Dziś, kiedy po ukraińskiej rewolucji obserwujemy wzmożoną aktywność Rosjan na Krymie możemy czuć się niepewnie. Nie dziwią więc słowa – autentycznie przerażonego – premiera Tuska czy prezydenta Komorowskiego. Wiedzą, że powtarzane slogany o „czasach wiecznego pokoju” to mrzonki i bzdury.
common.wikimediaKomorowski ostatnie wydarzenia na arenie międzynarodowej skomentował krótko: „Czujemy się zagrożeni interwencją Rosji”, premier za to stwierdził: „Europa i świat nie będą tolerować aktów agresji”. Nagle panowie się obudzili i prężą muskuły? Przez ostatnie lata wszyscy zapewniali, że żyjemy w czasach pokoju. Bronią nas NATO, Unia i Bóg wie jeszcze kto także możemy spać spokojnie. Władzom wtórowała „Wyborcza”, „TVN” i cała ta banda postępowców. Tymczasem okazuje się, że kiedy kraj jest zagrożony nasi „obrońcy” ograniczają się do „wyrazów zaniepokojenia” i pisemnych apeli. Zresztą, czy Polacy naprawdę są tak naiwni że wciąż mają nadzieję na pomoc dobrego wujka z Ameryki czy Anglii? Czy przykład dwóch wojen i sprzedajnych aliantów niczego nas nie nauczył? Jakże złowieszczo brzmią dziś słowa śp. Lecha Kaczyńskiego wypowiedziane na wiecu w obronie Gruzji w Tbilisi. Usłyszeliśmy wtedy: „I my też wiemy świetnie, że dziś Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze Państwa Bałtyckie, a później może i czas na mój kraj, na Polskę!” Prorok? Żaden prorok, po prostu człowiek inteligentny i potrafiący przewidywać ruchy innych. Człowiek, który myślał o przyszłości a nie o „tu i teraz” i ciepłej wodzie w kranie. Wtedy wyśmiewany i obrażany. Traktowany jak głupek i czubek. Dziś na głupków wyszli ówcześni wrogowie i agresorzy.
Przy tej okazji warto dodać coś jeszcze. Kiedy śp. Lech Kaczyński bronił Gruzji, występował przeciw Rosji wiodące media i politycy PO czy lewicy płakali nad tym jako to machamy szabelką, narażając się na konflikty z sąsiadami. „Kłótliwe Kaczory” miały działać na szkodę kraju. Dziś Sikorski jeździ na Ukrainę, mediuje, wspiera Ukraińców przeciw Rosji, Tusk grozi palcem… Media tymczasem sekundują i chwalą odwagę i przenikliwość naszych „mężów stanu” a polscy rolnicy bankrutują przez rosyjskie embargo. Hipokryzja, level hard!