W ciągu ostatnich dwóch dni w rundach eliminacyjnych walczyły polskie drużyny. Gra w większości przypadków nie była najlepsza, ale końcowe wyniki zdecydowanie lepsze i praktycznie przesądzające o losach dwómeczów.

W środę rozpoczęła Legia. W ramach II rundy eliminacji do LM podopieczni trenera Urbana pojechali do Walii by zmierzyć się z New Saints. Po letnich transferach oczekiwania były wielkie, wszak Mistrzowi Polski przyszło mierzyć się z półamatorami. Tymczasem po raz kolejny przekonaliśmy się, że w polskim futbolu nie ma rzeczy niemożliwych. Pierwsza połowa była chyba najgorszą w historii polskich zmagań na arenie międzynarodowej. W piłkę grały walijskie pastuchy a Legia się przyglądała. Do przerwy gospodarze prowadzili 1 – 0, ale tylko wielkiemy fartowi Legioniści zawdzięczali że prowadzenie nie było okazalsze. Walijczycy zaliczyli m.in trafienie w słupek czy kilka dogodnych, minimalnie przestrzelonych sytuacji. W przerwie trener dokonał zmian i gra zaczęła wyglądać tak jak powinna od samego początku. Już w 47 minucie wyrównał dopiero wprowadzony Michał Kucharczyk a 10 minut później po jego asyście do bramki trafił Marek Saganowski. Wynik ustalił w 74 minucie Jakub Kosecki.  Wynik 3 – 1 pomimo fatalnej I połowy jest satysfakcjonujący. Trzy bramki na wyjeździe oznaczają przed rewanżem w Warszawie praktycznie na 100 % pewny awans.

Czwartek przyniósł nam zmagania w LE. Jako pierwsi na boisko wybiegli zawodnicy Lecha i Piasta. Ci pierwsi w Finlandii grali z Honką a drudzy na azerskich pastwiskach z Qarabachem. Lech rozpoczął bardzo dobrze bo już w 11 minucie po ciekawej akcji do bramki gospodarzy trafił Vojo Ubiparip. Ta bramka jednak została potraktowana przez Lecha jako wykonanie zadania. Po jej strzeleniu poznaniacy cofnęli się a inicjatywę przejęła Honka. Już w 17 minucie zrobiło się 1 – 1 i Finowie wyraźnie tym ośmieleni coraz częsciej i groźniej atakowali. W drugiej połowie Lech zdobył dwie bramki ale nie można powiedzieć, że zdominował rywala. Brakowi celności przy strzałach i dobrej postawie bramkarza Lech zawdzięcza stratę tylko jednej bramki. Również w tym przypadku wynik jest lepszy niż gra, ale podobnie jak w przypadku Legii przed rewanżem na własnym terenie praktycznie awans jest w kieszeni polskiej ekipy.

Nasz debiutant Piast musiał w II rundzie pojechaćdo dalekiego Azerbejdżanu, gdzie już kilka naszych zespołów dostawało baty. I choć jako pierwsi do siatki trafili gliwiczanie to mecz zakończył się ich porażką 1 – 2. Tu pretensje są najmniejsze. Po pierwsze to jak wspominałem debiutant, do pucharów dostał się nieoczekiwanie i niespodziewanie. Po drugie sam wynik nie jest najgorszy. Bramka strzelona na wyjeździe stawia Piasta przed rewanżem u siebie niezłej sytuacji. Do awansu wystarczy chociażby wygrana Piasta 1 – 0.

Jako ostatni na murawę wyszli zawodnicy Śląska Wrocław. Mecz z czarnogórskim Rudarem rozegrany został na stadionie we Wrocławiu. Ze względu na popisy wrocławian w Europie rok temu, wielu obawiało się tego meczu. Tymczasem to właśnie Śląsk pokazał jak powinno się rywala słabszego zdominować i dobić. Gra była płynna, wiele ciekawych akcji ofensywnych… Po 10 minutach było już 2 – 0 dla Śląska po bramkach nowego nabytku Śląska – Marco Paixao. Ostatecznie mecz zakończył się rezultatem 4 – 0 i losy awansu są również praktycznie przesądzone.

Podsumowując, trzy z czterech polskich zespołów wygrały zdecydowanie, jeden nieznacznie przegrał. Poza Śląskiem, martwi jednak gra naszych przedstawicieli. Na drugą rundę to może i wystarczy ale trzecią czy czwartą ? Wątpliwe. Dlatego też należy trenować i trenować, brać się solidnie do roboty. Mamy cztery szanse na grupowe potyczki. Jak dla mnie minimum przyzwoitości jest awans połowy tych ekip…