276„Wolna” Polska potrafi być bezlitosna dla swoich przeciwników. Problem polega na tym, że upatruje ich ona wśród swych obywatelach, a nie tam, gdzie rzeczywiście powinna. Zmarły tragicznie w 2010 roku, doktor Dariusz Ratajczak jest idealnym przykładem.

Niniejszy tekst skierowany jest głównie do młodszych osób. Wielu starszych czytelników prawdopodobnie pamięta aferę jaka wybuchła w 1999 roku w związku z wydaniem książki „Tematy niebezpieczne” autorstwa dr. Dariusza Ratajczaka.

Przyszły „kłamca oświęcimski” urodził się 28 listopada 1962 roku w Opolu i z tym miastem związał się do końca swojego życia. Po obronie pracy doktorskiej został przyjęty jako pracownik naukowy Wydziału Historyczno-Pedagogicznego Uniwersytetu Opolskiego. W relacjach studentów, którzy chcieli pozostać anonimowi, dał się on poznać jako jeden z najlepszych wykładowców na wydziale. Na jego wykładach sala zawsze była wypełniona.

W 1999 roku własnym kosztem opublikował on wspomniany zbiór esejów „Tematy niebezpieczne”, w którym przedstawił m. in. tezy rewizjonistów holocaustu, negujących ludobójstwo Żydów. Grupa ta uważała, że nie należy stawiać tej nacji na piedestał jako „narodu wybranego” gdyż ludobójstwa dotknęły także Ormian, Cyganów, Rosjan, Polaków, czy Japończyków.

Książka nie spotkała się ze zrozumieniem. Rozpętała się nagonka zwieńczona tragicznym finałem. Główną rolę, bez wątpienia, odegrała Gazeta Wyborcza. To właśnie redaktorzy tej gazetki rozdmuchali całą sprawę. W atak na doktora włączyła się także dyrekcja Muzeum Auschwitz-Birkenau oraz Instytut Pamięci Narodowej i jego sławny artykuł 55 ustawy o IPN, który najzwyczajniej w świecie cenzurował wybrane tematy, m. in. właśnie dyskusje na temat holocaustu.

W przeciągu dwunastu godzin Ratajczak został zawieszony w prawach nauczyciela akademickiego, a następnie, po wewnętrznym śledztwie, wyrzucony z uczelni ze sprawą sądową na karku. Wśród kadry profesorskiej pojawiły się pomysły by napisać list, w którym wszyscy odetną się od poglądów „niesfornego” doktora, tylko jeden z profesorów odmówił, przez co cały pomysł pozostał niewypałem.

W akcie oskarżenia napisano iż Ratajczak „publicznie i wbrew faktom zaprzeczał zbrodniom nazistowskim w okresie II wojny światowej na osobach narodowości żydowskiej”. Jak sam tłumaczył, cała sprawa najmniej poruszyła środowiska żydowskie, warto nadmienić, że znalazły się nawet głosy poparcia od byłych więźniów Oświęcimia. Na nic się to jednak zdało.

Rozprawa zakończyła się w 2001 roku. Ratajczakowi nie pozwolono powołać świadków, którzy potwierdzić mieli iż zawarte w „Tematach niebezpiecznych” teksty nie były poglądami Ratajczaka. Jak sam stwierdził w jednym z wywiadów:

Widzi Pan, od samego początku sprawa była „szyta grubymi nićmi”… Nie miałem zbyt wielkich szans, bo proszę zdać sobie sprawę z jednej rzeczy : jednostka wobec systemu jest niczym, tak samo, jak błogo śpiący na ulicy człowiek wobec walca kierowanego przez szaleńca. Mogę powiedzieć tak: zachowałem twarz, walczyłem o nią, ale na wyrok uniewinniający w 100% oczywiście nie miałem szans. Raz jeszcze powtórzę: sprawa była od samego początku „kręcona z góry”, szły dyrektywy z ministerstwa sprawiedliwości, że trzeba szybko „tego Ratajczaka załatwić”. Jeżeli bowiem nie zrobimy tego teraz, za chwilę pojawią się następni, którzy zaczną drążyć „bardzo niebezpieczny temat” . Mój Boże, czegóż to „nasze elity” nie wypisywały w tamtych czasach o mnie. Wysyłano mnie do zakładów psychiatrycznych, twierdzono, że moja sprawa może wpłynąć na stosunki polsko-żydowskie. Istna paranoja, „dom wariatów”. Taki to był cyrk i takie występujące w nim małpy. Doprawdy żyjemy w ciekawych czasach. I „ciekawi” ludzie nami rządzą.

Umorzenie sprawy ze względu na niską szkodliwość czynu oraz zakaz wykonywania zawodu nie zakończyło tragedii. Ratajczak zatrudnił się jako stróż w hurtowni alkoholu. Szef miał skarżyć się na niego iż „zamiast pilnować albo pisze, albo czyta”. Gazety pisały o rzekomych pogłębiających się problemach alkoholowych, wkrótce zostawiła go żona.

11 czerwca 2010 roku ciało doktora Ratajczaka znaleziono pod Centrum Handlowym „Karolinka” w Opolu. Śledztwo bardzo szybko umorzono, mimo kilku nieścisłości. Wybrano wersję najłatwiejszą.

Na zakończenie warto nadmienić, że całą książkę można bez problemu znaleźć w sieci, proponujemy więc by samemu ocenić czy Ratajczak rzeczywiście zasłużył na los jaki go spotkał.

Najwyższy czas, Drodzy Koledzy, skończyć z tym hamletyzowaniem.
Czas podjąć walkę o prawdziwą, wielką duchem Polskę.
Inne państwo w tej części Europy, zważywszy na potencję sąsiadów ze Wschodu i Zachodu, istnieć nie może. Albo Polska będzie wielka, albo przestanie istnieć. Nie stać nas nawet na średniość. To będzie zadanie dla Waszego pokolenie.
Jesteście je winni również cieniom tych, którzy zginęli w nierównej walce w pierwszych latach po zakończeniu II wojny światowej.

dr Dariusz Ratajczak, 1.08.2004 Kędzierzyn – Koźle

13e436b39a57e76e