Niewielu jest występujących przed kamerą pracowników stacji TVN, o których można byłoby powiedzieć, że to ludzie, którzy warci są sympatii bądź mogą być przynajmniej postrzegani w sposób neutralny. Dla mnie do niedawna taką osobą był niejaki Piotr Marciniak, jednak jego ostatni popis na zawsze zmył w moich oczach jego nieodłączny zalotny uśmieszek.

Dziennikarz (?) prowadzi program „Babilon”, w którym goszczą wyłącznie kobiety. Wydawałoby się, że z tej przyczyny człowiek ten powinien wykazywać się choćby minimalną ogładą w kontaktach z płcią piękną. Jak się jednak okazuje w telewizji TVN wystarczy mieć przedziałek na głowie i twarz niewinnego chłopca, czarującego subtelnym głosem. Tym razem jednakże nawet niewątpliwy urok Pana Redaktora na niewiele się zdał. Niesmak pozostał. Do programu wyemitowanego 19 września br. Marciniak zaprosił m.in. Miriam Shaded. Pod pretekstem rozmowy o uchodźcach zwabił do studia tę niewinną kobietę, która najwyraźniej nie miała pojęcia, na czym polega „publicystyka” spod znaku TVN. Prowadzący zaczął od podania „elektryzującej” informacji, mówiąc, że prezes Fundacji Estera jest kandydatką partii KORWiN do Sejmu. Nawiązał do zwołanej w tej sprawie konferencji prasowej, na której Przemysław Wipler powiedział następujące zdanie: „Wielokrotnie o tym mówił (JKM – red.), że bohaterem politycznym dla niego jest Iron Lady – Żelazna Dama Margaret Thatcher, i my mamy nadzieję, że naszą Żelazną Damą będzie pani Miriam Shaded”. To tyle. Co z tego „ukręcił” utalentowany Kolega Marciniak?

„Co pani uważa za najważniejszą zasługę Margaret Thatcher? Czym ona się zasłużyła dla kraju?” – pada bezpośrednio po przytoczonej wypowiedzi Wiplera. Mnie wbija w fotel. Nie wierzę. Marciniak jasno pokazuje, że uważa Shaded za idiotkę, której należy wytknąć braki w elementarnej wiedzy. Kobiety w studiu nie wiedziały, gdzie podziać oczy. Takiego chamstwa nie spotyka się nawet przy budce z piwem.

„Myślałam, że teraz będzie rozmowa o imigrantach” – przytomnie odpowiada Shaded.

Marciniak zaskoczony inteligentną odpowiedzią jąka się przez chwilę, by stwierdzić, że o imigrantach rozmawiali ostatnim razem, a teraz szefowa Estery jest kandydatką do Sejmu. Wciąż upierał się przy określeniu „polska Margaret Thatcher”, które to określenie w odniesieniu do Shaded nigdy przecież nie padło. To podła insynuacja. „Co pani wie o Margaret Thatcher? Czym ona się zasłużyła? W czym chce pani ją naśladować?” – w podnieceniu wylicza żałosny serwilista. Śmiać się? Płakać?

Shaded próbuje opędzić się od namolnego impertynenta i odpowiada, że w swojej parlamentarnej pracy chciałaby skupić się na ochronie wartości europejskich. I tu najlepsze: genialny Redaktor Marciniak grzmi: „Wartości europejskich? W tej partii?”. Cóż za błyskotliwość, cóż za intelekt. Żeby nie odróżniać wartości europejskich od wartości Unii Europejskiej? Sądziłem, że nawet tacy starzy dworacy jak ci z TVN-u odebrali choć podstawowe wykształcenie. Zamiast tego mamy pokaz ignorancji. To dopiero par excellence ciemnogród.

„Tak” – pada krótka odpowiedź, by nie dawać satysfakcji brutalnemu krwiopijcy. Znów zbity z tropu Marciniak przez chwilę nie wie, co powiedzieć, po czym ciągnie, co chwilę się zacinając: „Hm… A poza tym? Rozumiem, że nie chce być pani Margaret Thatcher? Bo tak mam wrażenie, że niewiele pani o niej wie”. To się nazywa rozmowa prowadzona na poziomie. Marciniaka powinno się pokazywać młodym adeptom dziennikarstwa na zajęciach pod tytułem „Jak nie należy przeprowadzać wywiadu” albo „Co NIE jest dziennikarstwem”.

Miriam Shaded nie wierzy własnym uszom i przez chwilę zbiera myśli, by odpowiedzieć, że jest praktykiem i nie zamierza wykazywać się wiedzą w każdej dziedzinie życia.

