Pamiętnik kpt. Zdzisława Brońskiego „Uskoka” to unikat. Nie istnieje drugie tego typu świadectwo walki narodu polskiego z dwoma okupantami. Codzienne losy Lubelszczyzny opisane tu zostały „swojsko”, trafią do każdego. Pamiętnik doczekał się wznowienia wersji papierowej, zachęcamy do kupienia. Warto się z nim zapoznać by zrozumieć pogmatwane dzieje drugiej połowy lat 40-tych XX wieku.
Broński od urodzenia związany był z powiatem Lubartów na Lubelszczyźnie – tu się urodził, pracował, działał w konspiracji, a w końcu oddał życie jako jeden z ostatnich. Pełny życiorys „Uskoka” pojawi się wkrótce w Encyklopedii Polskich Bohaterów.
Zapiski rozpoczynają się już podczas okupacji niemieckiej. „Uskok” zwracał uwagę na podział wśród Polaków. Ci, na stanowiskach gnębili pozostałych kontyngentami. Przykładem opisanym w pamiętniku stała się postać Andrzeja Sadowego, wójta gminy Ludwin, który w obawie przed atakiem polskich partyzantów, dookoła swej siedziby wybudował bunkry. Pojawiali się tacy, którzy starali się pozyskać coś dla siebie kosztem innych.
Sytuacja zmieniła się po przystąpieniu Stanów Zjednoczonych do wojny. Ożywiła się praca podziemna, usystematyzowała się organizacja grup. Wśród Polaków zapanowała jedność, członków konspiracji rekrutowało się niemal zewsząd – wśród rodziny, czy znajomych spotykało się z otwartością i zrozumieniem. Taka sytuacja zemściła się później, komunistom łatwo było ustalić kto działał nadal w podziemiu.
W 1943 roku „Uskok” poznał pierwszego PPRowca – Kazimierza Sidora, który już wtedy traktowany był jako zdrajca, który sprzedał się Moskwie. Potwierdziła to rozmowa Uskoka z dowódcami AL, którzy postulowali by wszystkie podziemne organizacje włączyły się pod szyld AL. Hańbiący przykład dał „Zbyszek”, który przed przejściem z AK do AL. udał się do pobliskich sobie wiosek z odezwą, że AK przechodzi do partyzantki PPR, pociągnął więc ze sobą sporo nieuświadomionej młodzieży. Rozmowa ta przekonała Brońskiego, że „tutaj nie ma miejsca na porozumienie, tutaj już wszedł na arenę wróg numer dwa”. Oto jak wyglądała rozmowa z Sidorem:
–A czy wy myślicie, że Rosja niesie nam wolność?
-Bez wątpienia tak! Są na to dowody, mimo że rosja została okłamana przez zdradzieckiego Andersa nadal pozwoliła polakom organizować się pod autorytetem Związku Patriotów Polskich […] Rosja daje nam gwarancję, że po pokonaniu Niemców Polska zostanie całkowicie niezależną
-I za cóż to wszystko Rosja nam daje? Czy niczego od nas w zamian nie zechce?
-Rosja jest naszym uczciwym sprzymierzeńcem w walce ze wspólnym wrogiem. Pomaga tak, jak silniejszy słabszemu pomagać powinien.
Na potwierdzenie faktu, iż komuniści byli wrogo ustosunkowani do polskiego podziemia świadczy fakt, że w 1943 roku zamordowano Józefa Milerta „Sępa” komendanta Obwodu Włodawa AK, czy kwatermistrza tegoż Obwodu – Dominika Bolestę „Abisyńczyka”. Dowództwo nakazywało unikać starć, bagatelizowało sprawę, czego nie potrafił zrozumieć „Uskok”.
