Masowe protesty tzw. ruchu „żółtych kamizelek” trwają od 17 listopada w całej Francji. Zaczęły się one od sprzeciwu wobec planów podwyższenia cen benzyny. Mimo, że rząd postanowił wycofać się z projektu na rok 2019, protestów nie zaprzestano. Doszły bowiem nowe postulaty sprzeciwiające się rosnącym kosztom utrzymania, oraz żądania podniesienia płac, emerytur czy zasiłków. Oprócz tego protestujący są rozczarowani działaniami prezydenta w zakresie polityki gospodarczej i żądają jego dymisji.

Protesty jednak nie przebiegają w spokoju. Dochodzi bowiem do częstych starć demonstrantów z policją, przy użyciu gazów łzawiących i armatek wodnych. Natomiast działania polityczne jedynie wzmagają protesty, gdyż są one wykorzystywane zarówno przez lewicę jak i prawicę. Oprócz tego niszczone i podpalane są sklepy oraz banki, przez chuliganów korzystających z panującego chaosu na ulicach.

Rosyjskie służby stojące za atakiem protestantów na rezydencję prezydenta Francji. 

W ostatnim czasie protestujący posunęli się jednak dalej. Dzięki mediom społecznościowym liczna grupa „żółtych kamizelek” zajechała do Bormes-les-Mimosas. Usiłowali oni się tam dostać do letniej rezydencji Macrona – Fortu Bregancon. Działania te były odpowiedzią na hasło „Dziś idziemy zająć Fort Bregancon” zamieszczonego na Twitterze. Dzięki temu reprezentanci „żółtych kamizelek”, tak licznie się zorganizowali.

Nie wiadomo czy prezydent w tym czasie tam przebywał. Stanowiło to jednak duże niebezpieczeństwo dla niego i jego rodziny. Jak donosi „The Times”, wydarzenie to nie było przypadkowe. Brytyjscy dziennikarze dopatrują się w nim wpływów rosyjskich służb specjalnych. Spekulują, że demonstracje były podsycane w mediach społecznościowych poprzez „fejkowe” konta powiązane z rosyjskimi służbami. Na nich bowiem publikowano fałszywe informacje i zdjęcia dotyczące przebiegu protestów. Miały one zachęcać Francuzów do kontynuowania zamieszek i podburzać w stosunku do policji.

Egzekucja kukły prezydenta.

Oprócz tego  w Angouleme, stolicy regionu Nowa Akwitania, doszło do egzekucji kukły z wizerunkiem prezydenta Francji. Protestujący przeprowadzili najpierw „proces”, po czym zakapturzony „kat” odrąbał siekierą głowę. Dokonano tego na kukle realnej wielkości z papierowym wizerunkiem twarzy Emmanuela Macrona.

W związku z tym, trzech mężczyzn zostało w piątek zatrzymanych. Zarzuca się im zorganizowanie wydarzenia „stanowiącego ciężką zniewagę zarówno dla osoby, jak i urzędu prezydenta Republiki”. Oprócz tego prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie „publicznego nawoływania do popełnienia przestępstwa” oraz „znieważenia osoby będącej depozytariuszem władzy publicznej”.

Premier Francji Edouard Philippe twierdzi, że „wykluczone jest uznawanie za rzecz banalną takich gestów, które powinny być przedmiotem jednogłośnej krytyki i sankcji karnych”.

Ofiary śmiertelne protestów i zapowiedzi kolejnych strajków.

W wyniku demonstracji w całym kraju zginęło dziesięć osób, a setki odniosło rany. Jedną z nich jest 23-letni Francuz, potracony przez polskiego kierowcę. Zeznał on, że mężczyzna blokował mu drogę. W rezultacie wpadł w panikę, że chce on go zaatakować i przyśpieszył. Ostatnią ofiarą jest 36-letni kierowca, który samochodem uderzył w ciężarówkę blokującą rondo w ramach protestu.

Prezydent zapowiedział, że rząd podejmie kroki w celu polepszenia kwestii przedstawianych w postulatach, jednak nie dojdzie do zmiany polityki o 180 stopni. Pomimo to manifestanci działają dalej. Nawet podczas świąt blokowali niektóre drogi we Francji. Poszczególne regiony Francji zdecydowały się, więc zakazać organizowania demonstracji od piątku do niedzieli. „Żółte kamizelki” zapowiedziały, więc dalsze działania na sylwestra i Nowy Rok. W całym kraju trwa organizacja policji w celu zapewnienia bezpieczeństwa obywateli.