Poczucie szczęścia nie jest celem samym w sobie, ale  skutkiem ubocznym pasjonującej relacji z Bogiem i drugim człowiekiem. Ewangelia Jezusa Chrystusa daje życie umarłym, wyzwala więźniów i leczy rany serc złamanych. Teraz.

Stary Testament jako źródła szczęścia wymienia:

  • relację z kochającym Bogiem (Pwt 30:5, Pwt 33:29, Ps 33:12, Ps 41:3, Ps 65:5, Ps 89:16, Ps 144:15),
  • odpuszczenie grzechów przez Boga i szczerą postawę wobec Niego (Ps 32:1-2),
  • złożenie swojej nadziei i ufności w Bogu (Ps 34:9, Ps 40:5, Ps 84:13, Ps 146:5, Prz 16:20),
  • Boże pouczenie i wychowanie (Hi 5:7, Ps 94,12),
  • wytrwałe odcinanie się od niesprawiedliwych układów i wypełnianie przykazań (Ps 1:1, Ps 112:1, Ps 128:1, Prz 28:14, Iz 3:10, Dn 12:12)
  • udane życie rodzinne (Ps 127:4-5, Syr 25:8, Syr 26:1),
  • współczucie i pomoc wobec ubogich i potrzebujących (Ps 41:2, Prz 14,21),
  • zdobywanie mądrości i kierowanie się rozumem (Prz 3:13, Syr 14:20, Syr 25:9, Syr 37:24).

 

Tak więc, w nauczaniu Starego Testamentu, szczęście opiera się na relacjach osobowych (ufne podążanie za Bogiem, troska okazywana ludziom), oraz na wartościach duchowych.

Nowy Testament kontynuuje myśl Starego. Mówi, że szczęściem dla człowieka będzie wykonywać wiernie swoje powołanie i wytrwać w czynnej miłości (Mt 24:26, Łk 12:42). Jednakże akcentuje bardzo istotną rzecz. Jeszcze dobitniej wprowadza człowieka w logikę bezinteresownego, niezasłużonego daru. Kazanie na Górze, mówi o szczęściu, które nie zależy od zewnętrznych okoliczności, wydarzeń, uczuć, ani pozycji społecznej. Człowiek przyjmuje Bożą miłość, która jest darmowa i sam staje się zdolny do okazywania bezinteresownej miłości. Przyjmuje godność dziecka Bożego.

Człowiek zagubiony w świecie może czuć się jak więzień i próbować zjednać sobie siły przyrody poprzez praktyki magiczne. Może też, pozostając pod wpływem mentalności niewolnika, powstrzymywać się od złych czynów w obawie przed karą.

Pod wpływem monoteizmu, może jednak przyjąć mentalność najemnika i pełnić dobre uczynki w nadziei na nagrodę. Wtedy nie traktuje już świata jak więzienie, które zadaje mu bezsensowne cierpienia, ale jak pensjonat lub miejsce pracy.

Jednak Ewangelia Jezusa Chrystusa otwiera przed nami zupełnie nowe perspektywy! Przestawia propozycję by stać się dzieckiem Boga. Wtedy nie trzeba pracować ze strachu. Nie pełni się też dobrych uczynków, aby „zasłużyć” na zbawienie, co było by nieludzkie, gdyż drugi człowiek zamiast być celem samym w sobie byłby jedynie środkiem używanym by „dostać się do Nieba”. Wiemy że godność człowieka przekracza wszelkie kategorie i podziały, nie pozwala aby go „używać”, ale wzywa aby go kochać dla niego samego, niezależnie od narodowości, rasy, religii, przynależności partyjnej, czy sprawności moralnej.