Pomimo świadomości, że Armia Ludowa jest jedynie ekspozyturą radziecką, wielu Polaków zapisywało się partyzantki „ludowej”. Według Brońskiego ich przewaga polegała na tym, iż dysponując pieniędzmi, bronią i stopniami łatwo przyciągała chętnych ludzi – głównie naiwnych, nieuświadomionych, ale przede wszystkim niewyszkolonych. Ta ostatnia wada objawiła się w trakcie wspólnej akcji wysadzania pociągu, gdy ALowiec będący pomocnikiem podkładającego bombę ppor. AK Kazimierza Głowackiego, dotknął prowizorycznej dźwignię, o którą zaczepiony był przewód elektryczny doprowadzając do wybuchu i śmierci obu konspiratorów.
W 1944 jako następstwo Akcji „Burza” na Lubelszczyznę zaczęły przenikać oddziały 27 Wołyńskiej Dywizji AK. Przybywali oni z tragicznymi informacjami o skrytobójczych mordach i rozbrojeniach.„Uskok” spotkał się z jednym z założycieli oddziału – Władysławem Czermińskim „Jastrzębiem”, który opowiedział jak wyglądały kontakty między Armią Krajową, a sowiecką partyzantką i Armią Ludową. Mimo początkowo przyjaznego stosunku, współpracy i pomocy jaką okazywali żołnierze kresowej AK, sytuacja zmieniła się po zbliżeniu frontu, a wraz z nim jednostek Armii Czerwonej. Obiecywano odcinek frontu na wyłączność dla 27 Wołyńskiej, tak się jednak nie stało, a oddział akowców wysłany sowietom na przeszkolenie zniknął w niewyjaśnionych okolicznościach. Rozpoczęła się walka wobec trzeciego, obok Niemców i Ukraińców, wroga. „Jastrząb” nie miał wątpliwości – wejście Armii Czerwone na ziemie polskie oznaczać będzie kolejną okupację.
Równolegle do działań zbrojnych, istniało jednak życie towarzyskie. Konspiratorzy spotykali się, dyskutowali na temat obecnej im sytuacji politycznej. Wydarzeniem, które pozwoliło odetchnąć od wojennych zmagań, stało się przyjęcie. Tak opisywał je „Uskok”:
Mówiono o wszystkim […] Co to jest PPR i co to jest AK. Kto to jest Wanda Korniejczuk-Wasilewska i dlaczego AK jest podporządkowane rządowi emigracyjnemu w Londynie. Śpiewano i deklamowano o żołnierzach leśnych, o ich życiu tułaczym. O losie „chmurnym, lecz górnym”. W oczach żołnierskich i cywilów widniały łzy. Na zapytanie: „dlaczego płaczesz?”, odpowiadano – „Bo Polskę widzę”.
Tę sielską atmosferę zniszczył alarm, nadchodziła obława, w którą, jak się później okazało, wpadli także „żołnierze” Armii Ludowej. Dopiero wtedy „Uskok” i jego ludzie mogli na własne oczy przekonać się jak wygląda partyzantka komunistyczna:
Nie było tam porządku wojskowego. Wszystko szło i jechało dosłownie kupami. Mieli masę taboru, tj. wozów, bryk i koni wierzchowych. Wśród koni moi chłopcy poznawali konie zrabowane gospodarzom w okolicy[…]
Jedzie sobie na kobyle taki Josek Bergman „Czarny Sęp”, porucznik z medalami. Buty cokolwiek za duże, bo „rekwirowane”. Z jednego zwisa onuca, na drugim sterczy zardzewiała ostroga. Polski mundur za ciasny i dlatego niezapięty. Pas obciążony pistoletem i granatami opadł poniżej brzucha. Na plecach dynda się mapnik wyładowany słoniną, cebulą i chlebem […]. Wszystko na nim trzęsie się i skacze […]. „czarny sęp” patrzy tylko przed siebie. On jest polski partyzant kościuszkiewicz, przepraszam kóściuszkowicz.
