Różne są definicje polityki. Od tej najbardziej idealistycznej – sformułowanej przez Arystotelesa aż po tą bardziej realną autorstwa choćby Maksa Webera.

Za czasów Arystotelesa, politykę postrzegano jako sztukę rządzenia państwem, której celem miało być dobro wspólne. Definicje w czasach nowożytnych były już bardziej radykalne, bo mówiły że „polityka to działalność polegająca na przezwyciężaniu sprzeczności interesów i uzgadnianiu zachowań współzależnych grup społecznych i wewnątrz nich za pomocą perswazji, manipulacji, przymusu i przemocy, kontestacji, negocjacji i kompromisów, służąca kształtowaniu i ochronie ładu społecznego korzystnego dla tych grup stosownie do siły ich ekonomicznej pozycji i politycznych wpływów. Realia dziejów ludzkości i współczesności dowodzą, że polityki korzystnej dla wszystkich po równo zazwyczaj nie ma.”Aż wreszcie nadszedł czas definicji Maksa Webera, która mówi że: „polityka to dążenie do udziału we władzy lub do wywierania wpływu na podział władzy, czy to między państwami, czy też w obrębie państwa, między grupami ludzi, jakie to państwo tworzą.” 

Jakich definicji by tu nie przywoływać, fakty są takie że dziś celem każdego polityka, bez wyjątku jest zdobycie władzy, najlepiej samodzielnej. Są politycy lepsi, gorsi, chcący zrobić coś dla społeczeństwa, są też tacy których szarych obywateli mają w nosie a jedyną ich ambicją jest to by się nachapać i nakraść ale wszyscy bez wyjątku, bez względu na przynależność partyjną marzą o tym samym. O władzy. Ona uzależnia jak narkotyk. W popularnym serialu „Ranczo” był cytat mówiący, że: „Jak ktoś raz połknie bakcyla władzy, to nic innego już mu nie smakuje”. 

Czemu służyć ma ten przydługi wstęp ? Ano zwróceniu uwagi na coś co dzieje się już od pewnego czasu, ale niezależne media zaczęły zwracać na to uwagę stosunkowo niedawno. A mianowicie rozpoczęcie narracji, w której obecnie rządząca nami Platforma stawia się w roli społeczników, apolitycznych ekspertów i fachowców stojących na straży ładu i demokracji walczących ze złymi przeciwnikami, uprawiającymi politykę. Utrwalano ten przekaz w czasie ostatniej kampanii wyborczej poprzez wielkie bilboardy, o których do dziś krążą dowcipy. Podrasowany, wyluzowany i uśmiechnięty premier i hasła: „Nie róbmy polityki, budujmy stadiony”, „Nie róbmy polityki, budujmy drogi” i tak dalej i tak dalej. Pomysł ten posłużył do fajnej satyrycznej stronki na facebooku. Mamy tam bowiem profil: „Nie róbmy polityki, lepmy pierogi”. Jednocześnie, wraz z tą serią bilboardów coraz częściej każdą krytyczną uwagę wobec władz ze strony opozycji czy niezależnych, opozycyjnych mediów do znudzenia kwitowano tymi samymi tekstami: „To jest wypowiedź polityczna”, „Pan X próbuje zbić na tej sprawie kapitał polityczny”, „To jest po prostu hucpa polityczna”… Ostatnio wysyp tego typu zarzutów mieliśmy przy okazji referendum w stolicy. Słyszeliśmy więc, że inicjatorom nie chodzi o dobro Warszawiaków a jedynie o władzę, że to nic innego jak zarzuty polityczne. Nikt jakoś nie zastanowił się nad tym, że aby pomóc Warszawiakom, aby zmienić ich życie na lepsze i ogólnie szerzej, jeśli ktoś chce zmienić coś w kraju to najpierw musi dojść do władzy nieprawdaż ? To chyba logiczne. Wie to średnio rozgarnięty gimnazjalista nie przesypiający lekcji WOSu.

