Pomnik w Hucie Pieniackiej.
fot. Dominik Górczak / parezja.pl

W roku 1944 Huta Pieniacka liczyła ok. 1000 mieszkańców. Oprócz mieszkańców byli także uciekinierzy, którzy liczyli, że we wsi ukryją się przed UPA. Większość jednak została wymordowana przez oddziały SS-Galizien i UPA. Dziś po wsi liczącej w 1944 roku ponad 170 gospodarstw nie ma żadnego śladu – pozostał pomnik, krzyż i stary las.

Dotarcie do Huty Pieniackiej jest nie lada wyczynem – nie prowadzi do niej żadna utwardzona droga, nie informują o niej znaki. Kiedy wyjdzie się z lasu ukazuje się typowy dla Ukrainy krajobraz – bezmiar pól, łąk. Dopiero po kilku minutach marszu ukazuje się prawosławny krzyż (poświęcony Ukraińcom zamordowanym przez „polskich szowinistów”), a dalej pomnik poświęcony zamordowanym Polakom. Trudno sobie wyobrazić, że kiedyś była tam polska wieś, która liczyła sobie ok. 1000 mieszkańców.

Wieś została zaatakowana o poranku. Najpierw została ostrzelana przez oddziały SS, a następnie do wsi wkroczyli ukraińscy nacjonaliści. Ci nie mieli litości dla nikogo. Cześć mieszkańców została zamordowana w miejscach, gdzie próbowali się ukryć – w domach, schronach, piwnicach. Umierali szybko lub byli katowani. Jednak znaczna większość Polaków została zaprowadzona do kościoła pw. św. Andrzeja Boboli.
Dr Aleksander Korman tak opisuje tamte wydarzenia:

Do kościoła ludzie byli wpędzani przez zakrystię i wejście boczne od strony budynku nowej szkoły. Przechodzili przez dwurzędowy szpaler esesowców z bronią gotową do strzału, byli zmuszani do wchodzenia biegiem (…). Ukraińscy żołnierze SS Galizien, którzy stanowili 98% stanu dywizji, sprofanowali kościół rzymskokatolicki. Wnętrze (…) było zdewastowane, rozbite tabernakulum, przed ołtarzem rozsypane Hostie, a szaty liturgiczne leżały rozrzucone na posadzce, na której były widoczne ślady krwi (…).

W pewnym momencie pojawiła się wiadomość, że kościół jest zaminowany. Ukraińcy jednak mieli inne plany co do Polaków i co do sposobu ich mordowania. Kazali wszystkim wyjść z kościoła, powiedzieli, że to koniec, pozwalali im wracać do swoich domów. Chwilę potem rzeź wznowiono. Ginęli wszyscy – od starców po dzieci. Płomienie strawiły większość domostw i dużą cześć ciał. Około godziny 17 wieś niemal w całości zniknęła. Zachował się jedynie kościół, szkoła i cztery domostwa, które były na uboczu. Przeżyło zaledwie 160 osób, a zamordowanych zostało wg różnych źródeł od 1200-1500 osób.

Dla podkreślenia okrucieństwa zbrodni warto przytoczyć fragment książki Nieukarane zbrodnie SS Galizien z lat 1943-1945 dr Kormana:

W nocy z 27 na 28 lutego 1944 r. (…) Michalewską, z domu Bernacką, lat 26… zaatakowały bóle porodowe. Była przy niej położna – akuszerka. SS-owcy wtargnęli do jej domu, wyprowadzili wraz z położną i innymi mieszkańcami tej ulicy. Doprowadzili do kościoła, posadzili na stopniu ołtarza, a przy niej położną. Gdy bóle przybierały na sile, a (…) Michalewska bardzo jęczała i zaczęła rodzić, podszedł do niej SS-owiec, wyrwał z niej siłą dziecko, rzucił na posadzkę.

Pamiętajmy o tych niewinnych ofiarach, które zamordowany tylko za to, że byli Polakami. Nie wolno nam o nich zapomnieć, a co więcej – należy walczyć o tą pamięć i przypominać o ich męczeńskiej śmierci.