Okazało się jednak iż to nie obława, a wojska Armii Czerwonej weszły już na Lubelszczyznę, po początkowym zamieszaniu i strzelaninie, sytuację udało się doprowadzić do porządku. Rozmowy z Rosjanami prowadził „Uskok” w przydrożnej leśniczówce. Pierwsze spotkanie z „wyzwolicielami” skończyło się tragicznie – dom został obrabowany, a jeden z akowców zastrzelony. Ciało zostało porzucone w zbożu…
Kolejnym dramatycznym wydarzeniem, opisywanym na karach pamiętnika „Uskoka” stało się rozbrojenie 27 Wołyńskiej Dywizji AK pod Skrobowem. Wołyniakom kazano dołączyć do armii Berlinga, która zmierzała już w stronę Lubelszczyzny. Nie wszyscy skorzystali z tej możliwości, wielu pozostało w oddziałach AK, inni ukrywali się na własną rękę. Dowództwo stanęło przed dwiema możliwościami – rozwiązać oddziały we własnym zakresie, broń schować, a ludzi rozpuścić do domów, bądź podzielić losy Dywizji Wołyńskiej. Nie pomagały wytyczne wysyłane przez rząd emigracyjny, który nakazując traktowanie jako Sowietów zupełnie nie zdawał sobie sprawy z sytuacji w terenie. Mając do wyboru – rozbrojenie przez Rosjan, lub samodzielne rozwiązanie oddziału, „Uskok” wybrał tę drugą możliwość:
Zbyt dokładnie patrzyłem w oczy tych chłopaków. Gdybym się tak nie przypatrywał, nie widziałbym, że w wielu oczach, zwłaszcza tych młodszych, błyszczą łzy, a przez twarze przebiega nerwowe drganie hamowanego żalu. Czułem, że i mnie do oczu napływa gorąca wilgoć, a słowa dławią się w gardle. Patrzyłem więcej w ziemię, by ukryć łzy. Czułem, że wyglądam trochę nie po żołniersku. A łzy tak trudno skryć, tak trudno…
Początkowo Broński nie rozumiał dlaczego niektórzy wyjeżdżają na tzw. Zimie Odzyskane. Był zdania, że jako żołnierze AK nie mając na sumieniu żadnych przestępstw powinni pozostać, dając przykład swoim dawnym podwładnym:
Och! Nadziejo, nadziejo… ! Nie przychodziła mi jeszcze wtedy do głowy myśl, że władze „demokratyczne” mogą potraktować mnie jako przestępcę za to, że byłem dowódcą oddziału partyzanckiego AK. Że wszystkie organizacje niekomunistyczne będą traktowane jako „faszystowskie” i „prohitlerowskie”. A więc wrogie wolności i demokracji !…
Pierwsze informacje o aresztowaniach pojawiły się dość szybko. NKWD na podstawie wcześniej przyrządzonych list, zatrzymało wielu konspiratorów z czasów pierwszej konspiracji. Z aresztantami obchodzono się jak najgorzej. Jeśli podczas tortur nie chcieli się przyznać do stawianych im zarzutów, doprowadzano ich do takiego stanu zdrowia, że umierali niedługo po wyjściu z więzienia.
Na kartach swego pamiętnika „Uskok” wiele miejsca poświęcił różnym kategoriom oficerów śledczych – szabrowników lat okupacji, ludzi żądnych władzy, a także takich, którzy przybywali na swe rodzinne tereny by się zemścić. Za przykład posłużył Stanisław Syta, przed wojną pospolity złodziej, kilkakrotnie łapany przez okolicznych chłopów. Po ostrzeżeniu, zagrożono mu, że jeśli nie przestanie, zostanie zastrzelony. Po wojnie Stanisław pojawił się ponownie we wsi, tym razem jako milicjant w stopniu plutonowego. Zaczął się on mścić na tych, którzy kiedyś bronili swego dobytku. Do tego typu odwetów w terenie dochodziło dość często. Duży problem stanowili także okoliczni komuniści. W trakcie pierwszej okupacji walcząc ramię w ramię ze wszystkimi konspiratorami, po wejściu Armii Czerwonej sporządzali oni listy z nazwiskami wszystkich ważniejszych działaczy terenowych celem aresztowania przez NKWD.
