podsumował, że ostatni szczyt w Brukseli w każdym razie niczego nie wyjaśnił i „zrodził więcej pytań niż odpowiedzi”.