Podczas wykładu dr-a Tomasza Sommera w Szczecinie postawione zostało pytanie: Czy w hipotetycznej sytuacji w której jeden człowiek umierałby z pragnienia, a drugi posiadał nadmiar wody, dobrym moralnie byłoby zmuszenie posiadacza wody do uratowania życia spragnionemu? Pytanie to pozostało w zasadzie nierozstrzygnięte i z tego też powodu sam postaram się na nie odpowiedzieć. Słusznie, podczas wykładu, na sali ktoś zauważył, że pytanie to można stawiać dalej, np. czy posiadający dwie nerki ma obowiązek oddania jednej potrzebującemu? Dla uściślenia brak moralnego obowiązku nie jest zakazem! Oczywiście zacząć należy od tego, że termin „moralny obowiązek” stoi w całkowitej opozycji do rozumu, neguje on bowiem potrzebę racjonalnego wyboru w oparciu o obiektywne fakty na rzecz podporządkowywania się ustalonym z góry autorytetom i normom bez badania ich etycznych podstaw czy choćby praktycznej użyteczności, lub w najlepszym przypadku minimalizując oba wspominane wyznaczniki zastępując je, choćby w częsci, mistycyzmem. Tylko istoty obłąkane mogą wyrzec się samodzielnej oceny zdarzeń, samodzielności przy podejmowaniu decyzji i indywidualnego odczuwania skutków decyzji na rzecz upatrzonych z góry norm i zasad. Jest to czysty konformizm odbierający ludzkim istotom człowieczeństwo – racjonalność. Istnieją ludzie zagubieni, chcący iść na skróty i totalitaryści wykorzystujący ich dla reprezentowanych przez siebie wartości. Tzw. Etyka utylitarystyczna zakłada, że „Powinniśmy pomagać potrzebującym i jest to obowiązek tym silniejszy, im większa jest potrzeba, którą można by zaspokoić; nie jest jednak obowiązkiem takie niesienie pomocy, które pomniejszałoby nasze zadowolenie z życia”. Utylitaryści łaskawie pozwoliwszy na zaspokajanie nam własnych potrzeb nakazują jednak dokonywać starannego namysłu, czy nasz stan posiadania mieści się w „rozsądnych granicach”, co jest o tyle ciekawe, że bagatelizując rozum na rzecz przyjętego obowiązku nagle oczekują rozsądku przy ustalaniu granic. Ten „obowiązek” pomocy wszelkiej maści altruiści uzasadniają najczęściej ludzką naturą – większość ludzi odczuwa potrzebę pomocy innym, jest więc to dobre. Nie pozostaje nic innego, jak szukać tym tokiem rozumowania innych zasad moralnych. Jeśli większość mężczyzn odczuwa pożądanie w stosunku do pięknej kobiety, co jest wszakże naturalne, moralnie dobrym byłoby jej zgwałcenie… Powstały też jednak inne uzasadnienia oparte, słusznie, na próbie wartościowania. Prof. Mirosław Rutkowski napisał tak: „Mało kto za wiarygodne uznałby twierdzenie, że nie musimy ratować czyjegokolwiek życia, jeśli dzieje się to kosztem naszych butów, lepszej pracy czy wyższej emerytury.” Tu jednak należy przede wszystkim zauważyć, że twierdzenie to nie tworzy żadnej reguły – wręcz przeciwnie, reguła obalona jest przez tych nielicznych, dla których buty, lepsza praca, wyższa emerytura wartością przewyższają czyjeś życie. Sama próba ustalenia wartości ludzkiego życia stanowiłaby zresztą duży problem – czy życie Adolfa Hitlera jest równie cenne jak np. chirurga? A życie chirurga tak cenne jak wszystkich uratowanych przez niego pacjentów? Każda sytuacja, jak widać, wymaga osobnej oceny i tworzenie algorytmów przy olbrzymiej i rosnącej liczbie nieprzewidywalnych zmiennych jest niewykonalne. Inna