„Obelgi – to argumenty tych, którzy nie mają argumentów.” Te słowa Jana Jakuba Rousseau dziś jak ulał pasują do tego co dzieje się wokół katastrofy smoleńskiej i osób badających lub udających jej badanie.

Po dwóch stronach stoją dwie skrajnie różne i darzące się delikatnie mówiąc niechęcią grupy. Z jednej dowodzony przez Antoniego Macierewicza Zespół Parlamentarny badający przyczyny katastrofy smoleńskiej który trzyma się wersji o zamachu, winie Rosjan i polskich władz. Z drugiej natomiast sponosorowana przez polskich podatników komisja Milera a obecnie Macieja Laska, mówiąca że katastrofa smoleńska to nieszczęśliwy wypadek, ale którego nie byłoby bez zaniedbań i błędów załogi TU 154.

Należy podkreślić, że od samego początku komisja Laska istnieje jedynie „dla alibi”. Po to, żeby dawać pozory lemingom. Oficjalna wersja znana była kilka sekund po katastrofie a zaryzykuję stwierdzenie, że nawet przed katastrofą. Marszałek Bronisław Komorowski tak się na przykład spieszył do objęcia urzędu tymczasowego prezydenta, że nie poczekał nawet na oficjalne potwierdzenie zgonu śp. Lecha Kaczyńskiego. Ministrowie Donalda Tuska rozsyłali między sobą smsy o tym, że nikt nie przeżył zaraz po rozbiciu się maszyny, kiedy na miejscu nie było żadnych służb ratunkowych. Do mieszkań i biur kilku ofiar chwilę po katastrofie weszły służby, które przeszukały pomieszczenia i wyniosły wiele istotnych dokumentów. Przypadek ? Od razu, bez żadnych badań stwierdzono też że winni są nadambitni piloci podjudzani przez awanturującego się prezydenta i pijanego generała Błasika. Wraz z obalaniem kolejnych mitów, piewcy oficjalnej wersji wycofywali się rakiem z głoszonych tez ale jednocześnie wysuwali kolejne, coraz bardziej absurdalne. Członkowie komisji Milera pozorują prace. Jakieś badania, dane… Tylko, że często rewelacje komisji obalić jest w stanie średnio rozgarnięty licealista, który sumiennie uczył się np. fizyki.

Z drugiej strony mamy zespół Antoniego Macierewicza. Obiektywnie trzeba stwierdzić, że również ta grupa przyjęła swoją wersję, wokół której się okopała i nie ma zamiaru z niej pod żadnym pozorem rezygnować. Wersja ta mówi rzecz jasna o zamachu a przynajmniej o winie Rosjan i polskiego rządu. Pomiędzy tymi dwoma grupami występuje jednak oczywista różnica. Zespół Macierewicza współpracuje z wybitnymi naukowcami i ekspertami w różnych dziedzinach, nie zamyka się na żadne środowiska. Swoje ustalenia podpiera rzeczowymi dowodami i argumentami, choć oczywiście zdarzyło się im kilka wstydliwych wpadek i tak zwanych „ślepaków”. Pomiędzy tymi grupami występuje jeszcze jedna różnica i to jej dotyczy głównie ten tekst. Otwartość na wzajemną debatę.

Komisja rządowa i środowisko z nią związane od polityków po główne media w kraju od samego początku bez żadnych racjonalnych argumentów poddaje oponentów kwarantannie czy wręcz wściekłej nagonce. Popularne są wyzwiska od „faszystów”, „oszołomów” czy zwolenników teorii spiskowych. Wszystkie ustalenia (często manipulowane przez armię pogardy) są natychmiast bombardowane i torpedowane ale bez uzasadnienia. Po prostu na zasadzie „nie rozmawiamy z oszołomami i świrami”. Całe to środowisko konsekwentnie unika jednak konfrontacji na argumenty co już powinno zapalać u nas ostrzegawczą lampkę. Jeśli ja jestem czegoś pewien, mam wiedzę i uważam kogoś za ignoranta to po prostu spotykam się z nim publicznie i merytorycznie wykazuję jego niekompetencję rozkładając go na łopatki i kompromitując w oczach innych. Tak postępuje każdy normalny, zdrowo myślacy, rozsądny i pewny swego człowiek. Niestety uniki „smoleńskich ateistów” świadczą o ich strachu przed … własną kompromitacją i obaleniem swoich kruchych tez. Oni doskonale czują swoją słabość i ignorancję. Zgoda na debatę i to jeszcze publiczną byłaby dla nich samobójstwem.

Prezes PANu – profesor Michał Kleiber od pewnego czasu optuje za wspólną konferencją dwóch przeciwnych stron, ale bez udziału polityków czy publicystów. Sami naukowcy z branżowymi, rzeczowymi referatami. Chyba każdy przyzna, że jest to propozycja rozsądna i wydawałoby się naturalna w zdrowym, państwie prawa. Niestety, nie wszyscy tak myślą. Przede wszystkim media typu „Wyborcza”, „TVN” czy nawet „TVP” rozpoczęły kampanię dezawuowania i ośmieszania naukowców współpracujących z Antonim Macierewiczem jako niegodnych poważnej debaty. Premier stwierdził, że pomysł profesora Kleibera jest bez sensu bo: „Zespół Macierewicza to niebezpieczny dla Polski kabaret”, minister zegarmistrz stwierdził że nie uważa by „jakiekolwiek argumenty np. Macieja Laska mogły ich (zespół Macierewicza – przyp. autora) przekonać” oraz „należy bronić Polskę przez rządem zemsty narodowej za Smoleńsk, osobistej zemsty Kaczyńskiego za utratę brata”. Ciekawą wypowiedź usłyszeliśmy od Aleksandra Smolara, który zapytał retorycznie „jak można stwarzać wrażenie, że to są równe strony?”. To tylko nieliczne cytaty z całej wściekłej nagonki, przemysłu pogardy i akcji dezawuowania niewygodnych oponentów.

Pomijając jakiekolwiek sympatie czy poglądy każdy kto ma dobre intencje i chce wyjaśnienia co stało się 10 kwietnia 2010 roku a nie chce zbijać kapitału politycznego powinien poprzeć pomysł profesora Kleibera. Tak powinno robić się w każdej spornej sprawie a co dopiero tak istotnej i tajemnicznej jak katastrofa smoleńska. Antoni Macierewicz czy rodziny ofiar od dawna upominają się o taką debatę. Problem w tym, że strona rządowa nie chce nic wyjaśniać. Ich celem jest zafałszowanie rzeczywistości. Swoją niekompetencję, krętactwa i oszustwa próbują zagłuszyć wściekłym i nienawistnym jazgotem i obelgami. To sprawdzona i popularna metoda. Leming podchwyci i połknie haczyk. A przecież robienie z niepokornych „świrów” to też często wykorzystywana metoda. „Obelgi – to argumenty tych, którzy nie mają argumentów.” Zapamiętajmy te ponadczasowe słowa.