Ewa Kopacz znów zaskakuje. Tym razem optymistyczną oceną roku swoich rządów. Podczas niedawnego wystąpienia z okazji rocznicy objęcia fotelu premiera wyraźnie zabrakło jej kontaktu z rzeczywistością i krytycznej autorefleksji. Tymczasem chyba nawet sami politycy PO nie wierzą w skuteczność własnej propagandy.
„Podjęłam niełatwe zadanie bycia premierem RP w poczuciu odpowiedzialności za ojczyznę, w poczuciu odpowiedzialności za kraj” – stwierdziła podniośle prezes rady ministrów nie zapominając przy tej okazji o swoim pryncypale Donaldzie Tusku, którego awans na brukselskie salony nazwała sukcesem Polski. „Wtedy wyraźnie zadeklarowałam, że od pierwszego dnia biorę pełną odpowiedzialność za politykę rządu i pełną odpowiedzialność za deklaracje, które składam”. Wspaniale.
Kopacz ogłosiła miniony rok rokiem spełnionych obietnic. Choć brzmi to jak ponury żart, premier była całkiem poważna. Parezja.pl pisała już o sprawie i wypunktowała wszelkie afery i kompromitacje rządu byłej minister zdrowia, słowem ukazała prawdziwe polityczne oblicze minionego roku. Nie zamierzam dodatkowo pastwić się nad tą nieudolną ekipą, jednak upór we wmawianiu Polakom, że białe jest czarne, a czarne białe, jest godny podziwu i wart odnotowania.
Myliłby się jednak ten, kto uznałby, że Ewa Kopacz nie jest zdolna do ukorzenia się i przyznania do błędu. Pani Premier dostrzegła jedno swoje uchybienie: nie udało się jej osiągnąć porozumienia z opozycją. Oczywiście z wyłącznej winy opozycji. „Chciałam zmienić polską politykę. Chciałam zmienić relację między rządem a opozycją. Chciałam doprowadzić do tego, by w Polsce możliwa była normalna debata na argumenty, a nie ciągłe obrzucanie się inwektywami, kłótnia, wojna. Ręka, którą wtedy wyciągnęłam do opozycji, zawisła w próżni. Nie było woli dialogu wtedy, nie ma go i teraz”. Cóż, chciałoby się powiedzieć, nie można zrobić wszystkiego, nikt nie jest alfą i omegą.
Propaganda propagandą, ale nawet w szeregach Platformy słychać głosy kwestionujące nieuzasadniony optymizm szefowej rządu. Małgorzata Kidawa-Błońska skomentowała dla TVP Info, że „Rok to jest bardzo krótko, żeby zrealizować ważne rzeczy, ale tutaj zrobiono wiele”. Ze słów tych bije ostrożność i asekuracja. Nie czepiajcie się, bo rok to krótki czas. W takim razie po co szopka Kopacz na temat rzekomych sukcesów? Albo jedno, albo drugie. Oczywiście musiało paść coś w stylu: ale i tak jest nieźle – choć brzmi to jak zwykle mało przekonująco. Marszałek sejmu zapytana o aferę taśmową stwierdziła, że „życie składa się z takich niespodzianek”. Eufemizacja języka naszych włodarzy bije wszelkie rekordy zuchwalstwa i braku wstydu.
Jeżeli miniony rok był rokiem spełnionych obietnic, to boję się przypominać sobie, co tak naprawdę Kopacz obiecała. Być może ostateczny upadek Platformy? Może przejęcie władzy przez ekipę, która będzie w stanie realnie sprawować rządy, dokonywać korzystnych reform, zamiast skazywać Polskę na ciągłą stagnację? Może. Ale wszystko to jeszcze przed nami, choć zdaje się nie być wcale odległe. Jest bliższe niż ktokolwiek myśli. Poczytajmy posty Redaktora Lisa. Są jak jaskółki zwiastujące wiosnę. On już wie.