Albert Camus, w powieści „Dżuma”, przedstawia problem: czy nie jest bardziej godne pochwały gdy ateista pomaga innym bezinteresownie, niż gdy chrześcijanin pomaga innym, w nadziei na nagrodę wieczną? Jednak z perspektywy synostwa względem Boga, problem zostaje odwrócony – nie chodzi o to co ja muszę zrobić aby dostać się do Nieba. Chodzi o to  co pragnę zrobić, aby przeze mnie Niebo zstępowało na ziemię? „Szczęśliwii, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni” (Mt 5,6).  Darmo otrzymaliście, darmo dawajcie! (Mt 10,8).  „Oto bowiem królestwo Boże pośród was jest” (Łk 17,21b). Bóg mnie ukochał kiedy byłem jego wrogiem (por. Rz 5,10) obdarował mnie, nie oglądając się na cenę, aż  po Wcielenie i zatracenie w Śmierci na krzyżu (por. Mt 27,46) a trzeciego dnia – Zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa. Tak więc moja służba dla innych nie jest dowodem mojej wspaniałomyślności ani nie należy jej odbierać jako oznaki moralnej „wyższości”. Jest to tylko echo, niedoskonały odblask tego co samemu otrzymałem. Samemu potrzebowałem Bożego przebaczenia. Więc jeśli przebaczam, nie należy chwalić mnie jakbym był pracowitym artystą który przynosi światu wspaniały obraz miłości. Kiedy przebaczamy, jesteśmy jak lustro, które wykonuje swoją funkcję – odzwierciedla rzeczywistość, odbija prawdę o wartości drugiego człowieka, który jest dla Boga ukochaną osobą, wartą tego by przyjąć ją jako swoje Dziecko.
Mając „duchowe oczy”  będziemy widzieć grzechy drugiego człowieka jako przybite do krzyża, gdyż Bóg  „to właśnie, co było naszym przeciwnikiem, usunął z drogi, przygwoździwszy do krzyża” (Kol 2,14b). Natomiast drugiego człowieka będziemy widzieć jako niezwykle cenną, wyjątkową i ważną osobę, gdyż Chrystus utożsamił się z każdym człowiekiem: „A Król im odpowie: Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili.” (Mt 25,40). Te duchowe „oczy” którymi mogę tak – zgodnie z rzeczywistością – patrzeć na bliźniego, nie są moją zasługą, ale zostały mi podarowane przez wiarę.  Gdzież więc podstawa do chlubienia się? Została uchylona! Przez jakie prawo? Czy przez prawo uczynków? Nie, przez prawo wiary. (Rz 3,27). Zostaliśmy przez Boga tak dowartościowani, że nie musimy już sami się dowartościowywać. Czy Ty wiesz, że Pan Bóg podziwia Cię? Może niekoniecznie wszystko co robisz, ale Ciebie – tak! Psalmista mówi: „Dziękuję Ci, że mnie stworzyłeś  tak cudownie, godne podziwu są Twoje dzieła” (Ps 139,14a). Jesteśmy nie tylko dziełem Bożym. Chrystus nazywa głodnych, spragnionych, więźniów, chorych i ubogich – swoimi braćmi. Cokolwiek byśmy wymyślili aby się wywyższyć, dla Boga i tak jesteśmy nieskończenie wiele razy więcej warci niż nawet moglibyśmy zrozumieć 🙂 Jasne – dobrze jest odczuwać satysfakcję jeśli zrobię coś dobrego. „Ten, kto się chlubi, w Panu niech się chlubi.” (2 Kor. 10,17). Ale  „niech nikt w swej pysze nie wynosi się nad drugiego.  Któż będzie cię wyróżniał? Cóż masz, czego byś nie otrzymał? A jeśliś otrzymał, to czemu się chełpisz, tak jakbyś nie otrzymał ?” (por.1 Kor 4,6-7).

 

