darek2Dariusz Zalewski jest z wykształcenia pedagogiem, który opiera się na pedagogice klasycznej. Od lat pracuje z młodzieżą. Jest autorem publikacji w rozlicznych pismach, np.:,,Cywilizacja”, ,,Polonia Christiana”, ,,Człowiek w kulturze” i ,,Nasz Dziennik”. Napisał cztery książki poświęcone tematyce pedagogicznej: ,,Sztuka samowychowania”, ,,Wychować człowieka szlachetnego”, ,,Jak panować nad klasą” i ,,Decyduj i walcz!”. Z Dariuszem Zalewskim rozmawiał Maciej Kałek.

W 2009 roku założył Pan stronę: www.edukacja-klasyczna.pl, na której opisuje Pan do dziś główne wątki wychowania klasycznego i tradycyjnej pedagogiki. Czy mógłby Pan pokrótce opowiedzieć, co skłoniło Pana do obrania właśnie tego kierunku myśli pedagogicznej, kierującej się na klasyczne tory nauczania i wychowania?

Już na studiach szukałem inspiracji pedagogicznych, które byłyby zgodne z moimi przemyśleniami i intuicjami. Jednak dopiero zetknięcie z pismami o. Jacka Woronieckiego otworzyło mi oczy i uświadomiło, że próbuję odpowiadać na pytania, na które już dawno znaleziono odpowiedź. Drugim wielkim impulsem była monumentalna „Paideia” Wernera Jaegera, która przedstawia retrospekcję paidei starogreckiej. Śmiem twierdzić, że kto nie zna „Paidei”, a uważa się za specjalistę w sprawach pedagogicznych, ten nie wie co mówi.

Czym jest pedagogika klasyczna i czym różni się od innych typów pedagogiki?
To co nazywamy pedagogiką czy edukacją klasyczną bywa różnie definiowane. Można powiedzieć, że jest przełożeniem na praktykę wychowawczą filozofii i etyki klasycznej. Sam używam tego pojęcia w jeszcze szerszym znaczeniu, łącząc je z klasyczną myślą katolicką, a głównie ze św. Tomaszem i jego naśladowcami. Choć Tomasz nie był pedagogiem we współczesnym rozumieniu, to np. w swoich pismach o człowieku czy o cnotach, wyłożył pośrednio wizję edukacji, która jest aktualna do dzisiaj.Podstawowa różnica między klasyczną paideią, a jej współczesnymi odmianami tkwi w koncepcji człowieka, którego wychowujemy. Jeśli ta koncepcja sprowadza się li tylko do wymiaru biologicznego, to szybko znajdzie ona przełożenie na praktykę wychowawczą. Podobnie jeśli jest to wizja idealistyczna, czy realistyczna. Mi osobiście najbliższa jest ta ostatnia, która uwzględnia uwarunkowania związane z życiem na ziemi, ale również nie zapomina o wieczności.

Jakie są główne wątki, na których opiera się klasyczna edukacja?Można wyszczególnić trzy takie wątki. Pierwszy dotyczy kształcenia umysłu. Edukacja klasyczna zwraca uwagę na pierwszeństwo kształcenia ogólnego przed praktycznym.  Dzięki temu kryterium łatwo odróżnić piewców „postępowej” edukacji od klasycznej. W pierwszej kolejności musimy zatem ogólnie usprawnić człowieka. Nauczyć go czytać, pisać, myśleć, mówić, wyposażyć w ogólną wiedzę o świecie, dzięki której posiadałby rozumienie zjawisk i procesów związanych z życiem społecznym i światem materialnym. Tam, gdzie ciągle podkreśla się „użyteczną” stronę edukacji, mając na myśli tylko umiejętności zawodowe, tam – świadomie czy nie, to już inna kwestia – dąży się do formowania niewolników. Niewolnicy mieli bowiem w każdym systemie pracować, a nie myśleć. Taki system preferowali rewolucjoniści francuscy, komuniści czy naziści. Przy takim podejściu zapomina się, że wykształcenie ogólne jest paradoksalnie bardzo praktyczne, bo uczy żyć i rozumieć świat. Żeby uniknąć wszelkich nieporozumień: podejście klasyczne bynajmniej nie neguje kształcenia zawodowego, podkreśla tylko fakt, że przychodzi ono po ogólnym.
Drugi wątek, na który chciałbym zwrócić uwagę, to oparcie się na koncepcji formowania cnót. Cnota jest sprawnością, ale specyficznie rozumianą. Dzisiaj sprowadza się ją często do kompetencji zawodowych czy nawyku, ale w istocie jest ona dyspozycją do doskonałego i dobrego działania w określonym wymiarze naszej egzystencji (co nie wyklucza działania czynnika rozumowego). Uformowanie cnót decyduje o jakości życia.