Oczywiście, pięknie by było gdyby politycy myśleli tylko o tym jak nam pomóc, o tym by nam było dobrze, by żyło się łatwiej, godniej i wygodniej. Nie oszukujmy się jednak. Żaden polityk, choćby nie wiem jak piękne hasła głosił nie jest całkowicie wyzuty z takiego uzależniającego pragnienia władzy. Tego by usiąść w fotelu, mieć gabinet, asystentów, limuzyny i by tytułować go „premierem”, „ministrem” czy nawet po prostu „posłem”. Tak jest i żadne idealistyczne zaklęcia tego stanu rzeczy nie zmienią. Każdy kto twierdzi inaczej, po prostu kłamie. Najgłośniej obecnie zarzuty o „robienie polityki” płyną pod adresem opozycji ze strony PO i sprzymierzonych z nim środowisk lewicowych. A ich nawet po wypiciu litra czystej na czczo nie posądzałbym o wyznawanie definicji Arystotelesa. To właśnie oni jak mało kto kochają władzę, wykorzystują ją do tego by obłowić się samemu i umożliwić to rodzinie czy znajomym. Po sześciu latach od objęcia władzy tak przyzwyczaili się fo luskusu, tak obrośli w piórka że teraz nie wyobrażają sobie powrotu do normalności. Do jeżdżenia zatłoczonym autobusem w godzinach szczytu zamiast do pokonywania trasy z Warszawy do Gdańska samolotem. Nie wyobrażają sobie mieszkania w dwupokojowej klitce z kuchnią zamiast w wystawnych pałacach i willach. Nie przyjmują do wiadomości, że zamiast być wożonym na sygnale do najlepszych klinik z byle bolącą nóżką mogliby czekać latami na wizytę u specjalistów. Polskę traktują jak dojną krowę i wyżymają ją z taką chciwością i brutalnością jakiej nie było za rządów innych ekip.

Zrobią więc wszystko by do zmiany władzy nie doprowadzić, by nie utracić wpływów nawet kosztem wygadywania bzdur sprzecznych ze sobą. Obecnie najpoważniejszym kandydatem do przejęcia władzy w Polsce czy się to komuś podoba czy nie jest Prawo i Sprawiedliwość. Nie jest to również partia, która wyznaje zasadę czysto Arystotelowską, ale przy wszystkich swoich wadach i wpadkach mimo wszystko pokazuje że w pewnych dziedzinach próbowałaby zaprowadzić normalność. Wspomnijmy tu chociażby o rozpoczętym w 2005 roku procesie dekomunizacji, lustracji i ograniczania wpływów postkomunistycznej sitwy, która oplotła nas już siecią powiązań niczym hydra. Narażają się więc na obelgi i zarzuty. Od faszystów, spiskowców, sekty smoleńskiej po…ludzi uprawiających politykę. No naprawdę odkrycie tysiąclecia. To tak jakby zarzucać piłkarzowi, że stara się strzelić bramkę i tym samym doprowadzić do wygranej swojej ekipy. Wszak to oczywista oczywistość.

Wiadomo też, że za parę lat nowa władza jaka ona by nie była, czy z prawa czy z lewa będzie używała tych samych tekstów w stosunku do nowej opozycji. Znów będą oskarżenia o „robienie polityki” o „polityczne inspiracje” i chęć zdobycia władzy. Będziemy słyszeli, że tylko rządzący są ponad podziałami i tylko im zależy na naszym dobru a wszystko inne to „polityczny cyrk” w myśl zasady – kto nie z nami ten przeciwko nam. Zmienią się jedynie adresaci i adwersarze. Zaryzykuję jednak stwierdzenie, że obecnej ekipy nikt nie przebije. Ta obecna przeszła samą siebie, przekroczyła wszelkie granice zażenowania, bezczelnośći, śmieszności i ustawiła rywalom poprzeczkę niewiarygodnie wysoko. Na pułapie, raczej nie do przeskoczenia.