Z powodu chaosu w terenie, bratobójczej walki, „Uskok”, czując się odpowiedzialny za swych byłych podkomendnych, postanowił wrócić do podziemia. Szczególnie uderzał terror i bezprawie jakiego dopuszczali się komuniści na równi z Rosjanami:
Na terenie gm. Ludwik i Spiczyn przez pięć lat okupacji niemieckiej nie zginęło tylu Polaków, ilu zginęło przez pięć miesięcy „demokratycznej niepodległości”. Setki osób wyłapano i wywieziono w nieznanym kierunku. Miejscowi „demokraci”, ślepe narzędzie w ręku wroga, zaczęli dochodzić do tego, aby palić zabudowania i niszczyć dorobek rodzin „akowskich” przestępców, więzić ich braci lub ojców, a nawet wykonywać wyrok na miejscu.
W trakcie „drugiej okupacji” oddziały podziemia AK, DSZ i WiN działały jako grupy samoobrony – likwidowały groźnych działaczy komunistycznych, pracowników UB. Metody likwidacji bywały przeróżne, czasem udawało się zatrzymać delikwenta bez jakiegokolwiek wystrzału. Często partyzanci podawali się za funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa, którzy przybyli do miejscowości celem spotkania ze swymi agentami. Gdy już takowego namierzyli, był on wyprowadzany ze wsi i likwidowany. Bezwzględność ludzi „Uskoka” była odpowiedzią na terror „ubejców”. Przytaczane przykłady postępowania funkcjonariuszy bezpieczeństwa względem ludności cywilnej są przerażające:
[…] Cała głowa pełna krwawych ran, twarz zmasakrowana, zsiniała, do tego stopnia zniekształcona, że tylko przez żonę rozpoznaną być mogła. Ręce powykręcane, jedna złamana. Odzież poszarpana, ciało w wielu miejscach pokłute i postrzelone. Buty pościągali i wszystko z lepszej odzieży zabrali ze sobą. Co działo się w sercu kobiety, która w takim stanie zwłoki swego męża znalazła? […]
[…] W Wólce Zawieprzyckiej zatrzymano niejakiego Szymanka i zabrano ze sobą do lasu. Dokonał na nim zemsty osobistej jeden z pepe[e]rowców. Ciało Szymanka, zmasakrowane, znaleziono w lesie
[…] Oprawcy, po dokonaniu rabunku, kazali ojcu iść ze sobą. Sprokurowali od ręki oskarżenie, że jest on komendantem placówki AK i musi wiedzieć, gdzie znajdują się ”bandyci”. Kazali iść, więc poszedł. Poszedł, by już żywym nie wrócić.
Nie zawsze mogli zamordować – wtedy podpalano domy, grabiono je z rzeczy wartościowych. Tak działo się zawsze z gospodarstwami rodzin działających w partyzantce żołnierzy. Spisany raport tłumaczył zniszczenia znalezioną bronią.
Resort Bezpieczeństwa zaczynał stosować coraz radykalniejsze posunięcia. Do domu jednego z partyzantów przysłano list podpisany przez wójta. Z tekstu wynikało iż w jednej tylko gminie aresztowano 300 niewinnych osób, które miały zostać wypuszczone jedynie po ujawnieniu całego oddziału „Uskoka”. Spośród zatrzymanych część osób torturowano by wydobyć z nich informacje o partyzantach. Jeden z bitych podał trzydzieści nazwisk osób zupełnie nie związanych z podziemiem. By sprawiedliwości stało się zadość, w 1946 roku oficer śledczy, który brał udział w całej akcji, został zlikwidowany przez jeden z patroli „Uskoka”. „Ubejcy” byli bezwzględni również dla tych, u których istniało choćby podejrzenie, że wspierali partyzantów:
Po wycofaniu się partyzantów, ubejcy zaczęli maltretować domowników bijąc ich do krwi, nie oszczędzając dzieci. Gdy kazano im wszystkim ładować się do samochodu, żona Iwanickiego prosiła, by pozwolono jej odnieść małe dziecko do sąsiadów […] zaledwie uszła kilkadziesiąt metrów, inny zbir wziął ją na cel i zabił na miejscu. Dziecko pozostało przy życiu – zbroczone krwią matki.