sprawa, że rozum jest atrybutem tylko i wyłącznie jednostki. Tworzenie systemu myślowego opartego o zdanie większości samo z siebie prowadzić musi do porażki. Wracając do wymienionej na wstępie hipotetycznej sytuacji – czy dobrym byłoby zmuszenie posiadacza wody do uratowania życia spragnionemu? Przymus oznaczałby ingerencję we własność prywatną, w prawo do stanowienia o własnym majątku. Prawo własności jest całkowicie nierozerwalne z prawem do życia. Odbierając własność odbiera się także fragment życia – ten czas który ktoś poświęcił dla osiągnięcia majątku. Poza tym majątek nie ma wartości samej w sobie, ma wartość taką, jaką nadaje mu człowiek, ma taką wartość, jaką nadaje mu posiadacz lub jaką jest w stanie zaoferować potencjalny nabywca. Odbierając własność musielibyśmy pozbawić dotychczasowego posiadacza możliwości oceny i wyceny własnego mienia, na rzecz wyceny narzuconej przez nas, odebrać mu możliwość podjęcia racjonalnej decyzji na rzecz decyzji naszej, co de facto oznaczałoby odebranie mu nie tylko wolności, ale i człowieczeństwa – zintegrowanego rozumu i wolnej woli. To z kolei bezsprzecznie uznać można za morderstwo – czy istnieje wielka różnica między odebraniem człowieczeństwa za pomocą pistoletu – „wymiana” człowieka na trupa, a odebraniem człowieczeństwa i pozostawieniem istoty spełniającej jeszcze pewne funkcje, ale jedynie biologiczne? Oczywiście ktoś może zauważyć, że stan ten jest chwilowy, a jednostce której odebrano na chwilę prawo do decydowania o sobie i swoim majątku zostanie ono jeszcze zwrócone. Niestety, idąc tym tokiem rozumowania musielibyśmy też uznać, że mamy prawo do fizycznego zabijania np. starców, którym pozostało już niewiele życia i po raz kolejny stanęlibyśmy przed dylematem, czy ostatnie 10 minut z życia starca jest warte mniej czy więcej niż 10 min ze środka życia człowieka w pełni sił? Oczywiście dylematy takie istnieć, w praktycznym zastosowaniu, nie mogą, gdyż, jak pisałem, własne życie wycenić mogliby tylko jego posiadacze. Oczywistym więc jest, że przymus pomocy jest całkowicie zły moralnie. Sama pomoc potrzebującym, w przypadku wielu ludzi, ma jednak bardzo racjonalne podstawy, jest ona bowiem spełnianiem potrzeb czysto egoistycznych. Z psychologii wiadomo, że istnieje znaczny procent ludzi, którym pomaganie sprawia przyjemność. Wymieniają więc wartości materialne na np. satysfakcję płynącą z oferowania komuś pomocy, po takim „kursie wymiany” który samodzielnie nadali. W praktyce problem przymusu i obowiązku jest więc dość błahy, jako że natura ludzka i jej różnorodność sprawiają, że istnieją ludzie czerpiący radość zarówno z posiadania jak i rozdawania. Największym problemem jest unikanie tworzenia się totalitaryzmów, zwłaszcza najgroźniejszych – intelektualnych, które ukierunkowują myślenia wielu jednostek w kierunku przyjętych przez siebie obowiązków i konieczności, tym samym demoralizując dwie grupy ludzi: 1. Dawców, którzy występują często przeciw sobie poświęcając siebie bez zastanowienia dla innych i w bezsensowny sposób oferujących własne życie, szczęścia i majątek innym po narzuconym przez totalitarystów „kursie wymiany”. 2. Biorców, którzy czyjąś dobroczynność przyjmują, a nawet żądają jej więcej, stając się niejako kanibalami żyjącymi dzięki życiu innych.