W IPN-ie mieliśmy rzeczywiście problem. Cały zespół problemów dotyczy prac poszukiwawczych profesora Krzysztofa Szwagrzyka i w pewnym momencie doszło do ostrego konfliktu.

Wydaje się, że teraz sprawy te są już na dobrej drodze. Profesor wycofał swoją dymisję, nie została ona przyjęta i właściwie czekamy na realizację tych umów, które zostały zawarte. Mówimy o dwóch zasadniczych problemach.

Z jednej strony problem związany z pionem prokuratorskim IPN-u. Jest to właściwie pochodna nie najlepszej koncepcji, która od początku towarzyszy Instytutowi, a która nie została zmieniona również w ostatnio przyjętej nowelizacji ustawy. Pion prokuratorski funkcjonuje w ramach IPN-u, ale tak naprawdę jest niezależny. Kierownictwo Instytutu, nie ma żadnej możliwości egzekwowania pracy od prokuratorów.

Jest dużym błędem pozostawienie formuły, która już wcześniej się nie sprawdziła, również w kwestiach poszukiwań. Należałoby zachować niezależność, bo prokuratura ma prawo być niezależna, natomiast jednocześnie trzeba wprowadzić pewne usprawnienia, czyli konieczność współpracy przy konkretnych działaniach i może zgodę na głos doradczy szefa IPN-u przy wyborze prokuratorów. Pewne rzeczy powinny zostać zapisane, aby nie była to w pełni wolna amerykanka. Jest to o tyle istotne w kontekście profesora Szwagrzyka, że jest on tak naprawdę uzależniony od prokuratorów IPN-u, bo jeśli gdziekolwiek chce rozpocząć prace, to musi mieć wszczęte śledztwo pionu śledczego. Problemy były za prezesury Kamińskiego i w tej nowej formule niestety jest podobnie, bo prokuratorzy zostali. Są tam osoby pracujące intensywnie, ale są też osoby obciążone przeszłością w PRL-u i ciężko oczekiwać od nich szczególnego zaangażowania w badanie i ściganie zbrodni komunistycznych.

Drugi problem przy pracach profesora Szwagrzyka to kwestia identyfikacji – czyli sprawa Polskiej Bazy Genetycznej, ośrodka ze Szczecina. Przez pięć lat z dwustu wydobytych na „Łączce” szczątków zidentyfikowano zaledwie pięćdziesiąt osób. To nie jest dobry wynik, badania na świecie i w Polsce nie trwają tak długo – mamy więc do czynienia z jakimś błędem. Wciąż pozostają osoby, które wydobyto z pierwszego dołu śmierci, a których nie rozpoznano pomimo tego, że rodzina przekazała materiał genetyczny do badań. Jak to się dzieje, że te osoby wciąż nie są zidentyfikowane, dlaczego trwa to miesiącami, a wręcz latami?

Profesor Szwagrzyk chciał, aby Szczecin utracił monopol. Podpisano niefortunną umowę, która sprawia, że szczątki Niezłomnych posiada właśnie tylko oddział szczeciński. Wydaje się też, że podwykonawca zaczął dyktować warunki swojemu przełożonemu. Nie może być tak, że Polska Baza Genetyczna odmawia przełożonemu informacji, co się dzieje. Rozumiem, że mogą być konflikty, ale współpracować trzeba. Jest to zbyt poważna sprawa.

Uważam, że IPN powinien mieć pełną kontrolę nad tym, co się dzieje. Jeżeli profesor Szwagrzyk ma odpowiadać za całość poszukiwań, to powinien robić to od początku do końca – od wbicia pierwszej łopaty i badań archiwalnych, aż po identyfikację. Baza Genetyczna pełni funkcję pomocniczą do IPN-u. W chwili obecnej mamy sytuację odwrotną. Wszystko postawiono na głowie. Szwagrzyk wydobywa szczątki, a kiedy trafiają one do Szczecina, traci jakąkolwiek kontrolę. W końcu doszło do sporu, z tego co słyszeliśmy miało zostać powołane konsorcjum – czyli za badania miałyby odpowiadać również inne ośrodki – i oby tak się stało. Chodzi oczywiście o dokładność, ale również o czas. Rodziny poległych czekają. Wierzę, że spór na obu płaszczyznach został jednak rozwiązany.