Armia USA jest gotowa, by rozpocząć wojenną operację w Syrii na rozkaz prezydenta – oświadczył minister obrony USA. W Waszyngtonie na razie nie podjęto decyzji o rozpoczęciu działań wojennych. USA obstają przy tym, że wojenna kampania w Syrii nie będzie podobna do tej w Iraku, Jugosławii czy Libii. Waszyngton zapewnia, że tym razem dowody użycia zakazanej broni są bezsporne, ale to samo było, kiedy amerykańskie władze utrzymywały, że w Iraku jest broń masowej zagłady.
W ciągu ostatnich 15 lat wiele międzynarodowych konfliktów kończyło się siłową interwencją USA. Waszyngton uwierzył, że pokój osiągnąć można tylko przy pomocy działań zbrojnych. Podobne argumenty Stany Zjednoczone przytaczają także w przypadku Syrii. Jeśli porównać wystąpienia sekretarza stanu USA Colin’a Powel’a przed początkiem wojny w Iraku i oświadczenia obecnego ministra spraw zagranicznych John’a Kerry, to między nimi można zaobserwować wyraźne podobieństwo. Informacje o działaniach rządu kraju, do którego USA zamierzają wysłać swoją armię, Biały Dom otrzymuje w zasadzie z amerykańskich i zagranicznych źródeł. Często powołują się na przechwyconą korespondencję i rozmowy telefoniczne ( a wszystko to jest możliwe dzięki systemom Echelon i PRISM ), ale nie podają bezpośrednich cytatów.
Motywy swojej interwencji USA zawsze opisywały jako chęć działania dla dobra państwa ogarniętego zamieszkami. Po operacji w Libii, w trakcie której został zamordowany lider państwa Muammar Kaddafi, Barack Obama oświadczył: Ponieważ działaliśmy szybko, to humanitarnej katastrofy udało się uniknąć. Jednak w rezultacie kampanii wojennej Libia faktycznie pozostała bez kontroli władz, państwo do tej pory nie otrząsnęło się z szoku. Irak okazał się być w analogicznym położeniu – po obaleniu Saddam Huseina i interwencji sił NATO w Bagdadzie i w innych irackich miastach nie kończą się zamachy i eksplozje i liczba ofiar z każdym dniem rośnie.
Porozumienie z Rambouillet przedstawione do podpisania Jugosławii na początku 1999 zobowiązywało ją do wpuszczenia na swoje terytorium sił pokojowych, czego ta odmówiła, w skutek czego rozpoczęły się bombardowania kraju, w których także ginęła ludność cywilna.
Teraz USA są zdecydowane do tego samego w stosunku wobec Syrii. ONZ nie dawało USA zgody na interwencję, ale w przypadku Libii, Iraku i Jugosławii Biały Dom obchodził organizacje międzynarodowe. Zbrojne powstanie w Syrii rozpoczęło się w marcu 2011. Nie dawno sytuacja zaostrzyła się po tym, jak przeciwnicy obecnego rządu oświadczyli, że w regionie Wschodnia Ghouta został przeciw nim użyty gaz sarin. Według danych opozycji do szpitali trafiło ponad 3000 osób, a 355 z nich już zginęło. Oficjalnie Damaszek odrzuca oskarżenia rebeliantów i przedstawił ONZ własne dowody na zaangażowanie opozycji w użycie broni chemicznej.
Wiceprezydent Akademii Problemów Geopolitycznych w Rosji – Konstantin Sivkov opowiedział RT o możliwych następstwach interwencji w Syrii. Według słów doktora nauk wojskowych, teraz syryjscy rebelianci są w większości zagranicznymi najemnikami, którzy walczą pod flagą al-Kaidy. Jeśli USA przystąpią do wojny faktycznie po stronie terrorystów al-Kaidy, to doprowadzi to do wzrostu liczby ochotników, chcących walczyć po stronie sił Baszara al-Asada. – uważa Sivkov. Według specjalisty mogą to być ochotnicy z sąsiednich Iraku i Iranu a także z Europy.
W walce przeciw terrorystom i Ameryce zjednoczą się przedstawiciele świata arabskiego spośród szyitów i chrześcijan. – podkreślił Sivkov. W tym czasie stronnicy Sunnickiego Kalifatu z Libii, Egiptu i innych krajów mogą przyłączyć się do walki przeciwko rządowi w Damaszku. Nie można pominąć Izraela, a to oznacza, że pojawią się inne arabskie siły, których celem będzie walka przeciwko uczestniczącym w konflikcie Izraelczykom. Takim sposobem wojna rozprzestrzeni się na cały region Bliskiego Wschodu. – podsumował Konstatntin Sivkov.
na podstawie rt.com