Lewicowi demonstranci, którzy protestowali w sobotę w Lipsku przeciwko marszowi prawicy, zaatakowali policjantów ochraniających marsz. W starciach obrażenia odniosło 69 funkcjonariuszy. Burmistrz miasta mówi o terrorze na ulicach.

Ubrani na czarno zamaskowani demonstranci obrzucili policjantów kamieniami, butelkami i racami. Służby porządkowe użyły do rozpędzenia tłumu armatek wodnych i gazu łzawiącego. W akcji użyto policji konnej oraz śmigłowców. Jak informuje policja, lewicowi manifestanci uszkodzili 50 pojazdów służbowych, z których cztery nadają się wyłącznie do złomowania.

Powodem zamieszek był kilkusetosobowy prawicowy marsz, określany przez media jako marsz neonazistów. W kontrmanifestacji uczestniczyło 1 000 osób. Manifestanci podpalili na pobliskich stacjach metra pomieszczenia z kablami elektrycznymi, aby zapobiec przyjazdowi prawicowców. Interweniujący strażacy byli atakowani. Zniszczeniu uległy przystanki autobusowe, podpalano też pojemniki na śmieci.

Burmistrz Lipska Burkhard Jung powiedział, że jest zszokowany skalą zniszczeń dokonanych przez lewicowych fanatyków. „Mamy do czynienia z jawnym terrorem na ulicach” – powiedział. Jak zaznaczył, „pod płaszczykiem antyfaszyzmu” ludzie stosujący przemoc atakują państwo.

Policja zatrzymała angażującego się w walkę z prawicą księdza Lothara Koeniga. Zarzuca mu się naruszenie porządku publicznego. Koenig przemawiał na wiecu lewicowych demonstrantów. Władze zarzucają duchownemu, że w 2011 roku nawoływał do przemocy wobec policji.

Lipsk jest jednym z bastionów niemieckich skrajnych lewicowców i anarchistów. Podobne incydenty zdarzały się tam już wcześniej.

 

PAP/mn