W sobotę w Poznaniu odbył się marsz poparcia dla dewiantów spod znaku tęczowej flagi. Prezydent miasta Jacek Jaśkowiak wykorzystał ten spęd do politycznej agitacji.
Nie jesteśmy homofobicznym zaściankiem, tylko jesteśmy miastem otwartym – grzmiał prezydent Poznania Jacek Jaśkowiak.
Politycznym przeciwnikom dostało się nie tylko za „nietolerancję” w stosunku do środowisk LGBT, ale również za sprzeciw wobec przyjmowania imigrantów. Niechęć do ich sprowadzania Jaśkowiak porównał do… antyżydowskich działań nazistowskich Niemiec.
To, niestety, skutki tej retoryki rządzących, tego właśnie podjudzania, straszenia obcymi, terrorystami i to właśnie, wśród ludzi gorzej wykształconych, przez ludzi, którzy nie mają takiej orientacji łatwiej jest siać strach i nienawiść. Robiono tak już wcześniej, bo przecież w nazistowskich Niemczech też straszono robactwem, tyfusem, który mieli roznosić Żydzi – powiedział.
Być może nie jestem akceptowany przez nacjonalistów, przez ksenofobów czy przez ludzi, którzy gardzą innymi z uwagi na ich orientację seksualną, rasę, wyzwanie czy, na przykład, niepełnosprawność. Ja uważam, że wręcz naszym obowiązkiem, samorządowców, jest to, aby tego typu inicjatywy, tego typu marsze popierać. Dwa lata temu nie był na to gotowy jeszcze Paweł Adamowicz z Gdańska, a teraz poszedł. Jestem przekonany, że w następnych latach kolejni prezydenci także pójdą – prężył muskuły prezydent miasta.
Mieszkam w Poznaniu. Kiedyś to miasto miało być zapleczem dla Berlina, m.in. kulturalnym — np. opera nie miała magazynów na
Pojawiali się prezydenci z głową, jak Cyryl Ratajski, ale ostatnie kilkanaście lat, to zgroza. Za poprzedniego (R. Grobelny) było o tyle dobrze, bo się chłopak nie wysilał i wszystko lekko mu przychodziło: np. zniszczenie handlowe centrum oraz słynny na całą Europę „chlebak” — czyli dworzec PKP. Teraz nastąpiła zmiana na gorsze, nie wnikam w pokręcone meandry umysłu obecnego p. prezydenta, bo można się z tego nigdy nie wydostać, to i nie warto wchodzić. Widać zresztą „osiągnięcia” : „tęczowa parada” (nawet natura nie wykazała się wsparciem – było zimno i padało z lekka, ale to, co wyczynia się z organizacją ruchu samochodowego w centrum oraz zmiany w celu „uspokojenia ruchu”, ścieżki rowerowe itp., to zgroza.
Ogólnie można podsumować — działania nie mają wiele wspólnego ze zdrowym rozsądkiem i chęcią ułatwiania życia mieszkańcom.
Z przykrością muszę przyznać, że popierałem działania PO. Do momentu, kiedy władze zlikwidowały ostatnią łaźnię miejską. Była usytuowana na ul. Słowackiego i oferowała kilka miejsc pod prysznicem oraz kąpiele w wannach za śmieszne pieniądze od 3 do 5 zł. Dla bezdomnych to było coś, zwłaszcza w zimie, gdzie mogli się przez jakiś czas wygrzać. Rada miejska, chytrym zabiegiem formalnym, jakim była zmiana statutu, nie umieściła w nowej wersji usług łaźni, wobec czego tę ostatnią też zlikwidowano. W zamian proponuje się Termy Maltańskie, oczywiście droższe i daleko od centrum — dojazd kosztuje więcej niż sam pobyt.
I tak pod 1/2 milionowe miasto nie ma żadnej łaźni, a jeszcze parę wieków temu:
[…] wraz z rozwojem miasta i zwiększaniem się liczby jego mieszkańców, rosła liczba łaźni. W Poznaniu istniało ich kilkanaście, m. in.: przy ulicy Woźnej, na Piaskach, na Chwaliszewie, na Ostrówku i Ostrowie Tumskim, na zamku królewskim, na Czapnikach za bramą Wrocławską, na Rybakach, przy szpitalach: św. Ducha, św. Łazarza i św. Krzyża. Starano się także zapewnić możliwość korzystania z łaźni dla ubogich, chorych i uczniów, stąd liczne fundacje na rzecz tych grup społecznych. W niektórych łaźniach ubodzy mogli za darmo wykąpać się i ogolić w określone dni tygodnia, przed południem…. /źródło: http://epoznan.pl/blogi-blog-19-718/.
Miasto ma pieniądze na bezsensowne „eventy”, że wymienię np. pochody tęczowe, światowe zjazdy oszołomów od globalnego ocipienia oups… przepraszam, miało być „ocieplenia” i inne takie. Wymieniać dalej nie będę, bo w czasie pisania żółć mnie zalewa.
Wesoło się żyje w mieście rządzonym przez osoby zachowujące się jak przygłupy.
PI
PO -wcy. Szykować odbyty, bo tego wymaga niemiecki pan.
Niemiecki bi,homo ono ma porównania. Sam pochodzi być może z rodziny z nazistowskimi korzeniami. Marzą mu się kochanki i żony raz Hildy, raz Helmuty