Człowiek w relacji z Bogiem staje się podobny do Niego, jak dziecko do Ojca.  Otrzymuje Ducha Świętego. Ulega przemianie. Utożsamia pragnienia swego Ojca ze swoimi pragnieniami. Tak jak samemu przyjął bezwarunkowe przebaczenie grzechów, tak ma moc przebaczać innym. Człowiek żyje nowym życiem, które otrzymuje od Boga. A ponieważ wie, że Jego Ojciec kocha sprawiedliwych i niesprawiedliwych, sam staje się zdolny do kochania wrogów. Właściwie słowo wróg, można by zastąpić słowem „brat sprawiający problemy wychowawcze”. Trafnie ujął tą prawdę biskup Józef Życiński: „(…) w chrześcijaństwie doświadczenie lekkości serca towarzyszy odkrywaniu fascynującej prawdy o wolności dzieci Bożych. Wolność ta nie prowadzi bynajmniej do egoistycznego skoncentrowania uwagi na sobie samym, lecz wprowadza w świat głębokich paradoksów, które sprawiają, że odnajdujemy siebie, ofiarując siebie w darze dla innych.”[1] To właśnie logika bezinteresownego daru jest tajemnicą szczęścia. Spotkanie z drugim człowiekiem nie powinno być podporządkowane tylko moim interesom, moim monologom, czy przekonywaniu kogoś do moich racji. Warto wsłuchać się w drugiego człowieka, utożsamić się z jego sytuacją. „Bądź skory do słuchania, a odpowiadaj po namyśle!” (Syr 5,11) „Wiedzcie, bracia moi umiłowani: każdy człowiek winien być chętny do słuchania, nieskory do mówienia, nieskory do gniewu” (Jk 1,19). „Weselcie się z tymi, którzy się weselą. płaczcie z tymi, którzy płaczą” (Rz 12,15). Dobrze aby spotkanie z drugim było wolne od rachunku zysków i strat, prób dodawania sobie prestiżu czyimś kosztem i oceniania drugiego pod kątem przydatności. Nie zmienia to faktu, że zanim zaczniemy wspierać innych, sami potrzebujemy wzmacniać się przez dobranie sobie mądrych przyjaciół: „Jeżeli ujrzysz kogoś mądrego, już od wczesnego rana idź do niego, a stopa twoja niech ściera progi drzwi jego!” (Syr 6,36). Jezus Chrystus zachęcając do – nieskrępowanego społecznymi układami – odkrywania piękna życia, polecił: „kiedy urządzasz przyjęcie, zaproś ubogich, ułomnych, chromych i niewidomych. A będziesz szczęśliwy, ponieważ nie mają czym tobie się odwdzięczyć; odpłatę bowiem otrzymasz przy zmartwychwstaniu sprawiedliwych. (Łk 14:14). Trafnie ujęła te sprawy Matka Teresa z Kalkuty, pisząc: „Wszyscy tęsknimy za Niebem, w którym jest Bóg; ale jest w naszej mocy być w Niebie z Nim już teraz, być szczęśliwymi z Nim w tym momencie. Ale być szczęśliwym z Nim teraz, to znaczy kochać, jak On kocha, pomagać, jak On pomaga, dawać, jak On daje, służyć, jak On służy, wybawiać, jak On wybawia. Dlatego nawet jeśli tyko napiszesz list za niewidomego czy też po prostu przyjdziesz, usiądziesz i posłuchasz albo odbierzesz za niego pocztę, albo kogoś odwiedzisz czy też przyniesiesz komuś kwiatek… nasze uczynki nigdy nie są za małe, bo są one naszą miłością do Chrystusa wprowadzoną w czyn.”[2]

J.T. Fisher, psychiatra, stwierdza: „Gdybyśmy mieli zebrać wszystkie co
do jednego autorytatywne artykuły, jakie kiedykolwiek zostały napisane przez najlepszych psychologów i psychiatrów na temat zdrowia psychicznego, gdybyśmy je wszystkie połączyli, udoskonalili i oczyścili z gołosłowia, gdybyśmy wydobyli z tego samą  istotę i gdybyśmy tę czystą, nieskażoną naukową wiedzę przekazali najlepszym żyjącym poetom do zwerbalizowania, otrzymalibyśmy niepełne i niezgrabne podsumowanie Kazania na Górze. W porównaniu z oryginałem strasznie by ucierpiało. Od prawie dwóch tysięcy lat świat chrześcijanski trzyma w rękach pełną odpowiedź  na dręczące go, bezowocne tęsknoty. Oto (…) instrukcja udanego ludzkiego życia pełnego optymizmu, zdrowia psychicznego i zadowolenia”.[3]

Jeśli Chrystus jest jak krzew winny, a my jak latorośle, to czemu by nie wziąć Jego słów na poważnie? Można znaleźć instrukcję na szczęśliwe życie w Ewangelii, a w razie potrzeby wesprzeć się dobrym komentarzem do niej, kiedy specyfika biblijnego języka i symboliki sprawia trudności. Bo to jest dla nas życie wieczne – abyśmy znali Ojca – Jedynego prawdziwego Boga i Tego ktorego posłał – Jezusa Chrystusa (por J 17,3). A jak Go poznawać? Spędź z Nim trochę czasu, wsłuchaj się w Jego Słowo. Bo z kim przestajesz, takim się stajesz 🙂


[1] Józef Życiński, „Bóg postmodernistów”, Redakcja Wydawnictw Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, Lublin 2001, s. 45

[2] Matka Teresa z Kalkuty, Brat Roger z Taize, Modlitwa. Źródło współczującej miłości, Wydawnictwo Znak, Kraków  1996, s. 22-23

[3]  J.T.Fisher, L.S. Hawley, „A Few Buttons Missing„, Lippincott, Philadelphia 1951, s. 273 | cyt. za Josh McDowell, „Więcej niż Cieśla„, Oficyna wydawnicza „Vocatio”, Warszawa 1996, s 29-30