Na to Marciniak: „To jest pewien kłopot, bo jeżeli nie chce być pani Margaret Thatcher na tej liście, to Janusz Korwin-Mikke widzi na swoich listach dla takich kobiet, które nie chcą być Thatcher, zupełnie inną rolę, posłuchajmy jaką” – i tu, jak nietrudno zgadnąć, widz otrzymuje zlepkę wypowiedzi JKM na temat kobiet. Ile można? Ale swoją drogą trudno nie docenić kunsztu, z jakim nasz „bohater” przeszedł od kolejnej maniakalnej insynuacji i nawiązania do Thatcher, do Korwin-Mikkego i jego słynnych poglądów na płeć piękną. Aż mam ochotę zakrzyknąć: wodzu, prowadź! „Nie czuje się pani zapchajdziurą, konieczną do wypełnienia parytetu?” – pada pytanie, po którym stołek spod Pana Redaktora powinien sam usunąć się ze wstydu i zgorszenia. Jak można określić w ten sposób gościa programu, kobietę? Na podsumowanie Marciniaka znalazłem jedynie kilka słów, ale z uwagi na wychowanie, jakie w przeciwieństwie do wyżej wymienionego odebrałem, powstrzymam się od ich użycia.

Miriam Shaded ignoruje prymitywną zaczepkę i próbuje uratować dyskusję kilkoma merytorycznymi zdaniami. Prowadzący przerywa jej jednak, by zaprezentować kolejny fragment wypowiedzi Korwin-Mikkego, tym razem pod tytułem: „JKM a prawa człowieka” (czy tylko mnie zastanawia dokonane przez Redaktora Marciniaka rozróżnienie kobieta-człowiek?). W tym czasie goszczące w „Babilonie” panie są już wyraźnie zmęczone stand-upowym występem miernego komika, zmieniają pozycje na kanapie, poprawiają włosy. A Marciniak dalej ciągnie ten żałosny spektakl, pytając o to, czy Shaded znała wcześniej poglądy Korwina, i czy się z nimi zgadza.

Coraz bardziej zniecierpliwiona prezes Estery odpowiada, że wielokrotnie mówiła, iż nie zgadza się z wieloma wypowiedziami prezesa i startuje jako osoba niezależna. Ambitny Pan Redaktor wciąż jednak nie mógł zrozumieć, dlaczego jego rozmówczyni startuje akurat z listy KORWiN-a i usilnie domagał się odpowiedzi. Jest przecież wiernym sługą rządu i jak to możliwe, by ktokolwiek miał inne od niego, zdroworozsądkowe poglądy? Nonsens.

Otrzymał odpowiedź, że Shaded utożsamia się z częścią programu partii KORWiN, a także, że to ta partia zaproponowała jej miejsce na liście. Ta ostatnia uwaga nie mogła rzecz jasna ujść uwadze bacznego prowadzącego: „Czyli to była jedyna oferta i dlatego?” – bardziej stwierdza niż pyta TVN-owski grubianin. „Ale państwo teraz ustawkę robią” – nie wytrzymała w końcu Shaded. Nie wytrzymała – i trudno się dziwić. I tak długo znosiła aroganckie zaczepki Marciniaka.

Miriam Shaded stała się ostatnio bohaterką polskich mediów. Ukazywana jest w różnych kontekstach: od zasłużonej na rzecz wspierania uchodźców ulubienicy lewej strony sceny politycznej, po znienawidzoną przez tę samą grupę kandydatkę do Sejmu z list KORWiN-a. Jest na pewno postacią kontrowersyjną. Można powiedzieć o niej wiele, ale nie wolno być obojętnym wobec tego, co zrobił wspominany wyżej rządowy agent. Jestem tym tak zniesmaczony, że nie znajduję odpowiedniego słowa na opis jego zachowania, bo określenie „chamstwo” brzmi w tej sytuacji jak igraszka.

Niektórzy uważają, że gdy ktoś przyliże im włosy i zawiąże krawat, to mogą już uważać się za ludzi dobrze wychowanych. Wielu w ten sposób próbuje takowych udawać, wślizgując się wcześniej w elegancki garnitur i przywdziewając na twarz odpowiednią maskę. Tymczasem klasa, umiejętność odpowiedniego zachowania, osobista kultura – wszystko to wynosimy z domu lub uczymy się latami odbierając edukację i poznając świat. Pewnych rzeczy nie da się przeskoczyć.

19 września br. dziennikarstwo TVN-owskie ostatecznie i kolejny raz sięgnęło bruku. To szambo, w którym musiałem zanurkować, by napisać ten tekst. Ubrudziłem się, wziąłem prysznic, lecz nadal zbiera mi się na torsje. Jak widać w TVN-ie cały czas trwa walka o przetrwanie. Wyścig, kto kogo prześcignie w najgłupszym chociażby niszczeniu politycznych konkurentów. Mam nadzieję, że znajdzie się jakiś korwinista bądź po prostu dobrze wychowany mężczyzna, który spotkawszy Pana Marciniaka potraktuje go niczym swego czasu Janusz Korwin-Mikke Michała Boniego – czyli tak, jak sobie na to zasłużył. W razie czego, jak mawiał klasyk, „wszystko na mój koszt”.