Dawno nie widziana posłanka PO Agnieszka Pomaska powróciła w „wielkim stylu”. Tym razem… tradycyjnie dostało się PiS-owi.

Pomaska udzieliła wywiadu trójmiejskiej – a jakże! – „Gazecie Wyborczej”. Pretekstem do rozmowy stała się decyzja o powrocie do oświadczeń majątkowych prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza. Takie działania nazwała „politycznymi”.

Mam nadzieję, że sądy się przed tym nie ugną i sprawa zakończy się sprawiedliwie i pozytywnie dla prezydenta. Sądy są jeszcze niezależne, ale obawiam się, że to nie potrwa długo. Natomiast nikt już nie ma wątpliwości, że prokuratura kieruje się motywami politycznymi – powiedziała posłanka.

Okazuje się, że to właśnie Pomaska szykuje się do startu w wyborach o prezydenturę po Adamowiczu. Zaznaczyła, że w kontekście polityki samorządowej możliwości ideologicznych zmian są ograniczone.

Mam swoje poglądy, ale miasto nie jest miejscem, gdzie trzeba je szczególnie eksponować. Gdańsk powinien być miastem, które nikogo nie wyklucza, nie dyskryminuje, czy to ze względu na wiarę, czy poglądy, czy orientację seksualną. Uważam, że kluczową wartością, której w ostatnich dwóch latach brakuje, jest szacunek. Szacunek do siebie nawzajem, do ludzi starszych, do innych poglądów – stwierdziła.

Dodała oczywiście, że każdy kandydat PiS-u w roli prezydenta miasta oznaczałby katastrofę.

Pod rządami PiS rola prezydenta sprowadzałaby się do próby zaszczepienia w mieście tej ideologii, którą partia forsuje na poziomie krajowym. Gdańsk nie byłby miastem dla wszystkich, tylko dla tych, którzy popierają PiS. Nie byłby miastem otwartym, lecz zamkniętym. Z tego nie zrodziłoby się nic dobrego. Na dalszy plan zeszłyby sprawy związane z poprawą jakości życia – uznała.

Zastanawiam się, jak wyglądałyby obchody wybuchu rocznicy wojny na Westerplatte, czy z ECS nie zniknąłby Lech Wałęsa, a jestem dumna, że miałam możliwość poznać pana prezydenta. Dziedzictwo Gdańska i historia Polski są niezwykle ważne i muszą być przekazywane w sposób obiektywny. A obawiam się, że stałoby się to, co w Muzeum II Wojny Światowej, gdzie wpadła ekipa, która chce zmieniać historię. W MIIWŚ jak w soczewce widać, co może się stać. Z placu przed muzeum zniknęła flaga Gdańska, jakby gdańskość tej placówki była czymś złym. (…) Nie wyobrażam sobie, żeby gdańszczanie chcieli żyć w takiej rzeczywistości – dodała.