Papież Franciszek potępił ujawnienie i rozpowszechnianie tajnych watykańskich dokumentów – tzw. Vatileaks. Chodzi o materiały dotyczące finansów Stolicy Apostolskiej, w tym przepychu kardynałów: bogatych mieszkań i zniżek na papierosy. To wpisanie się w platformerski nurt: nieważne co nagrano, ważne, że nielegalnie.

Dokumenty, w kradzież których zamieszani byli doradczyni papieża oraz wysoki rangą ksiądz, stały się podstawą do napisania dwóch książek demaskujących finansowe skandale związane z otoczeniem papieża. O sprawie szeroko pisał wcześniej portal „Parezja”. Głos w kwestii ujawnienia poufnych informacji prędzej czy później musiał zabrać Franciszek I. Nie jest on jednak taki, jaki wiele osób zapewne chciałoby usłyszeć.

Zamiast posypania głowy popiołem, daleko idących reform i bezwzględnych rozliczeń, mamy do czynienia z próbą umniejszenia rangi całej sprawy oraz ukręcenia jej łba. Papież skupia się bowiem nie na szokujących faktach, które wyciekły do wiadomości publicznej, ale na nielegalności procederu. Czy coś nam to przypomina?

„Chciałbym powiedzieć wam przede wszystkim, że ujawnienie tych dokumentów było błędem. To czyn godny potępienia, który nie pomaga” – powiedział do wiernych papież, który zapewnił przy tym, że już wcześniej wiedział o raporcie. Dlaczego więc nie miała dowiedzieć się o nim opinia publiczna? Czy słowa te są wiarygodne?

Sprawa do złudzenia przypomina aferę wokół tzw. taśm prawdy ujawniających szemrane interesy polskiej klasy politycznej. Zamiast odpowiedzialności ze strony władzy otrzymaliśmy bezczelne sugestie nielegalności przedsięwzięcia i próbę skupienia uwagi na kwestii ukarania winnych, jednak bynajmniej nie nagranych, ale nagrywających. Nagonka rządowych tub medialnych trwała w najlepsze i propagowała w społeczeństwie nienawiść do osób, które chcą walczyć o prawdę i przestrzeganie prawa, często przy użyciu jedynych dostępnych – nie zawsze w pełni legalnych środków.

Wyraźne rozróżnienie pomiędzy przestępcą a ofiarą i nazywanie zła złem, a dobra dobrem jest absolutną podstawą, której należy domagać się od autorytetów pokroju papieża. Wszelkie próby unikania jednoznacznych osądów w podobnych razach po prostu „nie pomagają”.