Rząd Beaty Szydło zamierza zweryfikować rodzaje obowiązków, które można wykonywać w niedziele i dni świąteczne. Zmianie mogą ulec przepisy dotyczące zakazu pracy w handlu. Jak zwykle w podobnych razach, tak i tu zetrą się interesy kilku grup społecznych.

Stworzone przez nową władzę Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej chce doprecyzować regulacje zakazujące pracy w handlu w święta. Przepisy mają być skonstruowane tak, by nie było już wątpliwości, czy w tym czasie mogą być otwarte np. stacje paliw. Rząd podkreśla, że nie planuje rozszerzenia zakazu pracy w handlu na niedziele. Nie wyklucza jednak dyskusji o zasadności ograniczeń w tym zakresie. Od lat zabiegają o to związki zawodowe.

Zmiany mają być skutkiem przeglądu przepisów o pracy w niedziele i święta, jaki zapowiada nowe ministerstwo. Resort ten chce przeanalizować zasadność obowiązujących wyjątków od reguły, która przewiduje, że takie dni są wolne od pracy. Zgodnie z obecnymi przepisami dozwolone jest w tym czasie wykonywanie obowiązków jedynie np. w razie prowadzenia akcji ratowniczych, przy ochronie mienia i osób, w transporcie i komunikacji, przy niezbędnych remontach oraz pracy w ruchu ciągłym lub pracy zmianowej.

Największe emocje budzą modyfikacje przepisów dotyczących zakazu pracy w handlu w święta. Zgodnie z obecnymi regulacjami świadczenie obowiązków w placówkach handlowych w takie dni jest niedozwolone, a w niedziele ograniczone – możliwe jedynie przy wykonywaniu prac koniecznych ze względu na ich użyteczność społeczną i codzienne potrzeby ludzi. Regulacje te są nieprecyzyjne i powodują wątpliwości przy ich interpretacji. Dotyczy to zwłaszcza stacji paliw. Ich zamknięcie oznaczałoby problemy dla milionów kierowców, ale przecież w punktach tych możemy zaopatrywać się także w wyroby spożywcze czy alkoholowe, co wobec właścicieli sklepów oznacza nieuczciwą konkurencję.

Interesy związkowców, pracowników, pracodawców i wreszcie zwykłych konsumentów nie mogą być w tej sprawie zbieżne. Dwie pierwsze grupy lobbują za wolnymi niedzielami w branży handlowej, zgoła innej decyzji oczekiwałyby dwie ostatnie. Warto zastanowić się nad tym, czyje dobro jest „ważniejsze”. Żyjemy w końcu w hołubionej przez tak wielu demokracji, a w niej podobno to większość ma zawsze rację i prawo do decyzji. A może jednak tym razem będzie inaczej, bo tak spodoba się wpływowej mniejszości? Swoboda definicji pojęć we współczesnym świecie zdążyła już przyzwyczaić nas do podobnych absurdów.