I wreszcie trzeci wątek, to wymiar nadprzyrodzony, czyli przenikanie łaski (czynnika nadprzyrodzonego) w procesie formowania naszych dzieci. Nie można polegać tylko na sobie, ale też błędem jest liczenie na to, że Pan Bóg za nas wychowa nam dzieci.

Czy według Pana dzisiejsza szkoła spełnia zasady wychowania klasycznego?

W szkole mamy dwie przenikające się rzeczywistości. Z jednej strony nauczyciele niejako odruchowo w tradycyjny sposób podchodzą do wychowania, na przykład wymagając dyscyplinę, systematyczność w pracy, okazywanie przez uczniów szacunku i posłuszeństwa. Ale jednocześnie przez literaturę i różne kursy są karmieni ideologiami, które wszelkie przejawy egzekwowania tego typu zachowań uważają za patriarchalne, nietolerancyjne itp. Nieraz obserwowałem nauczycieli, którzy jakby zmagali się wewnętrznie ze sobą. Z jednej strony chcieli być nowocześni, bo wiedzieli i wiedzą, czego się od nich oczekuje, z drugiej – życie weryfikowało te mrzonki. Widzimy zatem pewne zagubienie w metodzie, które widoczne jest także w celach. Na przykład, tradycyjna idea formowania cnót jest praktycznie wśród nauczycieli i rodziców nieznana.
Co należałoby zmienić w naszej społecznej świadomości, aby nie tylko w szkołach, ale i w domach wychowywać dzieci według właściwych wartości?
Pedagogika jest nauką praktyczną, służebną wobec filozofii, etyki czy teologii (tak przynajmniej to wygląda w kontekście klasycznej edukacji), dlatego powrót do realistycznej filozofii, etyki i teologii będzie skutkował przewartościowaniami w sferze wychowania. Zmiany muszą wiązać się zatem z przewartościowaniem polityki oświatowej. Bez tego niewiele da się zrobić. Choć trochę można. W ramach istniejącego systemu da się bowiem budować  pewne enklawy, wyspy oświatowe, a wynika to z tego, że świadomy celów nauczyciel, pozostaje sam na sam ze swoją klasą i pomimo destrukcyjnego działania systemu, może wiele dobrego zrobić.
Jak zapatruje się Pan na problem wprowadzania do szkół edukacji seksualnej, tudzież dodawania – w ramach tych zajęć – pojęcia „kulturalnej tożsamości seksualnej“? Wielu nauczycieli popiera tego typu eksperymenty.
To jest właśnie przykład działania polityki na płaszczyźnie edukacyjnej. Mamy do czynienia z ekspansją pewnej koncepcji człowieka, degradującej go do biologii, materii. Według niej żyjemy tylko tu i teraz, więc musimy maksymalizować przyjemności, a nie opanowywać się. Wszelkie działania, które mają na celu panowanie nad popędami stają się z tej perspektywy bezsensowne. Dlatego też ekspansja edukacji seksualnej na teren szkoły, jakiekolwiek miałaby werbalne uzasadnienie, tak naprawdę ma źródło w takim a nie innym widzeniu człowieka i jego ostatecznego celu życia.

