Foto: Wikimedia Commons
Foto: Wikimedia Commons

1 września nigdy nie jest dniem przyjemnym ani łatwym. Zarówno jeśli chodzi o uczniów jak i nauczycieli. Znowu trzeba wcześnie wstać, plażę i słońce zamienić na ławkę i obowiązki. W tym roku jest jednak grupa szczególnie pokrzywdzona. To sześciolatki, które przez kilku nadgorliwych szaleńców po raz pierwszy pójdą do szkół.

Wszelkiej maści eksperci i propagandziści na pasku władzy, starają się uspokajać rodziców i uczniów. Słyszymy więc zapewnienia, że szkoły są przygotowane na przyjęcie tak dużej liczby uczniów, a także że początek dla I klasistów będzie „bezinwazyjny”. Nauka przez zabawę, częste przerwy, dużo nowości i naprawdę nie tylko siedzenie w ławkach. Wystarczy jednak na chwilę włączyć myślenie, by zorientować się jak wielkie to bzdury.

Przede wszystkim pierwszy argument zawiera w sobie sprzeczność. Jeśli I klasa to ma być „nauka przez zabawę”, to niewiele różni się ona zerówki. Rodzi się więc od razu pytanie, w takim razie po co było to zmieniać, dostarczając niepotrzebnego stresu dzieciom. Tak naprawdę jednak takie gadanie nie ma nic wspólnego z prawdą. I klasa to już poważne obowiązki. Oczywiście wiadomo, że sześciolatki mają więcej luzu niż maturzyści – ale bzdurą jest to, że właściwie ich sytuacja nie różni się od zerówki. 1 klasiści trafiają do ławek, zaczynają funkcjonować według porządku 45 minutowych lekcji i na starcie dostają wielką dawkę stresu związaną choćby z nagłą zmianą otoczenia i planu dnia.

Oczywiście faktem jest, że wielu uczniów z początku czuje ekscytację. Nowy plecak, nowy piórnik, zeszyty, nowe miejsce… To działa na wyobraźnię, przygoda zawsze pociągała najmłodszych. Ale przecież ta fascynacja nie będzie trwała wiecznie. Po pierwszym zachwycie przyjdzie szara codzienność. Pierwsza kolizja poziomu 7 letniego pierwszoklasisty z tym 6 letnim, pierwsze zadane prace domowe, kolejne rozstanie z ukochanymi rodzicami na dłużej, pierwsze zetknięcie ze starszymi – nie zawsze pozytwynie nastawionymi „kolegami”. Po pewnym czasie nowe kolorowe przybory się znudzą i pojawią się problemy. Tu chiałoby się pobawić samochodzikami albo lalką, ale nic z tego bo trzeba siadać przy biurku, pisać, liczyć i nadrabiać zaległości. Za oknem coraz chłodniej, coraz szybciej się ściemnia, oczy się zamykają a tu jeszcze tyle obowiązków…

Drodzy sześcioletni I klasiści, to właśnie koalicja PO – PSL na czele z Tuskiem zabrali Wam rok dzieciństwa. To oni przerzucili Was ze świata beztroski w tryby wielkiej machiny edukacji. Dziś nic z tego nie rozumiecie, za tydzień może uronicie pierwszą łzę myśląć że to rodzice są okrutni bo zostawiają Was w jakimś molochu, ze stadem rozwrzeszczanych, obcych ludzi. Kiedy jednak dorośniecie, wiedzcie że to nie rodzice a rządzący. To dla nich jesteście tylko bezkształtną masą, która musi jak najszybciej zostać wrzucona na rynek pracy.

Krzepiące jest jednak to, że Stowarzyszenie Karoliny i Tomasza Elbanowskich „Rzecznik Rodziców” rozpoczęło kolejną akcję zbierania podpisów. Nie zniechęca ich arogancja władzy. Tym razem akcja nosi nazwę „Rodzice chcą mieć wybór”. Główne założenia projektu to: rodzice decydują o tym czy ich dziecko rozpocznie edukację szkolną jako sześcio czy siedmiolatek,  edukacja przedszkolna będzie prawem dziecka i obowiązkiem państwa a nie odwrotnie, rodzice będą mieli realny wpływ na program nauczania, podręczniki będą wybierać rodzice i nauczyciele a nie rząd, na wniosek rodziców przywrócone zostaną zajęcia dodatkowe w przedszkolach, podniesione zostaną standardy min. transportu do szkoły.

Władzo, pamiętaj że rodzice CHCĄ mieć WYBÓR. Oni są rodzicami, Oni najlepiej znają swoje pociechy. Jeśli się nadają, to pójdą wcześniej do szkoły. Jeśli nie, to pójdą do zerówki. Czas zmienić podejście do obywateli. Bo jeśli nie, to Oni zmienią was. Już niedługo.