PKW zdała egzamin i oficjalne wyniki wyborów mamy (jak na tą instytucję) błyskawicznie. W związku z czym warto pokusić się o podsumowanie, analizę i kilka wniosków. Po raz kolejny okazało się, że powszechna manipulacja, zwana dla zmyłki sondażami kuleje, ale jednak swoje zrobiła.
Pewnie wszyscy pamiętamy sondaże CBOS-u (i nie tylko), które dawały prezydentowi Komorowskiemu ponad 60%, rzeczywistość okazała się inna i zdobył on głosy głównie ludzi zawdzięczających posadę jemu i jego kliki oraz trochę głosów lemingów, na których zawsze może liczyć. Wbrew powszechnie szerzonej propagandzie, nie jest on żadnym mężem stanu, czy ojcem narodu. Nie sposób w tych sondażach nie zauważyć też, jak pompowana była frekwencja – rzadko schodziła poniżej 60% – a zazwyczaj oscylowała ponad 70%. Ale już dawno było wiadomo, że kto wierzy sondażom, ten sam sobie szkodzi, a do urn poszło niecałe 49% uprawnionych.
Niestety nadzieja na zmiany musi zostać odłożona przynajmniej do jesieni, kiedy to odbędą się wybory parlamentarne. Miejmy nadzieję, że zjednoczona siła prawicowa/antysystemowa odegra w nich znaczącą rolę i stanie się znaczącą siłą w przyszłym sejmie. Paweł Kukiz zgarnął cały elektorat niezadowolonych i osiągnął kapitalny wynik ponad 20%, teraz piłeczka leży po jego stronie aby stworzyć porozumienie i wspólne silne listy wyborcze, które będą w stanie obalić układ okrągłego stołu.
Sumując wynik kandydatów antysytemowych, lokujących się po prawej stronie mamy ok. 25%, co daje ogromny potencjał przed jesiennymi wyborami, o ile p. Kukiz nie da się ograć karierowiczom (także lewicowym), którzy się do niego kleją jak muchy. Jedynym postulatem nie mogą być JOW-y, bo dziś wprowadzenie w życie tego hasła brzmi jak leczenie nowotworu antybiotykiem na gardło. Polska wymaga kompletnej reformy, poczynając od obalenia lewicowej konstytucji, uproszczenia i redukcji do minimum przerośniętego prawa, które łącznie liczy już ponad 100 tys. wszelkiego rodzaju aktów prawnych, ograniczenia biurokracji, przynajmniej kilkanaście razy względem obecnej liczby oraz radykalnej obniżki i likwidacji niektórych podatków. Dopiero wówczas JOW-y i jak najbardziej słuszna odpowiedzialność posłów przed wyborcami może stać się faktem. Mnie osobiście docelowo najbardziej odpowiada system ordynacji preferencyjnej stosowany od 80 lat w Australii. Zwykły system JOW potwierdził tydzień temu w Wielkiej Brytanii, że niemiłosiernie betonuje scenę polityczną i wprowadzenie go teraz u nas spowoduje, że koalicja PO-PiS będzie mieć władzę absolutną, bez żadnego głosu sprzeciwu.
Wybory prezydenckie pokazały słabość 3 partii parlamentarnych, które oprócz Pawła Kukiza wyprzedził także Janusz Korwin-Mikke. Miejmy nadzieję, że kandydatka SLD, Magdalena Ogórek wbiła już ostatni gwóźdź do politycznej trumny tej partii. Prezydent Komorowski niemal natychmiast po ogłoszeniu wyników wyborów przypomniał sobie, że od zawsze jest zwolennikiem JOW-ów i zapowiedział referendum w tej sprawie. Okazuje się, że gdy pali się grunt pod nogami, niektórzy są w stanie obiecać wszystko. Jak tak dalej pójdzie to za 2 tygodnie zobaczymy prezydenta pod PKW krzyczącego, że wybory zostały sfałszowane. Ze swoich billboardów przemawia hasłem: ,,dobry start dla młodych”, niestety nie mówi o tym, czy lepszy jest start z Okęcia, Modlina, czy innego portu lotniczego. Drugi z kandydatów, który się znalazł w drugiej turze też dał już solidną dawkę populistycznych, socjalnych obietnic i hasełek, których spełnienie spowodowałoby jeszcze większe zadłużenie naszego kraju, dlatego kampania przed drugą turą będzie w takim tonie przebiegać. Tak więc ostateczna rozgrywka rozegra się między dwoma kandydatami (byłymi członkami) Unii Wolności, z czego zapewne dumny jest red. Michnik, jako ojciec ideowy UD a potem UW.
Ponieważ głosowanie w drugiej turze byłoby wyborem mniejszego zła i niepotrzebnym nabijaniem frekwencji, sugeruję by skupić się na budowie silnego frontu antysystemowego, który w niedalekiej przyszłości uśmierci ,,bękarta okrągłego stołu” jakim jest III RP i radykalnie zmieni oblicze przyszłego Państwa Polskiego. Mam nadzieję, że emigrować z Polski będą tacy ludzie jak niejaki prof. Czapiński, który się modli o to by ,,młodzi ludzie wyemigrowali”, bo rośnie w nich radykalizm. A w parze z nim (obaj są zwolennikami nowoczesnych par) na emigrację wyślemy red. Michnika, który krzyczy: ,,nie możemy oddać Polski gówniarzom”. Ja proponuję dla nich kierunek – Korea Północna, powinni się odnaleźć w swoim żywiole, radykalizmu prawicowego z pewnością nie uświadczą.