Gdyby miał Pan powiedzieć, co jest największym zagrożeniem dla polskiej oświaty obecnie, byłoby to..

…uleganie pewnemu złudzeniu przez jej obrońców. Cały system oświaty pozostaje pod wpływem różnych modernistycznych i postmodernistycznych prądów pedagogicznych i ideologicznych. Słowem – zbudowany jest na antykatolickim fundamencie (i nie ma tu nic do rzeczy religia w szkołach czy nawet Msze odprawiane tu i ówdzie). Jednak w dyskursie polityczno – oświatowym o tym w zasadzie się nie wspomina, a mówi się o „gender”, „sześciolatkach”, „lekcjach historii”. W pewnym sensie jest to zrozumiałe, bo są to tematy medialne i bezpośrednio, namacalnie, wpływające na nasze dzieci.  Ale jednocześnie milczy się na temat  systematycznego i subtelnego przemodelowywania nauczycieli i rodziców. Nawet tzw. katoliccy pedagodzy często przesiąknięci są nowomodnym stylem nauczania i wychowania. W efekcie, głosząc prawicowe lub katolickie hasła, działają według wskazówek tamtej pedagogiki. Ten ideowy kociokwik będzie pogłębiał degradację w sferze edukacji i pociągał ją na dno. Słowem – złudzenie polega na tym, że lepiąc dziury w burcie (walcząc z gender itd) obrońcy tradycyjnej wizji edukacji są przekonani, że ratują okręt przed zatopieniem. Ale on i tak już idzie na dno, ze względu na swą wadliwą konstrukcję.

Czy Pana koledzy i koleżanki z zawodu popierają Pana zamiłowanie do klasycznej pedagogiki, czy raczej są nieprzychylnie nastawieni?
Znam takich, którzy deklarują lewicowe poglądy, ale w metodzie  wychowawczej preferują tradycyjne, realistyczne metody. Oczywiście w sferze celów rozchodzimy się. Po drugiej stronie są zdeklarowani katolicy, którzy wierzą w różne psychologiczne mrzonki i z tymi paradoksalnie jeszcze ciężej się dogadać.

Spotkał się Pan kiedykolwiek z szykanami ze strony oburzonych rodziców, albo rozjuszonej dyrekcji, ze względu na system edukacyjny i model wychowania, który Pan reprezentuje? Dzisiaj jest to niezbyt popularne stanowisko, a na pewno – niepoprawne politycznie.

Nie przypominam sobie spektakularnych zdarzeń z udziałem oburzonych rodziców. Choć czasami zdarzają się rodzice argumentujący w duchu bezstresowej nowomowy wyczytanej gdzieś zapewne w tzw. prasie kobiecej.

Być może w moim przypadku te kwestie nie stają na ostrzu noża z uwagi, że jestem pedagogiem, a nie nauczycielem przedmiotowym. W kwestiach związanych z nauczaniem częściej mogą pojawiać się konflikty na tle ideologicznym. W kwestiach wychowawczych rodzice zazwyczaj dają się przekonać do moich racji.

Opierając się na Pana wieloletnim doświadczeniu, a także na częstej pracy z dziećmi, mógłby Pan powiedzieć, czy dobrze one reagują na klasyczne wychowanie?

Gdy zaczynałem pracę z młodzieżą ok. 20 lat temu oporność na wychowanie w tradycyjnym duchu była na podobnym poziomie jak obecnie. Wiadomo, gdy się tłumaczy i wymaga, to opór jest większy, niż gdy się tylko dialoguje i mówi „rób co chcesz”. Różna młodzież i różne dzieci się trafiają. Ale zazwyczaj po latach doceniają to i przyznają się do błędów. Rzecz w tym, żeby z tym wymaganiu nie przeholować i zachować roztropność. Dzieci lubią być rozsądnie prowadzone, ale nie można popadać w fanatyzm.

