Prokurator Czesław Kurpiś z katowickiej prokuratury rejonowej zapytany przez dziennikarza „Do Rzeczy” o konkretne materiały wskazujące na nawoływanie do nienawiści przez inicjatywę „Nie dla islamizacji Europy” nie umiał wymienić choćby jednego. A jednak Damian Kowalski stał się podejrzanym.

Foto: Wikimedia Commons

Prokuratura nie dysponuje także żadnymi opiniami biegłych, które – jak wskazują eksperci – są wymagane, aby móc postawić zarzty w tej sprawie. Jak już pisaliśmy w artykule „Seremet na tropie siewców nienawiści” zdaniem dr Marcina Warchoła z Instytutu Prawa Karnego UW „jedną z pierwszych czynności w postępowaniu dotyczącym wzywania do nienawiści wobec danej grupy powinno być zasięgnięcie eksperckiej opinii, czy do występku w ogóle doszło”. Tego jednak katowicka prokuraura nie zrobiła, co przyznaje prokurator Kurpiś.

Światowej sławy kryminolog podkreśla, że „bez tego trudno przesądzać, czy publikacje na portalu mają charakter informacyjny, czy to może krytyka, czy rzeczywiste wzywanie do nienawiści” – zaważa prawnik. Na jakiej podstawie więc prokuratura podjęła decyzję o postawieniu zarzutów Damianowi Kowalskiemu i wydaniu nakazu przeszukania jego domu w celu znalezienia obciążaących go materiałów? Tego jak się wydaje nie wie nikt, może nawet w katowickiej prokuraturze…