Pętla zaciskała się coraz mocniej. Lata 1945-1946 duża aktywność podziemia, które po amnestii z 1947 roku zaczęło słabnąć. Akcja ujawnienia, służąca jako destabilizacja konspiracji wywołała zamierzony przez komunistów efekt. W terenie pozostały już tylko kilkuosobowe patrole działające samodzielnie. Członkami owych oddziałów zostawali najbardziej nieprzejednani ludzie. „Uskok”, na kartach pamiętnika, wypowiada się o nich z podziwem przywołując historię „Szatana” na którego, w trakcie śledztwa, napuszczono brata, będącego już wtedy na usługach komunistów. „Szatan” miał dla niego tylko jedno słowo – „Zdrajca”.
Odpowiedzią na nasilający się terror, stały się częstsze wyprawy odwetowe. Szczególnie akcja w Puchaczewie, gdzie zlikwidowano 21 „najbardziej winnych”, odbiła się w kraju szerokim echem. Była to odpowiedź za wydanie miejsca postoju trzech członków jednego z patroli „Uskoka”. Mimo, że całe zdarzenie odbyło się bez jego wiedzy, zaakceptował ją uznając za konieczną.
Od końca 1947 roku zapiski w pamiętniku stały się krótkie, rzadko nawiązywały do sytuacji w kraju, częściej natomiast poruszały sprawy międzynarodowe, gdyż „Uskok” tak jak i większość Polaków wierzył w III wojnę światową, uważał, że tylko konflikt pomiędzy wschodem, a zachodem pozwoli wybić się Polakom na niepodległość.
Z powodu terroru, ludność odsuwała się od partyzantów. Rodziny, które wcześniej z przyjmowały pod swój dach członków podziemia, teraz zmieniły się diametralnie:
Moje dzisiejsze wejście wywołało u domowników szereg uczuć: zdziwienie, ciekawość, radość i strach. Strach! To uczucie wypływało z wrażenia, że tuż za mną wpadnie horda ubejców […] wyszedłem, bo i mnie w gardle coś dławić zaczęło… nie wolno „Uskokowi” i jemu podobnym serca okazywać. Za to palą i strzelają. Gdziekolwiek „Uskok” się pokaże, w ślad za nim musi iść strach.
Złapani partyzanci, pod wpływem tortur ujawniali miejsca postojów, a nawet gospodarzy, którzy udzielali im schronienia. Sytuacja taka spowodowała, że coraz mniejsze było oparcie we wsi. Nowymi metodami „ubejców” stała się gruntowna rewizja – niszczono kominy, wybijano szyby w oknach, zrywano podłogi słowem – pozostawiano mieszkańców bez dachu nad głową. Patrole partyzanckie stały się więc grupami przetrwania, czekały na z góry przegranych pozycjach.
Śmierć „Uskoka” nastąpiła w 1949 roku, kiedy to okrążony w bunkrze wysadził się granatem. Ostatni wpis w pamiętniku został zanotowany na dwa tygodnie przed śmiercią:
Polska tonie w czerwonej powodzi… istnieje przysłowie, że „tonący brzytwy się chwyta”, jakże ono obecnie pasuje do wielu Polaków! Toniemy – a nadzieja, której się chwytami – pozostaje niestety tylko przysłowiową brzytwą.