Miałem przyjemność otrzymać niedawno egzemplarz recenzencki książki „Resortowe Dzieci”, która taką burzę wywołała ostatnio po lewackiej stronie Polski. Spłynęły także do sądów pierwsze pozwy. Czy warto przeczytać tą publikację?

Resortowe Dzieci. Media
Wydawnictwo Fronda

Uważam, że pomysł, aby zebrać w jedno informacje o przeszłości wielu osób związanych współcześnie z mediami, a także ich rodziców, jest bardzo dobry. Oczywiście – pojawiają się głosy, że przecież dzieci nie odpowiadają za czyny rodziców. Nie odpowiadają, ale nie bez przyczyny powstało przysłowie „Niedaleko pada jabłko od jabłoni”. Musimy zdać sobie sprawę z tego, że na to, jakim kto zostanie człowiekiem, wpływa wiele czynników – wzorce przekazywane w domu rodzinnym, otoczenie, znajomi, szkoła. Dzieci komunistycznych dygnitarzy nie wyniosą z domu przywiązania do wiary i tradycji, konserwatyzmu, głębokiego patriotyzmu (no chyba, że w odniesieniu do ZSRR). Nie można ich za to winić, że mieli takich, a nie innych rodziców, ale nie można też twierdzić, że nie wpłynęło to na ich późniejsze dorosłe działania.

Jest także inna kwestia – każdy z nas czuje głęboką więź ze swoimi rodzicami. Jeżeli będziemy widzieć, że naszym rodzicom dzieje się coś złego, to odruchowo będziemy ich wspierać. Kiedy jednak rodzice są byłymi komunistycznymi dygnitarzami, czy pracownikami komunistycznych służb, to obrona ich, często łączy się z obroną słusznie minionego systemu. Nie powinno więc nas dziwić, że w lewicowo-liberanych mediach tak duże kontrowersje wzbudza np. lustracja.

„Resortowe Dzieci: Media” to znakomite kompendium wiedzy o ludziach mediów, wywodzących się z komunistycznych rodzin. W książce są także zawarte szczegóły powstawania prywatnych mediów na początku III RP, w co nierzadko były zamieszane służby specjalne. Myślę, że każdy, kto chciałby zdobyć rozeznanie w świecie współczesnych polskich mediów, powinien zapoznać się z tą publikacją. Można np. porównać jak wyglądał proces przyznawania koncesji naziemnych na początku lat 90. z tym, co działo się w ostatnim czasie i dzieje się nadal. Wiedza, którą przekazuje ta książka, da nam możliwość większego rozeznania w tym, dlaczego np. w TVN-ie atakują to, w GW piszą tamto, a Tomasz Lis zaprasza tego i tego. To wszystko, co obserwujemy obecnie w mediach wynika z przeszłości głównych graczy medialnych.

„Resortowe Dzieci: Media” to, jak zapowiada wydawca, pierwsza książka z serii wydawnictw o tzw. resortowych dzieciach, czyli członkach rodzin mocno związanych z komunistycznym aparatem partyjnym i służbami specjalnymi. To chyba pierwsza książka Wydawnictwa Fronda, którą miałem przyjemność mieć w rękach i mam nadzieję, że nie będzie ostatnią tak dobrą publikacją przez nie wydaną. Mam też nadzieję, że w kolejnych książkach zastosują inny system przypisów, bo ten w „Resortowych Dzieciach” jest dość problematyczny, gdyż przypisy są dopiero na zakończeniu każdego z rozdziałów, dlatego trzeba przerzucać dziesiątki kartek, aby je odczytać. Powinno być tak, żeby przypisy były jak najbliżej, tj. na tej stronie do której się odnoszą. No, ale mimo tej niewątpliwej niedoskonałości, książa mi się bardzo spodobała. Szczególnie wciągnąłem się w rozdział poświęcony powstaniu Polsatu i przyznaniu mu koncesji na nadawanie naziemne. Przyznam się, że nie wiedziałem, jak wielką rolę w tym miały służby specjalne, czy też, że za przyznaniem koncesji dla konkurencyjnej Polonii 1 optował prezydent Lech Wałęsa. Jedna decyzja wpłynęła na to, że Solorz stał się magnatem medialnym, a sieć stacji lokalnych Polonia 1 upadła (sama stacja Polonia 1 nadal nadaje, ale głównie telezakupy). Zachęcam do wgłębienia się w tą historię dzięki książce „Resortowe Dzieci. Media”!