Kiedyś pracowałem z dziećmi z biednych rodzin, w ramach dwuletniego wolontariatu franciszkańskiego, i wiem, że wobec nich zawodzą standardowe modele pedagogiczne – zwykłe odrabianie pracy domowej potrafiło się przeciągać godzinami. Czy model wychowania i edukacji, który Pan promuje, bierze też pod uwagę dzieci z ciężkich rodzin, często niechętne do nauki, nie rozumiejące kontekstu „nauczyciel – uczeń“?

Mamy tu dwa wymiary sprawy. Pierwszy dotyczy wychowania, drugi – nauczania. Wychowanie cnót dotyczy wszystkich środowisk. Oczywiście jest trudniej osiągnąć pozytywne wyniki, gdy dzieci pochodzą z zaniedbanych rodzin. Nie ma czarodziejskiego sposobu na to, by taki uczeń nagle zaczął słuchać swojego nauczyciela, to wszystko jest procesem i walką.

Jeśli zaś chodzi o nauczanie to sprawa jest bardziej złożona. Usprawnienie powinno dotyczyć wszystkich władz i umiejętności umysłowych, ale nie każdy musi być wybitnym naukowcem. Część dzieci nie wykazująca uzdolnień w tej dziedzinie czy zbytnio zaniedbana powinna być w pewnym momencie sposobiona do praktycznego wykonywania zawodów i powinno się im skrócić czas obowiązku szkolnego i nauczania, bo po prostu męczą się w szkole.

A jakie jest Pana stanowisko w sprawie ograniczonych lekcji historii? I czy uważa Pan, że należałoby religię faktycznie usunąć ze szkół?

Ograniczanie lekcji historii jest wynikiem nakładania się różnych ideologii politycznych i pedagogicznych. Z jednej strony tolerancjonizm, wielokulturowość, który nie może zdzierżyć, że historia akcentuje kwestie narodowe i patriotyczne, z drugiej –  pedagogiczna moda na praktyczność, przydatność, która w zderzeniu z literaturą i historią mówi: „do czego nam się przyda „Pan Tadeusz”? Do czego nam się przyda historia? No i ciach, po godzinach.

Co do religii, cóż, uważam, że religię, rozumianą jako przedmiot … można by usunąć ze szkół. Ale pod jednym warunkiem: gdy pozostałe przedmioty będą wykładane na sposób religijny. Przed wiekami nie było religii w szkole, bo na każdej lekcji nauczano w duchu religijnym, a katecheza była w kościele. Dopóki jednak nie mamy takiej sytuacji, religia powinna być tym jedynym, małym przyczółkiem wiary w szkole.

Na koniec, tak troszkę na wesoło – Pana dzieci dokazują, czy może edukacja klasyczna przynosi zamierzone efekty?

Na razie „szewc… w butach chodzi”. I choć dzieciaki są w okresie około gimnazjalnym, to nie mam większych problemów. Wszystko wydaje się być na dobrej drodze…. Ale jestem realistą. Formowanie cnót jest sztuką, która nie zawsze udaje się w praktyce, a to z braku czasu, a to z uwagi na negatywne oddziaływanie środowiska, czy wyjątkowy „opór materii”.
Niekiedy „świat” porywa nam dzieci i nic na to nie możemy poradzić. Znam przypadki, w których dzieci z dobrych rodzin gdzieś się po drodze zagubiły, dlatego wydaje mi się, że dla nas są tylko usiłowania i… modlitwa. Jeśli to zrobimy, to reszta już nie zależy od nas. Ot cała edukacja klasyczna.

Dziękuję za rozmowę.

Poniżej znajduje się odnośnik do oferty Pana D. Zalewskiego z kursami i poradnikami. Zachęcamy do zapoznania się z nimi:
http://www.kursy-zalewski.info/